Państwo Irena i Bogdan Dołowy potrzebowali 150 tysięcy złotych kredytu, jednak żaden bank nie chciał im udzielić pożyczki. Małżeństwo zdecydowało się skorzystać z oferty firmy udzielającej tzw. chwilówek. I dało się oszukać. Materiał "Faktów" TVN.
- Za te pieniądze sam zrobiłem pokoje dla dzieci, żeby wreszcie je miały. Okazało się jednak, że zrobiłem je dla gościa z Gdańska - mówi wyraźnie przybity Bogdan Dołowy.
"Wykorzystują takich głupich jak my"
Zabezpieczeniem kredytu miała być hipoteka nieruchomości, ale pani Irena podpisała umowę kredytową do której dołączono akt notarialny o przeniesieniu własności. W zamian za 150 tysięcy złotych kredytu przekazała własność nieruchomości wartej pół miliona. - Żerują na tym, że wykorzystują takich głupich ludzi jak my - opowiada ze łzami w oczach Irena Dołowy.
O tym, co zrobili, państwo Dołowy zorientowali się już następnego dnia. Chcieli odkupić dom i zwrócić kredyt, jednak nowy właściciel oświadczył, że wraz z przekazaniem nieruchomości kredyt został spłacony i nie zgodził się na sprzedaż domu. - Nasze stanowisko w tej sprawie jest takie, że pani Irena Dołowy podpisała umowę w pełni świadomie - twierdzi radca prawny Marianna Tauer-Trzeciakowska.
Skomplikowana umowa
Pani Irena twierdzi, że nie zrozumiała skomplikowanej umowy, a ustnie umawiała się na to, że dom będzie tylko zabezpieczeniem kredytu. - Ci państwo byli manipulowani, podejrzewam, że przez długi czas - mówi adwokat Marta Lech, która pomaga poszkodowanej rodzinie w tej sprawie. - Pójdziemy i powiesimy się na bramie tego domu i nikt go wtedy nie kupi - ostrzega pan Bogdan, który zapowiada, że łatwo swojego domu nie opuści.
Autor: pd//gak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN