- To jest naprawdę gorzko-śmieszne. Są dokumenty z mediów społecznościowych pana Szczuckiego i jego kolegów, którzy sami się chwalili tym, że prowadzą kampanię wyborczą - mówił w "Jeden na jeden" Maciej Berek, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, odnosząc się do doniesień o nieprawidłowościach w Rządowym Centrum Legislacji, gdy jego szefem był Krzysztof Szczucki.
Gościem "Jeden na jeden" w TVN24 był Maciej Berek, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów. Odniósł się między innymi do informacji, które przekazał na początku sierpnia premier Donald Tusk.
Szef rządu mówił wtedy, że dysponuje mailami, które osoby zatrudnione przez byłego szefa Rządowego Centrum Legislacji chciały usunąć z komputerów. Tusk powiedział, że pracownicy zapomnieli, iż system kopiował ich "wymianę informacji, polegającą na tym: kup połówkę dla tego gościa, który wywiesza baner dla naszego kandydata".
Zobacz też: Tusk o tym, co znaleziono w mailach. "Kup połówkę dla tego gościa, który wywiesza baner"
Wcześniej - w maju - Tusk mówił, że Krzysztof Szczucki od wczesnego lata do zimy ubiegłego roku zatrudnił sześciu pracowników, którzy nie świadczyli żadnej pracy. Jak wskazał, tych sześciu pracowników organizowało Szczuckiemu kampanię wyborczą, a w ciągu kilku miesięcy wypłacono im 900 tysięcy złotych.
Berek: to się układa w pewien system
Gość "Jeden na jeden" powiedział, że w dokumentacji RCL wszystkie nieprawidłowości są "bardzo precyzyjnie pokazane". - To jest tak naprawdę gorzko-śmieszne. Tam są dokumenty z mediów społecznościowych pana Szczuckiego i jego kolegów, którzy sami się chwalili tym, że prowadzą kampanię wyborczą - powiedział Berek.
- Osoby zaangażowane w ten proceder wyczyściły swoje skrzynki mailowe z pozycji użytkownika tych skrzynek. Natomiast prawdopodobnie panowie nie wiedzieli, że ta korespondencja - jak w każdej organizacji - jest backupowana automatycznie i cała treść tych maili z załącznikami (...) jest do dyspozycji prokuratury - dodał gość "Jeden na jeden".
Berek powiedział, że wśród wykrytych nieprawidłowości jest kwestia samochodu, "który kupiła fundacja powiązana z Krzysztofem Szczuckim". - (Szczucki - red.) prowadził jeden z programów, a fundacja nabyła samochód na cele prowadzenia tak zwanego Uniwersytetu Ludowego. I potem ten sam samochód pojawia się na spotkaniu wyborczym Krzysztofa Szczuckiego. (...) I samochód stał tam "przypadkiem" i wszystkie podejrzenia są absolutnie nieuzasadnione, tak? - pytał gość "Jeden na jeden".
- Mamy cały ciąg takich "kompletnych przypadków". Ta osoba, która rozdawała ulotki "kompletnie przypadkiem" i rozdawała samochód "kompletnie przypadkiem". Jeśli ktoś chce w to wierzyć (...), to szkoda tych ludzi. Tych przypadków, a tak naprawdę "nieprzypadków" jest tak dużo, że to się układa po prostu w pewien system - powiedział.
- Jesteśmy, szczerze mówiąc, trochę przytłoczeni strumieniem tych informacji, dokumentów, które zostały pozbierane w różnych ministerstwach, które pokazują różne mechanizmy - mówił Berek.
Dodał, że dokumenty są dowodem na to, że dochodziło do "absolutnie niedopuszczalnego nadużywania władzy do tego, żeby pozyskiwać fundusze na swoje potrzeby, na potrzeby swoich ugrupowań, na potrzeby promocji poszczególnych osób".
Czytaj tekst Kontretu24: "Co w tym złego?". Jak Szczucki za publiczne pieniądze promował samego siebie
"RCL nigdy nie potrzebował takich gadżetów"
Pytany, czy rzeczywiście w RCL doliczono się 900 tysięcy złotych na wynagrodzenie dla osób, które nie wykonywały pracy, odpowiedział, że "RCL zgodnie z prośbą Państwowej Komisji Wyborczej bardzo dokładnie policzyło koszty zatrudnienia tych osób".
- Tu się pojawiają dwie kwoty - jedna dotyczy ściśle rozumianego okresu kampanii wyborczej (...) - i taką kwotę PKW otrzymało. Druga kwota to cały ten okres zatrudnienia, bo w ocenie obecnej prezes RCL-u ci pracownicy także przed kampanią wyborczą tak naprawdę nie wykonywali żadnej pracy na rzecz RCL-u. I to jest 900 tysięcy złotych - tłumaczył Berek.
Dodał, że 900 tysięcy złotych to "całościowy koszt, który obejmował koszty zatrudnienia", ale także koszty, które poniesiono na zakupy gadżetów reklamowych. - RCL nigdy nie potrzebował takich gadżetów jak pióra albo stosunkowo drogich rzeczy jako prezenty. To były kwoty absolutnie niszowe, zanim pan Szczucki (był szefem - red.) w tym urzędzie.
- Obecna prezes RCL-u zapowiedziała, że wystąpi do sądu przeciwko tym byłym pracownikom, którzy zwolnili się po wyborach w ubiegłym roku, z żądaniem zwrotu pieniędzy. (Obecna prezes - red.) uważa, że pieniądze pobrali nienależnie, bo nie świadczyli pracy na rzecz RCL-u. Myślę, że nie ma lepszej, uczciwszej i bardziej jednoznacznej metody niż rozstrzygnięcie tej sprawy właśnie przez sąd - mówił Berek.
100 miliardów złotych. "Informacja dokładna i oparta o dokumenty KAS"
Berek przekazał, że 900 tys. zł nieprawidłowości w RCL stanowi część 100 mld zł, o których mówił premier Donald Tusk.
- 100 miliardów to kwota, która została wskazana przez szefa Krajowej Administracji Skarbowej, czyli tych funkcjonariuszy skarbowych, którzy zajmują się badaniem nieprawidłowości w różnych wymiarach, przede wszystkim w wymiarach podatkowych. Informacja, którą podał premier, jest dokładna i oparta o dokumenty, które KAS położył na stole - mówił Berek.
Tłumaczył, że "100 miliardów to kwota, która jest objęta przedmiotem badania przez KAS, a 5 miliardów to potwierdzone przez KAS nieprawidłowości". - Rzeczą, nad którą się namyślamy, jest to, kiedy państwo to zobaczycie. (...) Myślimy o jakimś miejscu, w którym można byłoby to pokazać, musimy to zrobić zgodnie z przepisami. Mamy dokumenty, które są objęte tajemnicą śledztwa, podzielam intencję, że warto by było to pokazać - powiedział Berek.
Na pytanie, "gdzie z nieprawidłowościami było najgorzej", Berek odpowiedział, że "wszędzie". - To, co jest najbardziej przerażające, to to, że mieliśmy do czynienia ze zorganizowanym systemem wyprowadzania pieniędzy - dodał.
Berek: niedługo rozmowa koalicjantów
Na koniec gość "Jeden na jeden" odniósł się do trwających dyskusji między koalicjantami na tematy składki zdrowotnej i kredytu zero procent. - Najbliższe tygodnie, a nawet dni, przyniosą nam wspólne uzgodnienie między koalicjantami, które z tych tematów legislacyjnych chcemy doprowadzić do końca w najbliższych tygodniach i miesiącach. (...) Taka rozmowa jest zaplanowana już na bardzo niedługo - powiedział Maciej Berek.
Przyznał też, że "jest potrzeba nowej energii w posiedzeniach sejmowych, które się będą zaczynały po przerwie wakacyjnej".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24