Dwie migrantki z Syrii odnalezione w nocy na bagnach w miejscowości Tarasiuki pod Włodawą w województwie lubelskim znajdują się w szpitalu - przekazała Straż Graniczna. Jeden mężczyzna przebywa w placówce Straży Granicznej we Włodawie. We wtorkowy wieczór o akcji ratunkowej przy granicy na bagnach informowała aktywistka i działaczka społeczna Elżbieta Podleśna.
W nocy z wtorku na środę funkcjonariusze straży pożarnej i policji odnaleźli na bagnach w miejscowości Tarasiuki (lubelskie) dwie kobiety i mężczyznę. "Okazało się, że to cudzoziemcy, dlatego na miejsce została wezwana straż graniczna" - poinformował rzecznik komendanta Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej porucznik Dariusz Sienicki.
Funkcjonariusze straży granicznej ustalili, że cudzoziemcy są obywatelami Syrii. To dwie kobiety w wieku 18 i 31 lat oraz 20-letni mężczyzna.
"Osoby przebywają w dyspozycji Straży Granicznej. Ustalamy, skąd wzięły się w Polsce, w którym miejscu i w jakim czasie przekroczyły granicę" - poinformował porucznik Sienicki. "Przede wszystkim zatroszczyliśmy się o zdrowie tych osób. Przewieźliśmy te osoby do szpitala we Włodawie. Lekarz zadecydował, że dwie panie muszą pozostać w szpitalu, natomiast mężczyzna nie" - wyjaśniał. Dodał, że 20-latek przebywa w placówce straży granicznej we Włodawie.
Pięć zastępów straży pożarnej brało udział w akcji ratunkowej
Jak poinformował PAP dyżurny Stanowiska Kierowania Komendanta Wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie młodszy brygadier Krzysztof Tomasiak, zgłoszenie o osobach zagubionych na bagnach w okolicy Jeziora Białego straż pożarna odebrała we wtorek około godziny 19.17.
"Na miejsce udało się pięć zastępów straży pożarnej, 21 ratowników, w tym grupa wodno-nurkowa. Ratownicy usłyszeli krzyki, wołanie o pomoc i kierując się w ich stronę dotarli do osób, które były w stanie wychłodzenia i wyczerpania fizycznego. Ewakuowali je w bezpieczne miejsce. Dwie osobowy były przytomne, jedna nieprzytomna" - powiedział Tomasiak.
Dyżurny dodał, że do potrzebujących obcokrajowców strażaków doprowadziła osoba postronna. Nie sprecyzował, kim była ta osoba.
Sienicki przypomniał, że w okolicach miejscowości Tarasiuki stykają się granice Polski, Białorusi i Ukrainy. Granica przebiega na pobliskim Bugu. Podmokłe tereny, na których znaleziono migrantów znajdują się poza strefą objętą stanem wyjątkowym.
Według informacji Straży Granicznej, we wtorek odnotowano 473 próby nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusi do Polski. Jak podano, wszystkim tym próbom strażnicy graniczni zapobiegli.
Akcja ratunkowa na bagnach w relacji działaczki społecznej
We wtorek późnym wieczorem akcję ratunkową relacjonowała aktywistka i działaczka społeczna Elżbieta Podleśna. - Trzy osoby zostały, z tego co mówią ratownicy, w ostatniej chwili wyciągnięte z bagien. Tam jest teren niebezpieczny - powiedziała w rozmowie z magazynem "Dzień po dniu" w TVN24. - Tutaj jest bardzo grząsko i ciemno. Wóz strażacki daje ratownikom sygnał, w jaki sposób dojść do nas - mówiła aktywistka na nagraniu zamieszczonym w mediach społecznościowych.
Zwróciła uwagę, że jedna z osób, którym udzielano pomocy, była przytomna. - Zapytana, czy chce azylu politycznego w Polsce, odpowiedziała, że tak. Policja to próbowała zagłuszyć. Mam duży szacunek dla straży pożarnej. Jej członkowie dołożyli ogromnych starań, żeby namierzyć te osoby, które już słabły. To są trzy osoby w wieku od 18 do 22 lat, dwie dziewczyny i chłopak - relacjonowała Podleśna. Przekazała, że migranci są obywatelami Syrii, która "jest państwem co najmniej niebezpiecznym". - Idą tutaj, by prosić o pomoc - stwierdziła.
Na nagraniu aktywistka powiedziała, że w pewnym momencie została oddzielona od miejsca zdarzenia "przez bardzo agresywną policję, której głównym zadaniem było to, aby świecić mi w oczy".
Aktywistka poinformowała, że jedna z dziewcząt była "w kiepskim stanie". - Dwie pozostałe osoby w trochę lepszym stanie - oceniła. Działaczka społeczna wyraziła nadzieję, że wobec tych osób zostanie przeprowadzona "normalna, pełnoprawna" procedura uchodźcza.
"Nikt nie może powiedzieć, że te osoby były na Białorusi"
Aktywistka relacjonująca akcję ratunkową na żywo w mediach społecznościowych wskazała, że w związku z tym pewne jest, że do zdarzenia doszło w Polsce. - Nikt nie może powiedzieć, że te osoby były na Białorusi - dodała. Wyjaśniła, że miejsce, w którym miała być przeprowadzona akcja ratunkowa, znajduje się poza strefą stanu wyjątkowego - około 8 kilometrów od niej.
W ocenie Podleśnej "stan wyjątkowy jest po to, żeby nie móc patrzeć władzy na ręce". - Nie możemy się potulnie zgadzać na to, że nie wiadomo, co się dzieje z osobami, które w poszukiwaniu bezpieczeństwa przechodzą do Polski - powiedziała.
Źródło: TVN24. OKO.press, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Facebook/elzbieta.podlesna