Zgodnie z obowiązującymi przepisami ten samolot nie powinien wystartować w takich warunkach - powiedział w poranku "Wstajesz i wiesz" w TVN24 Maciej Lasek, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, który odniósł się do sprawy lipcowego lotu prezydenta Andrzeja Dudy z lotniska niedaleko Zielonej Góry. Według ustaleń tvn24.pl maszyna wystartowała, mimo że nie było kontrolera lotów na służbie, zaś załogę tworzyła kapitan z dwuletnim stażem, której towarzyszył instruktor, bo nie miała aktualnych uprawnień.
Portal tvn24.pl, a także "Gazeta Wyborcza" ujawniły, że 2 lipca embraer z prezydentem Andrzejem Dudą na pokładzie wystartował z lotniska niedaleko Zielonej Góry już po zakończonej służbie kontrolera ruchu lotniczego i bez wydanej przez niego zgody na start. Dwoje pilotów zostało zawieszonych, a incydent wyjaśniał PLL LOT pod nadzorem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. 31 lipca Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych przejęła od przewoźnika wyjaśnianie sprawy, powołując w tym celu specjalny zespół i uznała zdarzenie za poważny incydent.
Pilotem podczas tego lotu była, jak ustalił portal tvn24.pl, młoda kapitan z dwuletnim stażem. Towarzyszył jej w kokpicie doświadczony instruktor, który był na pokładzie, bo kapitan nie miała aktualnych uprawnień do lądowania.
CZYTAJ WIĘCEJ W TEKŚCIE GRZEGORZA ŁAKOMSKIEGO: Bez kontrolera na służbie, na pokładzie jako kapitan pilot z dwuletnim stażem i instruktor. Kulisy lotu z prezydentem >>>
Do wątpliwości wokół tego lotu odniósł się we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, a obecnie poseł Koalicji Obywatelskiej Maciej Lasek. - Zgodnie z obowiązującymi przepisami nie powinien ten samolot wystartować w takich warunkach. Instrukcja operacyjna Polskich Linii Lotniczych LOT nie przewiduje lotów samolotu należącego do linii w tak zwanej przestrzeni lotów swobodnych "G", gdzie nie jest zapewniona radarowa kontrola ruchu lotniczego - mówił.
Jak wyjaśniał Lasek, "jest to zapis, który został tam wstawiony na etapie tworzenia tej instrukcji i powinien być przestrzegany".
Lasek: przestrzegałbym przed koncentrowaniem się tylko na załodze
Na pytanie, które procedury zostały złamane najpoważniej, gość "Wstajesz i wiesz" odpowiedział, że "przede wszystkim mamy do czynienia z dość szczególną sytuacją". - Z jednej strony mamy duże ograniczenia na wykonywanie lotów nałożone poprzez sytuację pandemiczną. Lotów jest mniej, a piloci muszą w tym terminie przedłużać swoje uprawnienia lub wykonywać loty, tak by im te uprawnienia nie wygasły - zauważył Lasek. - Tu w tym przypadku doszło do sytuacji, że na lot z najważniejszą osobą w państwie została wyznaczona załoga, która nie spełniała kryterium w pełni sprawnej, przygotowanej do lotu załogi - mówił.
Były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych podkreślał, że "przestrzega tutaj przed koncentrowaniem się tylko na załodze". - Tę załogę ktoś wyznaczył, ktoś ją przygotował do lotu, czyli przygotował dokumenty, w których, tak jak słyszałem, nie było informacji o tym, że wieża lotniska w Babimoście o 22 przestaje pracować i przestrzeń wokół tego lotniska przestaje być przestrzenią kontrolowaną, właśnie taką pod nadzorem kontrolera - powiedział Maciej Lasek.
- Wreszcie ktoś wpadł na kuriozalny pomysł, by po przerwie, którą miała pani kapitan, połączyć lot o statusie HEAD ze wznowieniem uprawnień - dodał. Jak wyjaśniał Lasek, "to nie znaczy, że pani kapitan była niedoświadczona lub nie miała uprawnień". - Jej wyszły, jak to się mówi w środowisku lotniczym, (uprawnienia na - red.) ważność startów, czyli dopuszczeń do wykonywania lądowań - powiedział. - Ten lot miał być zrobiony pod nadzorem instruktora, ale wielu pilotów, z którymi rozmawiałem, twierdzi, że w takim przypadku powinien być to wykonany lot bez pasażerów. Nie jest to w pełni określone w instrukcji operacyjnej PLL LOT, ale dokumenty, które wskazują taki sugerowany tryb postępowania, mówią, że taki lot powinien odbyć się bez pasażerów - mówił gość TVN24. - Trzy lądowania, żeby pilot odzyskał uprawnienia - dodał.
Według Laska, "w tym przypadku trudno nie odnieść wrażenia, że osoby, które były odpowiedzialne za takie wyznaczenie załogi i takie postawienie zadania dla tej załogi, żeby jednocześnie wykonywała przewóz najważniejszej osoby w państwie i wznawiała uprawnienia, mogły się kierować również interesem ekonomicznym firmy".
Lasek: Ze spokojem czekam na raport. Mam nadzieję, że będzie obiektywny
Maciej Lasek mówił także, że "Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych zakwalifikowała te zdarzenie jako poważny incydent". - Ze spokojem czekam na raport. Mam nadzieję, że ten raport będzie obiektywny - powiedział. - Też chciałbym wskazać tutaj, że badanie zdarzeń lotniczych nie polega na orzekaniu o winie i odpowiedzialności, a raczej na wskazywaniu, na jakim etapie w firmie, przedsiębiorstwie lotniczym w tym przypadku, doszło do złamania barier, które zostały postawione, żeby takie zdarzenie nie wystąpiło - wyjaśniał gość TVN24.
Jak przekonywał, "w firmie lotniczej bezpieczeństwem zajmuje się na każdym poziomie". - To znaczy, że zarówno swój ważny udział w systemie bezpieczeństwa ma zarząd firmy, jak i poszczególne departamenty czy poszczególne poziomy, jak planowanie, monitoring czy nadzór operacyjny - powiedział Lasek.
"Mam nadzieję, że to był przypadek jednostkowy i zostaną wyciągnięte z tego wnioski"
Według Macieja Laska "to, co się zdarzyło w PLL LOT, nie powinno się zdarzyć, ale się zdarzyło". - Ja do tej pory zawsze uważałem, że Polskie Linie Lotnicze LOT są firmą w czołówce bezpieczeństwa lotniczego na świecie i mam nadzieję, że to był przypadek jednostkowy i zostaną wyciągnięte z tego wnioski - powiedział gość "Wstajesz i wiesz".
- I wszyscy pasażerowie, nie tylko najważniejsza osoba w państwie, która jest wożona samolotami PLL LOT, mogą czuć się bezpiecznie, wykonując loty z pilotami naszych linii - wyraził nadzieję Lasek.
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: 99kerob/Wikipedia (CC BY 3.0)