Do napadu na Luwr doszło w niedzielę między godziną 09:30 a 09:40, krótko po otwarciu muzeum dla zwiedzających. Łupem złodziei padła historyczna biżuteria - klejnoty koronne. Sprawcy wciąż są na wolności.
W TVN24 w sprawie zuchwałej kradzieży wypowiadał się Michel Viatteau, korespondent francuskiej agencji AFP w Polsce. - Jesteśmy jednocześnie i wściekli, i upokorzeni tym, co się stało - przyznał dziennikarz. Podkreślił, że "we Francji już od dawna mówiło się o tym, że ojczyste muzea nie są dość dobrze chronione". Prognozował, że po kradzieży zapadną decyzje w sprawie wzmocnienia ochrony skarbów narodowych.
- Klejnoty te (które zostały skradzione - red.) nie mają ceny - dodał rozmówca TVN24. Wyraził obawy, że biżuteria może zostać podzielona na części. - To są diademy czy naszyjniki, które zawierają ogromność liczbę diamentów czy szafirów, bardzo drogich - mówił korespondent AFP. Prognozował, że sprzedaż takiej biżuterii na czarnym rynku byłaby bardzo trudna.
- Chyba, że zamówił to jakiś zwariowany miliarder, kolekcjoner, który to powiesi u siebie w sypialni - podkreślił rozmówca TVN24. - A jeżeli nie, to istnieje ryzyko, że (sprawcy - red.) to rozmontują, te klejnoty będą sprzedawać po jednym, złoto stopią. I wtedy te bezcenne, nasze historyczne klejnoty, nawet jeżeli je znajdziemy, już nie będą tym, czym powinny być, czyli naszym historycznym spadkiem - przyznał Viatteau.
W centrum Paryża jest "masa kamer"
Korespondent AFP, dopytywany o kamery monitoringu w centrum Paryżu, odpowiedział, że "jest masa kamer". - Policja jeszcze o tym nie mówi, ale prawdopodobnie jakieś zdjęcia tych ludzi (złodziei - red.) mają - odpowiedział rozmówca TVN24. Powołał się na doniesienia francuskich gazet, które ujawniły, że sprawcy byli ubrani w kamizelki odblaskowe i udawali robotników.
Viatteau mówił, że sprawcy, "przynajmniej z zewnątrz", wyglądali na techników czy robotników, którzy mają przygotowywać remont czy coś innego na zewnętrznej ścianie muzeum. - Czy byli zamaskowani, do tej pory nie wiemy - przyznał i dodał, że kamery monitoringu znajdują się także w Galerii Apolla, gdzie sprawcy dokonali kradzieży, więc najprawdopodobniej zostali sfilmowani.
"60 wybitnych śledczych francuskich jest w trakcie ich ścigania"
- Ale do tej pory nie wiemy, czy zdjęcia lub wideo, które zostały zrobione, pozwalają na ich identyfikacje - podkreślił Viatteau. Dodał, że "60 wybitnych śledczych francuskich jest w trakcie ich ścigania".
Mówiąc o nastrojach w Paryżu, dziennikarz podkreślił, że "jesteśmy tym przerażeni". Viatteau przypomniał o pożarze w słynnej katedrze Notre Dame w Paryżu sześć lat temu. - Teraz Luwr, który jest świątynią narodową, został zaatakowany. Co będzie następnym razem? Czy nam ktoś kawałek wieży Eiffla utnie, żeby sprzedać na złom? - ironizował.
Viatteau powiedział, że w chwili napadu, w Galerii Apolla przebywało czterech ochroniarzy. - Jak się wydaje, ci włamywacze, złodzieje, byli dobrze poinformowani - podkreślił gość TVN24. Powiedział, że sprawcy włamali się w chwili, kiedy niektórzy zatrudnieni w muzeum ochroniarze mają przerwę, żeby, na przykład, napić się kawy czy wyjść na papierosa.
Rozmówca TVN24 zastanawiał się, co się dokładnie wydarzyło: czy włamywacze byli uzbrojeni i zagrozili ochroniarzom? Mówił, że kiedy sprawcy weszli do Galerii Appola, wiedziała o tym centrala ochrony Luwru, ale zanim inni pracownicy ochrony dobiegli w to miejsce, włamywacze już schodzili po swojej drabinie na dół.
Viatteau przypomniał, że Luwr to "ogromne muzeum, największe na świecie" i przyznał, że "operacja" sprawców była jak ze scenariusza filmu "Mission: Impossible".
Autorka/Autor: tas/ft
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/Mohammed Badra