1 lipca 1990 r., dokładnie ćwierć wieku temu, marka zachodnioniemiecka świętowała prawdopodobnie swój największy sukces: w tym dniu pieniądz Niemiec Zachodnich stał się oficjalną walutą Niemiec Wschodnich. Wprowadzenie Deutschmarki w dawnym NRD było przesądzone w wyniku kompletnego bankructwa enerdowskiego państwa. Marka zachodnioniemiecka, teraz już niemiecka, stała się najsilniejszym pieniądzem Europy. Dlatego w obawie przed marką, równolegle ze zjednoczeniem Niemiec zdecydowano, że marka musi zostać zastąpiona jednolitą walutą europejską.
Na kilkadziesiąt godzin przed wejściem w życie unii walutowej między RFN a NRD na terytorium wschodnioniemieckiego państwa doszło do gigantycznej wymiany pieniądza. W miejsce ok. 185 miliardów marek NRD, jakie funkcjonowały w systemie finansowym Niemiec Wschodnich, wprowadzono do obiegu ponad 122 miliardy marek zachodnioniemieckich. Wymiana przebiegła praktycznie bez problemu.
Mieszkańcy NRD domagali się jak najszybszego wycofania komunistycznego pieniądza z obiegu i wprowadzenia twardej, zachodniej waluty. Nie zdawali sobie sprawy, że pełne zrównanie poziomu życia z obywatelami Niemiec Zachodnich, zajmie dziesiątki lat. Na wiecach krzyczano "Niech Deutchmarka przyjedzie do nas, ponieważ inaczej my do niej pojedziemy" (tzn. do reszty wyludnimy NRD i uciekniemy do RFN).
Poczucie wolności
W specjalnym orędziu do mieszkańców obu państw niemieckich ówczesny kanclerz zachodnioniemiecki Helmut Kohl apelował o poparcie dla unii walutowej. Obiecywał Niemcom na Zachodzie, że nie stracą na zjednoczeniu i prosił ich o solidarność z obywatelami NRD. Z kolei Niemcom na Wschodzie obiecał "kwitnące krajobrazy". Obietnica ta będzie go prześladować przez kolejną dekadę.
Poczucie szybkiego zrastania się dwóch organizmów państwowych RFN i NRD wzmacniało dodatkowo zniesienie, także 1 lipca 1990 r. wszelkich kontroli granicznych między państwami niemieckimi. Szczególnie obywatele Niemiec Wschodnich, którzy w latach komunistycznego reżimu byli szczelnie zamknięci za murem i zasiekami, poczuli autentyczną wolność. Triumf zachodnioniemieckiego modelu gospodarczego i zachodnioniemieckiej marki był właściwie absolutny.
Euro narzędziem
Jednakże ten triumf stał się prawdziwym powodem stosunkowo szybkiego odejścia od Deutschmarki, choć dokonano tego ponad głowami samych Niemców, którym nie podobało się tworzenie nowej waluty (euro).
Marka niemiecka była najsilniejszą walutą Europy Zachodniej już od lat 70-tych, dlatego dla takich krajów, jak Francja czy Włochy perspektywa zjednoczenia Niemiec i pełnej ich dominacji finansowo-gospodarczej sprawiła, że wprowadzenie eurowaluty uznano za jedyny sposób zakotwiczenia nowego zjednoczonego państwa niemieckiego we Wspólnocie Europejskiej. Dziś nie można zapominać, że euro było w założeniu narzędziem ograniczenia wpływów Niemiec, a nie narzędziem zwiększenia wpływów Berlina.
Europieniądz bez eurorządu
Polityka zadecydowała o kształcie eurowaluty. Z jednej strony Niemcy w zamian za zgodę na odejście od marki zażądali od partnerów europejskich wprowadzenia takich warunków funkcjonowania euro, które dawałyby rękojmię stabilności finansowej na wzór Deutchmarki. Z kolei Paryż zażądał od Niemiec, aby obok rezygnacji z marki, zgodził się na taki rodzaj unii walutowej, która nadal pozostawiałaby w rękach państw prawo do prowadzenia suwerennej polityki gospodarczej. Tym samym powstał europieniądz bez eurorządu.
Pieniądz euro miał się stać milowym krokiem do wprowadzenia jednolitego państwa europejskiego, które znosi bariery gospodarcze na Starym Kontynencie, a jednocześnie coraz silniej występuje, jako jeden blok handlowy na zewnątrz, szczególnie wobec Ameryki Północnej, Chin i Japonii. Sukces zjednoczenia Niemiec wydawał się nadawać całej Europie kierunek, którym warto podążać: unia gospodarcza i walutowa, i znoszenie granic. Dokładnie tak, jak uczyniły dwa państwa niemieckie ćwierć wieku temu.
Ale kryzys grecki oraz potem kryzysy finansowe i gospodarcze na Południu Europy i w Irlandii zablokowały na kilka lat integrację państw strefy euro. Skupiły się one na budowie takich zabezpieczeń prawnych, które uchroniłyby je przed rozprzestrzenieniem się kryzysu greckiego lub podobnych na rdzeń obszaru europieniądza: Niemiec, Francji, Beneluksu oraz Austrii i Finlandii.
Strach przed Grexitem
W miarę spokojna reakcja Europy na wysoce prawdopodobne bankructwo Grecji jako państwa pokazuje, że kraje unii walutowej są gotowe zderzyć się z możliwym wyjściem Aten ze strefy euro. Europa nie drży przed załamaniem Grecji tak, jak jeszcze w 2010 r., gdy rozprawiano o rozpadzie strefy euro i Unii Europejskiej jako takiej. Choć i dzisiaj wyczuwać można strach przed Grexitem, ale raczej dlatego, że nikt tego nie praktykował wcześniej.
Niewykluczone, że za chwilę Grecja stanie się państwem, które otwarcie, bądź mniej otwarcie przyzna się do niewypłacalności. Możliwe, że za kilka miesięcy pieniądz euro nie będzie obowiązywał w Grecji, a kraj ten będzie zmuszony opuścić strefę euro i na nowo przemyśleć zasady uczestnictwa w Unii Europejskiej w ogóle. Ale jedno jest pewne: kryzys grecki dla strefy euro może oznaczać wzmocnienie euro. To dlatego, że Niemcy i Francja, oraz reszta strefy, chcą bronić waluty europejskiej jako podstawowego narzędzia budującego jedność europejską.
Umowa zobowiązuje
W 2010 r. upadek euro wydawał się możliwy, a nawet przez wielu Niemców czy Holendrów wręcz pożądany. Dzisiaj nie. Dzisiaj euro bronią wspólnie Merkel i Hollande oraz reszta krajów eurostrefy, a państwa Europy Wschodniej, jak Litwa, Łotwa czy Estonia widzą w euro ochronę przed Rosją.
Umowa francusko-niemiecka o powstaniu euro, zapoczątkowana ćwierć wieku temu, obowiązuje bardziej niż kiedykolwiek. I dzieje się to pomimo faktu, iż w Unii Europejskiej na sile przybierają procesy odzyskiwania znaczenia przez państwa narodowe, a procesy integracyjne uległy albo zahamowaniu, albo wręcz odwróceniu.
Autor: Jacek Stawiski / Źródło: TVN24 Biznes i Świat