|

Geny w ringu. Kto naprawdę bije?

Imane Khelif (z lewej) sięgnęła w Paryżu po złoto
Imane Khelif (z lewej) sięgnęła w Paryżu po złoto
Źródło: YAHYA ARHAB/PAP
Polskie pięściarki przed wylotem na mistrzostwa świata w Liverpoolu poddały się testom płci, a na miejscu będą musiały złożyć ich certyfikowane wyniki. Taki obowiązek na wszystkie krajowe federacje nałożyły niedawno władze światowego boksu. - To szansa dla zawodniczek, które wcześniej być może zostały przez opinię publiczną pokrzywdzone - komentuje Maciej Demel, wiceprezes Polskiego Związku Bokserskiego. Artykuł dostępny w subskrypcji
Kluczowe fakty:
  • Test, który trwa zaledwie chwilę, może zaważyć na całej karierze. Na razie przechodzą je tylko pięściarki, ale wkrótce nie unikną go też pięściarze.
  • Szczególne przypadki będą dodatkowo badane przez władze boksu już podczas mistrzostw. Nowe regulacje mają zapewnić uczciwość w ringu, a złamanie zasad grozi poważnymi konsekwencjami.
  • W mistrzostwach świata wystąpić ma Lin Yu-ting, zabraknie natomiast Imane Khelif. To ich historie były zaczątkiem dyskusji do wprowadzenia zmian w przepisach.
  • Testy dotyczą też lekkiej atletyki. Już wywołały debatę o granicach ingerencji w biologiczną tożsamość sportowców. Nie we wszystkich krajach ich przeprowadzanie jest dozwolone.

Polki wyleciały do Anglii 21 sierpnia. Kilka godzin wcześniej stawiły się w Centralnym Ośrodku Medycyny Sportowej, by przejść szereg koniecznych badań. W tym genetyczne testy płci. Taki test musi zostać wykonany raz w życiu. Przypisze osobę do konkretnej kategorii do końca kariery. Pięściarze byli z niego na razie zwolnieni. Ale to zmieni się od przyszłego roku.

Czytaj także: