Spór z Unią Europejską toczą polskie władze, a nie Polacy – zgodnie ocenili w "Faktach po Faktach" w TVN24 prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych dr Małgorzata Bonikowska, politolog prof. Anna Pacześniak z Uniwersytetu Wrocławskiego i były ambasador Jan Truszczyński. Wskazali również, że do odblokowania unijnych funduszy z Krajowego Planu Odbudowy potrzebne są działania wynegocjowane i zaakceptowane przez rząd PiS.
Szef klubu PiS, wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki przewiduje, że zaraz na początku 2023 roku czeka nas "sporu z Unią Europejską ciąg dalszy" i blokowania funduszy, "które nam się należą".
Dr Małgorzata Bonikowska w "Faktach po Faktach" w TVN24 przyznała, że w rzeczywistości sporu z Unią Europejską nie toczą Polacy, ale politycy Prawa i Sprawiedliwości. – Badania opinii publicznej nieustannie robione zarówno przez ośrodki w Polsce, jak i eurobarometr, potwierdzają, że Polacy są dalej w czołówce krajów bardzo dobrze nastawionych do procesu integracji europejskiej, do Unii Europejskiej i są z tego zadowoleni – dodała.
Były ambasador Jan Truszczyński ocenił zaś, że obecne problemy w relacjach z Brukselą "to jest bezradność i nieumiejętność rządu pisowskiego". - Gdyby ktokolwiek inny siadł u steru, natychmiast naprawiłby zegarek, który PiS zdołał zepsuć – dodał i wyjaśnił, że na przeprowadzenie "niezbędnych zmian ustawowych, doprowadzających do stanu ponownej praworządności i przestrzegania konstytucji" potrzebnych byłoby parę tygodni.
- Rząd robi wszystko, żeby za każdym razem przekonywać opinię publiczną o tym, że jest to konflikt Brukseli z Polakami, z obywatelami i że to Bruksela nie chce nam dać pieniędzy, który nam się należą – powiedziała politolog prof. Anna Pacześniak z Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Natomiast opozycja, eksperci i dziennikarze niezależni podkreślają, że ten, kto blokuje te pieniądze, to jest właśnie rząd, premier Morawiecki, prezes Jarosław Kaczyński, a nie obywatele, którzy oczywiście tych pieniędzy wypatrują – dodała.
Dr Małgorzata Bonikowska podkreśliła, że Polacy nie tylko powszechnie są dobrze nastawieni do integracji europejskiej, ale uważają, że "Unia Europejska zdecydowanie powinna też się zająć obszarem bezpieczeństwa". Podkreśliła, że Polacy "ufają bardziej instytucjom unijnym, niż swojemu rządowi".
Jan Truszczyński przyznał z kolei, że w momencie, gdy Polska wchodziła do Unii Europejskiej – wówczas poparcie dla integracji było niższe. - Większość była za tym, żeby zbliżać się do Unii Europejskiej i żeby Polska weszła do Unii, ale rozmiar obaw i lęków był duży, rósł w ostatnich miesiącach poprzedzających finał negocjacji – wspomniał.
Prof. Pacześniak: euroentuzjazm może opadać
- Nasi rządzący sobie doskonale zdają sprawę z tych nastrojów prounijnych wśród Polaków, ale również wśród swoich wyborców. W związku z tym, trzeba zauważyć, że ta narracja u nas nie jest narracją typowo antyunijną, tylko antyniemiecką – zwróciła uwagę prof. Anna Pacześniak.
- Jarosław Kaczyński na spotkaniach, które prowadził niezmiennie w ostatnie weekendy, przecież opowiadał, że tak naprawdę za etykietą Unii Europejskiej stoją Niemcy – wyjaśniła.
Przestrzegła, że "nasza prounijność jest dosyć powierzchowna i naskórkowa". - To, co nam się najbardziej podoba jako obywatelom, to są pieniądze z Unii Europejskiej. Dlatego też to, że pieniędzy z KPO, z Funduszu Odbudowy nie dostajemy jako jeden z dwóch krajów unijnych, jest sporym problemem i to się może odkładać w przyszłym roku również na to, w jaki sposób będziemy na Unię Europejską patrzeć – stwierdziła.
- Bo jeżeli się okazuje, że to głównie pieniądze nas cieszą z Unii Europejskiej, a mniej na przykład wartości, to może się okazać, że jeżeli pieniędzy nie ma, to ten nasz euroentuzjazm może opadać – zaznaczyła.
"To narracja nastawiona na wynik wyborczy, zradykalizowana"
- Polacy też doceniają parę innych rzeczy niż pieniądze. Jeszcze Jan Kułakowski mówił, żeby Unii Europejskiej nie utożsamiać z bankomatem i myślę, że Polacy szerzej widzą na przykład to, że możemy się swobodnie przemieszczać – stwierdziła dr Małgorzata Bonikowska.
- To są rzeczy, które absolutnie my przyjmujemy jako coś oczywistego już dzisiaj, z czego żaden Polak w żadnym razie nie chciałby rezygnować. Mamy też poczucie przynależności do Zachodu. Jak się dzisiaj mówi: "Zachód wspiera Ukrainę", to wiadomo, że my jesteśmy Zachodem – dodała.
Odnosząc się do tezy prof. Pacześniak i narracji antyniemieckiej stwierdziła, że "faktycznie można wokół tego grać". - Okres kampanii wyborczej, kampanii bardzo długiej, nie sprzyja budowaniu żadnej poważnej narracji ani dialogu z obywatelami w żadnej sprawie. Jest to narracja nastawiona na wynik wyborczy, więc jest bardzo zradykalizowana – stwierdziła.
- Obozy, które ze sobą rywalizują, szukają czułych punktów i ten "punkt niemiecki", o którym pani profesor mówiła, jest w pewnym sensie wypadkową tego, co jest na opozycji, więc tego, z kim rząd Prawa i Sprawiedliwości czy szerzej Zjednoczonej Prawicy walczy – wyjaśniła dr Bonikowska, zwracając uwagę na to, że Donalda Tuska i opozycję "utożsamia się" z punktem widzenia Unii.
- Oczywiście dodatkowe elementy zbieżne, że Ursula von der Leyen jest Niemką, a jest szefową Komisji Europejskiej, to idealnie się składa dla obecnego obozu władzy, żeby podkreślać, że gdzieś za tym musi stać jakiś niemiecki spisek – dodała.
Truszczyński: z każdym miesiącem tracimy pozycję konkurencyjną
Jan Truszczyński zapytany o zmieniającą się narrację władz, co do wartości unijnych środków z KPO stwierdził, że "wszyscy wokół nas wzięli już nie tylko zaliczkę, 13 procent całości środków, ale w większości wzięli już tak zwaną pierwszą transzę".
- Teraz w grudniu zrobiły to Bułgaria i Chorwacja. W listopadzie zrobiło to parę innych krajów. W październiku zrobiła to Rumunia. Ja już nie mówię o Hiszpanii, Włoszech i paru innych krajach, które wysunęły się mocno do przodu jeśli idzie o korzystanie praktyczne z Funduszu Odbudowy – wyliczał.
- Z każdym miesiącem nasze przedsiębiorstwa, nasze samorządy coraz bardziej tracą swoją pozycję konkurencyjną w stosunku do wszystkich, którzy przyśpieszają swoją transformację zieloną, dostosowują swoje przedsiębiorstwa, swoje rynki do przyszłych wymogów konkurowania w zmieniającej się Europie. My tego ciągle jeszcze nie mamy – zauważył.
- Jesteśmy opóźnieni, opóźnieni przez nieudolność rządu. Jest jedna rzecz prosta do wykonania, rząd się do tego zobowiązał dawno temu i rząd tego nie robi. My za mało mówimy o tym, co stanowi to zobowiązanie podpisane przez rząd polski, zaaprobowane przez wszystkie państwo członkowskie, stanowiące część prawa Unii Europejskiej – dodał.
- To są pieniądze czasowe, więc trzeba się spieszyć. One są do wydatkowania szybko, ale teraz, tak naprawdę przez zaledwie kilka lat. Każde spóźnienie oznacza pomniejszenie tej kupki – zwróciła uwagę dr Bonikowska. - My i tak podpisaliśmy wejście w mechanizm pozyskiwania środków na międzynarodowych rynkach finansowych i jesteśmy w tym, dobrowolnie. W pewnym sensie jest to bez sensu, że z nich nie korzystamy – oceniła.
Pacześniak: budżet się nie dopina
Profesor Anna Pacześniak zwróciła uwagę, że "pierwsze transze, jeżeli one w ogóle nastąpią jeszcze przed wyborami parlamentarnymi w przyszłym roku, będą stosunkowo niewielkie". - Co więcej, one są oznaczone jasno, na co można te pieniądze wydać. Ta sytuacja wpłynie również na zwiększenie zaufania rynków finansowych do Polski, do polskiego rządu – stwierdziła.
Politolożka podkreśliła, że kiedy z "niezrozumiałych dla świata zewnętrznego" powodów Polska, jako jeden z dwóch krajów, pieniędzy z Funduszu Odbudowy nie dostaje, "to można sobie zadać pytanie: co z naszą gospodarką jest nie tak, co z naszą polityką jest nie tak?".
- To, że rząd zmienia tę retorykę: raz pieniądze są potrzebne i gigantyczne, i na miarę planu Marshalla, to wtedy, kiedy wydawało się, że będą to łatwe pieniądze do zdobycia - wtedy marketingowo można to ładnie sprzedać jako sukces rządzących. W momencie, kiedy okazuje się, że są to pieniądze trudne, to trzeba bagatelizować ich wysokość, ich znaczenie dla polskiej gospodarki – wyjaśniła prof. Anna Pacześniak.
- Jasne jest również dla rządzących, że budżet się nie dopina, trzeszczy i nawet jeżeli te pieniądze trzeba wydać na transformację energetyczną, to oznacza, że będzie można uwolnić inne środki na takie wydatki, które rządzący również uznają za stosowne, a nie mieszczą się w Funduszu Odbudowy. Trzeba pamiętać, że Funduszem Odbudowy naprawdę można sfinansować sporo rzeczy, chociażby kwestie dotyczące polityki zdrowotnej – wskazała.
Truszczyński: pierwszy ruch musi zostać wykonany w Warszawie
13 grudnia posłowie PiS złożyli w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, który, według autorów, ma wypełnić kluczowy "kamień milowy" dla odblokowania przez Komisję Europejską środków z KPO. Wątpliwości co do projektu wygłosili szef Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro i prezydent Andrzej Duda. Projektem Sejm miał zająć się jeszcze przed świętami, ale został on zdjęty z porządku obrad. Zapowiedziano jego konsultacje i prace nad projektem dwóch zespołów legislacyjnych: prezydenckiego oraz rządowego.
- Ja bym sobie bardzo życzył, żeby 11 stycznia okazało się, że ten kamień milowy jest w całości, w stu procentach spełniony przez projekt ustawy, że ta ustawa jest również poparta przez opozycję, że do tej ustawy dopisze się również inne rzeczy, na przykład dotyczące Krajowej Rady Sądownictwa, i że w ten sposób posuniemy się w kierunku przestrzegania praworządności – powiedział Jan Truszczyński.
Były ambasador wskazał, że jeśli to się stanie, "wtedy nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w parę miesięcy później, po ocenie wykonania przez Polskę pierwszej transzy kamieni milowych, nastąpiła decyzja państw członkowskich Unii o udostępnieniu Polsce owej pierwszej transzy z KPO".
- To się może stać w pierwszej połowie roku, ale pierwszy ruch musi zostać wykonany w Warszawie i to musi być ruch wystarczający, w stu procentach spełniający wymogi – zastrzegł.
Źródło: TVN24