Mi się wydaje, że rząd nie uwierzył w to, że może być nawrót epidemii i to jeszcze silniejszy. Działał na zasadzie "będzie jak będzie" - powiedział w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 były premier, europoseł Leszek Miller. Jak dodał, gdyby był premierem, powiedziałby "przepraszam" na miejscu Mateusza Morawieckiego. - Dlatego, że w dużym stopniu te kilka miesięcy, od kiedy epidemia wybuchła do dnia dzisiejszego, one zostały zmarnowane - ocenił. - Listę zaniechań, przeoczeń, można wydłużać i oczywiście, że szef rządu powinien się czuć za to odpowiedzialny - mówił.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w niedzielę o 4178 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2. Resort przekazał też informację o śmierci 32 osób zakażonych. Łącznie w Polsce infekcję koronawirusem potwierdzono u 125 816 osób, spośród których 3004 zmarły. Dzień wcześniej w sobotę, resort zdrowia informował o 5300 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem i jest to do tej pory najwyższy dobowy bilans od początku epidemii.
Były premier, europoseł Leszek Miller w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 przyznał, że boi się koronawirusa, ale "chce jakoś w miarę normalnie żyć przy zachowaniu wszelkich ostrożności".
- W Parlamencie Europejskim te środki są bardzo surowe. Nie można wejść bez maski, trzeba dezynfekować ręce, najlepiej zakładać rękawiczki, trzeba zmierzyć sobie temperaturę i można w każdej chwili zbadać się, dokonać testu. Takie możliwości istnieją - wymieniał. Jak dodał, "oczywiście diabeł nie śpi". - Nie wiem, co tam diabeł mi szykuje, ale na razie nie mam żadnych problemów - mówił.
"Listę zaniechań można wydłużać. Szef rządu powinien się czuć za to odpowiedzialny"
Pytany, czy będąc premierem powiedziałby już "przepraszam" na miejscu Mateusza Morawieckiego za to, jak oceniał epidemię, odpowiedział, że zrobiłby tak. - Dlatego, że w dużym stopniu te kilka miesięcy, od kiedy epidemia wybuchła do dnia dzisiejszego, one zostały zmarnowane. Przecież te miesiące mogły być wykorzystane na przeorganizowanie Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych, wypracowanie właściwych zasad kierowania na testy, przygotowanie miejsc w szpitalach albo poza szpitalami, dofinansowanie i pomoc dla domów pomocy społecznej - mówił.
- Mi się wydaje, że rząd nie uwierzył w to, że może być nawrót tej epidemii i to jeszcze silniejszy. Działał na zasadzie "będzie jak będzie" - ocenił Miller.
- Ja tu wspomniałem przed chwilą o łóżkach, żeby szykować miejsca rezerwowe, ale tu nawet nie jest rzecz w łóżkach, tylko w dostępności personelu, który będzie opiekował się kolejnymi chorymi. Tu się robi problem. Tę listę zaniechań, przeoczeń, takiej nonszalancji można wydłużać i oczywiście, że szef rządu powinien się czuć za to odpowiedzialny - skomentował.
"Podstawowy błąd, to komunikaty, które miały zachęcić do udziału w wyborach"
Według Millera, "podstawowy błąd, jaki został popełniony, to komunikaty, które miały zachęcić wyborców do udziału w wyborach prezydenckich, komunikaty, które całkowicie lekceważyły zagrożenie". - Wszystko to szło w takim kierunku "drodzy obywatele, sytuacja jest opanowana, wszystko jest pod kontrolą, nie bójcie się, na tle innych krajów jesteśmy świetni".
- Ludzie się z tym oswoili. Część ludzi w to uwierzyła, a teraz nagle okazuje się, że tamte słowa mają gorzki, złowróżbny wręcz wydźwięk - dodał.
Premier Mateusz Morawiecki w lipcu w Tomaszowie Lubelskim apelował o mobilizację podczas drugiej tury wyborów prezydenckich. - Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii. To jest dobre podejście, bo on jest w odwrocie. Już teraz nie trzeba się go bać. Trzeba pójść na wybory tłumnie 12 lipca - apelował.
Z kolei 30 czerwca, podczas spotkania w Kraśniku premier podkreślał, że sytuacja epidemiczna "jest opanowana". - Jest coraz mniej zachorowań, dlatego wszystkich zapraszam: śmiało idźcie do urn wyborczych 12 lipca. Młodsi, starsi, w sile wieku. To bezpieczniejsze niż jak codziennie wychodzicie do sklepu, na pocztę, do kościoła - mówił do zgromadzonych. - Nie ma się już czego bać. Latem wirusy grypy i ten koronawirus są słabsze, dużo słabsze - podkreślał Morawiecki.
Leszek Miller na pytanie, czy na miejscu rządzących, rozważałby już wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, odpowiedział, że słyszał wypowiedź Pawła Muchy z Kancelarii Prezydenta, który "w tej sprawie niczego nie wyklucza". - Mówi, że oczywiście, że taka decyzja o stanie klęski żywiołowej byłaby bardzo poważna i musiałaby być poważnie przeanalizowana - dodał.
Na uwagę, że te słowa padły w niedzielę w "Kawie na ławę" w TVN24, odparł: - Zdaje się po raz pierwszy wysoki urzędnik z Kancelarii Prezydenta o tym powiedział.
"Na pierwszym miejscu nie była walka z COVID-19, tylko walka z LGBT"
- Szkoda, że tyle czasu zmarnowano. Ja odnoszę wrażenie, że w tamtych tygodniach, nie tyle na pierwszym miejscu była walka z COVID-19, tylko walka z LGBT. Rząd, władza zajmowały się zwalczaniem LGBT, zamiast przygotować się do zwalczania koronawirusa - skomentował Miller.
Jego zdaniem, "jeżeli premier ma zamiar zaprosić przedstawicieli opozycji do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, to powinien taki wariant [ze stanem klęski żywiołowej - red.] przedstawić i posłuchać, co opozycja ma do powiedzenia".
- Ja w ogóle jestem zdziwiony, choć przy tym stylu rządu trudno mieć wrażenie, że to jest nienormalne, że kiedy opozycja zgłasza wniosek o debatę w Sejmie, to ten wniosek przepada głosami posłów rządzących, a jednocześnie pan premier Morawiecki zaprasza opozycję do Kancelarii Premiera. Przecież Sejm jest tym miejscem, gdzie takie debaty powinny mieć miejsce, gdzie poglądy się powinny ścierać, gdzie wypracowuje się optymalne środki zaradcze, więc na litość boską dlaczego tak nie jest? - pytał.
"Opozycja w żadnym wypadku nie powinna się dać włączyć we współodpowiedzialność"
Na pytanie, czy opozycja powinna dać się zaprosić na spotkanie z szefem rządu, odpowiedział, że "tutaj ma dusze rozdartą". - Dlatego, że z jednej strony zdaje sobie sprawę, że trzeba jednoczyć wysiłki na rzecz opanowania albo przynajmniej ograniczenia skutków tej pandemii. Ale z drugiej strony ta arogancja, z którą codziennie opozycja ma do czynienia, może przecież zniechęcać. Więc jeżeli opozycja już tam pójdzie, to w żadnym wypadku nie powinna się dać włączyć we współodpowiedzialność i powinna mieć przygotowany zestaw poważnych pytań i domagać się odpowiedzi - mówił.
- Premier powinien być przygotowany na to, że będzie musiał odpowiadać na bardzo trudne pytania, ale przede wszystkim przedstawić strategię działania i to nie opartą na zaklęciach propagandowych, tylko na rzeczowej analizie i rzeczowych perspektywach wyjścia z tej sytuacji - zaznaczył.
"To jest dziwactwo i rzecz szkodliwa dla jakości demokracji"
Leszek Miller został również zapytany, czy miałby dzisiaj siłę, żeby zostać premierem. - Gdybym był szefem partii politycznej, która wygrała wybory, to oczywiście tak, bo uważam, że zawsze w takich przypadkach szef zwycięskiej partii politycznej powinien zostać premierem - powiedział.
Jego zdaniem, fakt, że lider ugrupowania zostaje wicepremierem w rządzie, "to jest dziwactwo i to jest rzecz szkodliwa dla jakości demokracji". - Dlatego, że wprowadza się do rady ministrów dwóch szefów. Jeden szef nominalny – w tym przypadku urzędujący premier i drugi szef realny – Jarosław Kaczyński. To niczemu dobremu nie służy - mówił.
- Ja bym ze zrozumieniem przyjął wejście Jarosława Kaczyńskiego do rządu, gdyby to się wiązało z funkcją premiera, ale tak, to to jest rzecz po prostu niebezpieczna, niesłychana i psująca demokrację - podsumował.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24