Minister zdrowia na co dzień nie zajmuje się szczepieniami. Zajmuje się kwestiami związanymi z przygotowaniem szpitali - mówił w "Rozmowie Piaseckiego" rzecznik rządu Piotr Mueller, pytany o rolę Adama Niedzielskiego w programie szczepień, który nadzoruje Michał Dworczyk. W programie pytany był także o echa decyzji rządzących w sprawie epidemii.
W zeszłym tygodniu, w związku z wolnymi terminami na kwiecień i maj, zostały uruchomione zapisy na szczepienia dla osób młodszych: 40-latków i 50-latków. Szef KPRM i rządowy pełnomocnik ds. szczepień Michał Dworczyk tłumaczył wtedy, że to w wyniku "błędu systemu" osoby te otrzymały bliskie terminy szczepień między innymi na kwiecień. Następnego dnia, w piątek, osoby czterdziesto- i czterdziestokilkuletnie otrzymały wiadomość z powiadomieniem, że termin ich szczepienia został przeniesiony na maj. Osoby w wieku 50-59 lat przyjmą szczepienia w wyznaczonym terminie. Równocześnie 60-latkowie są przesuwani na terminy kwietniowe.
O ten chaos informacyjny pytany był w środowej "Rozmowie Piaseckiego" rzecznik rządu Piotr Mueller. - Tu nie trzeba śledztwa. Został popełniony błąd - skomentował. Pytany, kto podjął decyzję o uwolnieniu rejestracji, stwierdził, że "to zostało przygotowane wcześniej przez sztab, który odpowiada za szczepienia". - Koordynował to pan minister Dworczyk - zaznaczył.
Dopytywany, gdzie w tej sprawie jest rola ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, rzecznik rządu wyjaśnił, że Niedzielski "na co dzień nie zajmuje się szczepieniami", a "kwestiami związanymi z przygotowaniem szpitali". Wymienił, że osobą odpowiedzialną za szczepienia z resortu zdrowia jest wiceminister Anna Goławska.
- Minister Niedzielski miał prawo nie wiedzieć, że jakieś decyzje zostały podjęte co do uruchomienia, na przykład w systemie informatycznym, kolejnej grupy - podsumował.
Mueller: w sprawie AstraZeneki czekamy na opinię Europejskiej Agencji Leków
Rzecznik rządu pytany był również o słowa szefa zespołu ds. oceny szczepionek Europejskiej Agencji Leków (EMA) Marco Cavaleriego, który stwierdził, że "obecnie coraz trudniej twierdzić, że nie ma związku przyczynowo-skutkowego między szczepionką AstraZeneki a bardzo rzadkimi nietypowymi przypadkami zakrzepów krwi".
- My od samego początku podkreślamy, że wszelkie decyzje dotyczące szczepionek podejmujemy na podstawie rekomendacji naukowców i odpowiednich gremiów naukowych. W związku z tym słuchamy ich głosu, bo politycy, siłą rzeczy, nie zajmują się na co dzień oceną medyczną szczepionek - tłumaczył.
Muller zapowiedział, że "jak będzie oficjalna rekomendacja Europejskiej Agencji (Leków - red.), to wtedy będziemy decydować na podstawie tej rekomendacji". - W tej chwili to jest wypowiedź jednego człowieka, ważnego, ale mimo wszystko nie ma rekomendacji zespołu naukowego - zwrócił uwagę. - Chciałbym, i tak się zachowujemy, żebyśmy podejmowali decyzje wtedy, kiedy będą faktyczne rekomendacje poszczególnych grup medycznych i naukowych. Tylko w taki sposób da się racjonalnie podejmować decyzje - dodał.
Powiedział, że nie ma wiedzy o przypadkach zakrzepowych w związku z przyjęciem AstraZeneki w Polsce. - To pytanie do Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych (Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych - red.). Ja takiej wiedzy nie posiadam. Nie wydaje mi się, aby taki przypadek w Polsce miał miejsce.
W połowie marca EMA poinformowała, że szczepionka przeciw COVID-19 koncernu AstraZeneca jest bezpieczna. Dyrektor Agencji Emer Cooke mówiła wtedy, że nie ma dowodów na to, że podawanie preparatu jest powiązane ze wzrostem ryzyka zakrzepów krwi. Była to odpowiedź na pojawiające się podejrzenia, jakoby szczepionka ta zwiększała ryzyko zakrzepów krwi. EMA zapowiedziała dalsze badania szczepionki w tym zakresie.
"Trudno mówić o znacznych poluzowaniach"
Do 9 kwietnia obowiązują w całej Polsce dodatkowe obostrzenia. To między innymi zamknięte przedszkola, żłobki i szkoły, częściowo zamknięte galerie handlowe, zamknięte sklepy meblowe, salony kosmetyczne.
Jakie będą dalsze decyzje? Mueller odpowiedział, że "sytuacja jest nadal poważna". - Mamy chwilowo zmniejszona liczbę zakażeń, to jedna rzecz, która wynika z okresu świątecznego, gdzie niestety mniej osób chodzi na testy - przypomniał. - Jeżeli chodzi o liczbę osób hospitalizowanych czy potrzebujących pomocy respiratorów, to widzimy jasno liczby. One niestety są niepokojące, rosnące - przyznał.
W tym wypadków, jak powiedział, "trudno mówić o znacznych poluzowaniach, jeśli one w ogóle nastąpią".
Mueller potwierdził, że decyzje w tej sprawie zostaną ogłoszone na konferencji po posiedzeniu Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego, który rozpocznie się o godzinie 10.
Dopytywany o powrót do regionalizacji obostrzeń ocenił, że "w tym okresie to bardzo mało prawdopodobny wariant". - Nie wydaję mi się, żeby wariant regionalizacji był możliwy jeszcze na tym etapie. W przyszłości oczywiście do takich możliwości możemy wrócić, zależnie od sytuacji epidemicznej, podobnie, jak to miało miejsce jesienią - przekazał.
Mueller: mandat nie jest powodem, żeby odwoływać kogoś ze stanowiska
Konrad Piasecki zapytał Muellera także o wiceministra Marcina Warchoła, kandydata Solidarnej Polski na prezydenta Rzeszowa. Warchoł w swoich mediach społecznościowych zamieszczał zdjęcia i nagrania promujące jego kampanię, gdzie widać go bez maseczki na ulicy.
Mueller pytany wcześniej o to zdarzenie przyznał, że jest mu wstyd za wiceministra. Teraz, w TVN24 zapytany został, czy w rządzie jest miejsce dla takiego polityka. - Mandat, jeśli został nałożony, nie jest powodem, żeby odwoływać kogoś ze stanowiska. Cieszę się z deklaracji pana ministra Warchoła, że takich błędów nie będzie więcej popełniał - skwitował Mueller.
CZYTAJ WIĘCEJ: Warchoł bez maseczki, rzecznik rządu komentuje. "Wstyd, że tak może zachowywać się wiceminister"
Rzecznik rządu: ostatnie miesiące były lekcją pokory. Błędy się zdarzały
Rzecznik rządu Mateusza Morawieckiego pytany był także o słowa premiera, który przed Wielkanocą opublikował nagranie, na którym mówił między innymi: "Nie mogę cofnąć czasu, ale sam też bym dziś pewne kwestie opisywał inaczej. Dlatego dziś za te momenty chcę państwa przeprosić".
- Mieliśmy (...) bardzo trudny rok związany z epidemią. Komunikowaliśmy już gorsze czy lepsze informacje, być może nie wiedząc, co stanie się w przyszłości, bo nikt takiej wiedzy nie posiada - stwierdził Mueller.
Pytany, czy chodzi o słowa premiera, który w lipcu 2020 roku mówił, że wirus "jest w odwrocie" i "nie ma się już czego bać", przypomniał, że "w sierpniu czy lipcu zeszłego roku, kiedy te zdania padały, było od 300 do 400 zachorowań dziennie".
- Gdybyśmy dzisiaj mieli od 300 do 400 zachorowań dziennie, to myślę, że też byśmy powiedzieli, że bardzo się cieszymy i że faktycznie epidemia się kończy - mówił. Zwrócił uwagę, że teraz mamy już dostępne szczepionki. - Mam nadzieję, że przy takiej liczbie zachorowań faktycznie będziemy mogli tak ponownie powiedzieć - zaznaczył.
Polska plasuje się wysoko w niechlubnym rankingu zgonów osób chorujących na COVID-19.. Rzecznik rządu ocenił, że "to pokazuje, jak ciężki jest okres epidemii". - Cieszyliśmy się, gdy było to uzasadnione, natomiast szybko odebraliśmy też lekcję pokory związaną z epidemią - powiedział.
- Niestety widzimy też to przy liczbie zachorowań przy drugiej, czy trzeciej fali. Rząd podejmuje takie działania, które mają spowodować, że osoby, które są chore, będą pod najlepszą opieką, natomiast oczywiście z epidemią nie jest tak łatwo wygrać, jak wydawało się to kilka miesięcy temu - podsumował.
Rzecznik rządu ocenił, że "ostatnie miesiące to była bardzo duża lekcja pokory, również dla rządzących". - Niestety błędy z naszej strony się zdarzały, więc należy po prostu za nie przeprosić - oświadczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24