W naszym systemie potwierdzamy zakażenie w osób, które mają jasne objawy – zauważyła w "Faktach po Faktach" doktor Aneta Afelt z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW. Jej zdaniem w rzeczywistości zainfekowanych koronawirusem jest "do 10 razy więcej", niż pokazują rządowe dane. - Są takie symulacje, które mówią o pięciu, sześciu razach – szacował prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych Michał Sutkowski. Podkreślił, że "dzisiaj możliwość testowania jest dużo większa, niż była na początku jesieni".
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w czwartek o 34 151 nowych potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem. To najwyższy dobowy przyrost zakażeń w Polsce od początku pandemii. Dzień wcześniej odnotowano 29 978 zakażeń, co jest drugim najwyższym bilansem od początku pandemii.
W środę resort przekazał też informację o śmierci 520 osób, u których stwierdzono SARS-CoV-2. W Polsce koronawirusa potwierdzono dotychczas u 2 154 821 osób, z których 50 860 zmarło.
O sytuacji epidemicznej w kraju rozmawiali w "Faktach po Faktach" w TVN24 doktor Aneta Afelt z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego oraz Michał Sutkowski, specjalista medycyny rodzinnej i chorób wewnętrznych, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.
"Mamy nawet do 10 razy więcej osób zakażonych w relacji do tego, co pokazują wyniki testów"
- Spójrzmy na zakażenia w sposób trochę bardziej statystyczny – zaproponowała dr Aneta Afelt. - Co wiemy do tej pory po roku epidemii? Wiemy z pewnością, że spora grupa osób, które są zakażone, przechodzi to zakażenie bez żadnych symptomów fizycznych. W niektórych regionach szacuje się tę grupę na 40 procent, w innych na więcej, nawet do 60 procent – mówiła.
Wskazywała, że "kolejna grupa osób to są osoby, które mają symptomy, ale łatwo je pomylić z przeziębieniem, z chwilową niedyspozycją". - Szacuję się tę grupę na 30 procent – dodała.
Wyjaśniła, że pozostałe osoby "rozwijają wielosymptomowe, ciężkie powikłanie po zakażeniu". - Niewielka grupa, 1 do 6 (procent), to są osoby, które niezbędnie będą potrzebowały pomocy szpitalnej – kontynuowała ekspertka.
Jej zdaniem "to oznacza, że de facto w tej chwili w społeczeństwie mamy nawet do 10 razy więcej osób zakażonych w relacji do tego, co pokazują wyniki testów, wykrywające pacjentów pełnoobjawowych". - Bo, powiedzmy to otwarcie, w naszym systemie potwierdzamy zakażenie u osób, które mają jasne objawy – argumentowała.
"Dzisiaj możliwość testowania jest dużo większa, niż była na początku jesieni"
Michał Sutkowski ostrożniej odniósł się do liczb, które podała Afelt. - Pozwolę sobie powiedzieć, że czasem mówi się, że 10 razy to jest trochę przeszacowana liczba. Są takie symulacje, które mówią o pięciu, sześciu razach – zauważył.
Przyznał jednak, że "bardzo często teraz to będzie rzeczywiście zbliżało się do tych 10 z uwagi na większą transmisyjność koronawirusa w wersji brytyjskiej".
Jak mówił prezes WLR, "być może" nie ma dzisiaj aż 10 razy więcej infekcji w stosunku do wykrywanych testami. - Dlaczego? Bo rzeczywiście dzisiaj możliwość testowania jest dużo większa, niż była na początku jesieni. Pacjenci, nawet skąpoobjawowi, ci, którzy rzeczywiście się zgłoszą (...), są testowani – dodał.
Afelt: byłoby dobrze, gdyby obostrzenia były faktycznie domknięte
Goście TVN24 odnieśli się także do nowych epidemicznych obostrzeń, które wejdą w życie od soboty, 27 marca. Do listy zamykanych obiektów rząd nie dopisał kościołów. W świątyniach będą jednak obowiązywać nowe limity osób. Wierni będą musieli także zachowywać odpowiedni dystans i przestrzegać obowiązku zakrywania ust i nosa.
- Nareszcie są, byłoby dobrze, gdyby były faktycznie domknięte. To znaczy, gdybyśmy uwzględniali wszystkie miejsca zgromadzeń jako miejsca, które mają charakter podwyższonego ryzyka – komentowała dr Afelt. Wyjaśniała, że chodzi o "kościoły, szkoły, miejsca pracy". Jej zdaniem powinniśmy unikać miejsc, w których "naprawdę nie ma konieczności wynikającej z warunków życiowych, żeby się spotkać".
- Transmisyjność ma największe prawdopodobieństwo tam, gdzie spotykamy się jako grupa, nie wietrzymy pomieszczeń, wykonujemy czynności takie jak śpiewanie, głośna rozmowa i nie zachowujemy zaleceń sanitarnych – wyjaśniała.
Ekspertka przypomniała, że należy przestrzegać zasad takich jak "prawidłowe noszenie maseczki, zakrywającej usta i nos i jej częsta zmiana, higiena dłoni, generalna higiena po wejściu do domu i przede wszystkim ograniczenie kontaktów społecznych". - Musimy przerwać łańcuch zakażeń – powiedziała Afelt.
"Odpowiedzialność i solidarność, to nie jest jakaś reguła dla niektórych"
Prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych mówił, że "kościół oczywiście nie jest miejscem takim samym, jak market budowlany". - Ale z drugiej strony kościół jest, jak każde inne miejsce, miejscem możliwym do zakażania – przyznał.
Jego zdaniem konieczne jest "ścisłe egzekwowanie (obostrzeń), zero tolerancji". - Dotyczy to także kościołów oczywiście – zaznaczył Sutkowski.
- W dobie pandemii ta odpowiedzialność i solidarność to nie jest jakaś reguła dla niektórych, dla przekonanych, dla medyków, dla analityków (…) czy dla jeszcze innej grupy. To jest solidarność, to jest odpowiedzialność, to jest wzięcie odpowiedzialności za wszystkich – dodał.
Nowe obostrzenia
Listę nowych ograniczeń ogłosił w czwartek minister zdrowia Adam Niedzielski. Są to między innymi nowe limity klientów w placówkach handlowych, targach i na poczcie oraz wiernych w obiektach kultu religijnego, zamknięte sklepy meblowe i budowlane powyżej dwóch tysięcy metrów kwadratowych oraz salony urody, zakłady kosmetyczne i fryzjerskie. Zamknięte zostaną też przedszkola i żłobki (opieka wyłącznie dla dzieci rodziców wykonujących zawód medyczny i służb porządkowych).
Niedzielski przekazał, że nadal obowiązują wszystkie wcześniejsze obostrzenia, między innymi obowiązek zasłaniania ust i nosa za pomocą maseczki w miejscach publicznych czy zakaz działalności stacjonarnej restauracji.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24