W 1992 roku 79-letnia Stella Liebeck kupiła gorącą kawę w restauracji McDonald's. Następnie przypadkowo wylała ją sobie na kolana i doznała oparzeń trzeciego stopnia. W szpitalu przebywała osiem dni. Przeszczepiono jej skórę, a leczenie oparzeń trwało w sumie dwa lata.
Kobieta chciała uzyskać od McDonald's kwotę 20 tysięcy dolarów na pokrycie kosztów leczenia. Kiedy firma odmówiła, adwokat Liebeck wniósł pozew do sądu, oskarżając sieć o rażące zaniedbanie. W rezultacie Liebeck miała otrzymać odszkodowanie w wysokości 2,8 miliona dolarów, które później zostało zmniejszone do 640 tysięcy dolarów. Zanim jednak doszło do rozpatrzenia apelacji, strony ustaliły poufną kwotę odszkodowania.
W marcu bieżącego roku ława przysięgłych w Kalifornii uznała, że Starbucks ma zapłacić 50 milionów dolarów odszkodowania kierowcy, który poparzył się gorącym napojem z powodu nieodpowiedniego zabezpieczenia wieczka jednorazowego kubka.
Do zdarzenia doszło, gdy Michael Garcia odbierał napoje w punkcie drive-through w Los Angeles. Jak opisano w pozwie złożonym w 2020 roku, poszkodowany mężczyzna miał "doznać poważnych oparzeń i uszkodzeń nerwów w genitaliach".
To tylko niektóre przypadki przyznawania odszkodowań w USA. Takie roszczenia często określane są jako zaskakujące lub absurdalne. Choć budzą kontrowersje, to ilustrują pewne aspekty amerykańskiego systemu prawnego i kultury dochodzenia roszczeń.
- W Polsce też mamy odszkodowania w stylu amerykańskim - opowiada w rozmowie TVN24+ Piotr Stosio, radca prawny.