Kaliski sąd uchylił wyrok w sprawie księdza Arkadiusza H. W pierwszej instancji 52-latek został skazany za molestowanie 15-latka z Pleszewa (woj. wielkopolskie) na trzy lata pozbawienia wolności. Otrzymał też zakaz pracy z dziećmi i młodzieżą na 10 lat. Sąd drugiej instancji uznał jednak, że doszło do przedawnienia karalności czynu. Wyrok jest prawomocny.
Ksiądz Arkadiusz H. to negatywny bohater filmu dokumentalnego braci Sekielskich "Zabawa w chowanego". Według prokuratury 52-latek - pomiędzy wrześniem 1998 a majem 2000 w Pleszewie - dopuścił się co najmniej kilkunastu przestępstw o charakterze seksualnym na szkodę 15-letniego pokrzywdzonego. Arkadiusz H. miał skrzywdzić jeszcze sześciu chłopców, którzy zgłosili się do prokuratury, ale większość z tych spraw już się przedawniła i śledztwa zostały umorzone.
52-latkowi groziło nawet 12 lat więzienia. W pierwszej instancji sąd nie miał wątpliwości, że H. jest winny zarzucanych mu czynów. Mężczyzna został skazany na trzy lata więzienia. Sąd zakazał mu też pracy z dziećmi i młodzieżą przez 10 lat. Prokurator żądał dla Arkadiusza H. wyższej kary - sześciu lat bezwzględnego więzienia, zakazu kontaktu z pokrzywdzonym przez osiem lat oraz zakazu pracy z dziećmi przez maksymalnie długi możliwy czas. Z kolei obrońca oskarżonego, adwokat Michał Królikowski wnioskował o łagodniejszą karę - 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na pięć lat.
Żadna ze stron nie była zadowolona z sądowego rozstrzygnięcia. Od wyroku odwołała się zarówno obrona, jak i prokuratura.
W piątek Sąd Okręgowy w Kaliszu uchylił wyrok sądu pierwszej instancji i umorzył postępowanie. Jak wyjaśnił sędzia Marek Bajger, doszło do przedawnienia karalności czynu. A to jest bezwzględna przyczyna odwoławcza.
Sędzia: hierarchowie kościoła wiedzieli o przestępstwach
- Teraz należy zadać sobie pytanie czy można było uniknąć przedawnienia w tej sprawie. I odpowiedź brzmi: z pewnością tak - mówił sędzia. Jak wytłumaczył, były osoby, które w 2000 roku wiedziały o tym procederze i nic z tym nie zrobiły. - Wynika niezbicie, że problem oskarżonego i jego przestępcze zachowania były znane hierarchom kościoła katolickiego - podkreślił Marek Bajger.
Wyrok jest prawomocny. Obu stronom przysługuje prawo do złożenia kasacji do Sądu Najwyższego.
- Sąd de facto nie miał dzisiaj innego wyjścia - mówi Michał Królikowski, obrońca księdza Arkadiusza H. I dodał, że przedawnienie nastąpiło już 20 maja 2015 roku.
Prokurator Piotr Miniecki z Prokuratury Rejonowej w Pleszewie podkreślił po zakończeniu procesu, że uchylenie wyroku nie zamyka możliwości dochodzenia praw przez pokrzywdzonych na drodze cywilno-prawnej.
Wnosił o "braterskie pojednanie"
W pierwszej instancji proces Arkadiusza H. ruszył 3 marca bieżącego roku, a zakończył się już tydzień później. Sąd Rejonowy w Pleszewie nie miał wątpliwości i uznał, że ks. Arkadiusz H. jest winny zarzucanych mu czynów. Mężczyzna został skazany na trzy lata więzienia oraz zakaz pracy z dziećmi i młodzieżą na 10 lat.
Podczas postępowania prokuratorskiego H. nie przyznawał się do winy. Zmienił zdanie dopiero, gdy stanął przed sądem. - Zarzut, o którym tutaj mowa, został przeze mnie popełniony. (...) Chcę z głębi serca pokornego bardzo serdecznie przeprosić. Jeszcze raz powtarzam - bardzo mocno przeprosić pana Bartłomieja, który wnosi dzisiaj w swoim oskarżeniu. Mam świadomość i poczucie ogromnej szkody, jaką przez swoją słabość ludzką, nieudolność, grzeszność dokonałem wobec pana Bartłomieja – mówił w sądzie podczas pierwszej rozprawy w marcu Arkadiusz H.
Oskarżony podkreślał również, że nigdy nie chciał nikomu wyrządzić krzywdy. - Ludzka słabość spowodowała, że dzisiaj, na podstawie także minionych miesięcy, wielu przemyśleń, wielu modlitw, przeproszenia w duchu i modlitwy wstawienniczej w intencji osoby pokrzywdzonej, raz jeszcze wyznaję ze skruchą swoją winę. I proszę pana Bartłomieja o wybaczenie moich słabości, moich grzechów i wnoszę o łaskę takiego braterskiego pojednania – jeśli jest to możliwe – ze strony osoby pokrzywdzonej przeze mnie. Bardzo serdecznie żałuję raz jeszcze. I mam świadomość, tak wiele zła swoją słabością, grzesznością dopuściłem się wobec pana Bartłomieja - twierdził.
Ojciec pokrzywdzonego pracował jako organista, wikary H. był przyjacielem domu
W marcu przed sądem zeznania złożył również pokrzywdzony. Tłumaczył, wtedy że jego ojciec pracował w kościele jako organista, dlatego jego rodzina znała się bliżej z księżmi pracującymi w parafii. Również z ks. Arkadiuszem H., który wówczas był tam wikarym. - Jako "przyjaciel domu" często u nas w bywał, przychodził do nas na kawę, na herbatę. Po prostu był traktowany jak "przyjaciel domu" – mówił na sali sądowej pan Bartłomiej. - Okazało się, iż w tamtym okresie ja i mój brat Jakub staliśmy się dla pana Arkadiusza H., wtedy księdza wikarego, łakomym kąskiem ku temu, żeby zaspokajać swoje potrzeby seksualne i swoje jakieś potrzeby.
- Początkowo zaczynało się od niewinnych spotkań, jednak z czasem te spotkania powoli przeradzały się w coś innego. (…) Moje zaufanie do pana H. potęgowało kupowanie prezentów z jego strony i okazywanie mi, jak na tamten czas, jakiegoś rodzaju miłości – dzisiaj wiem, że ta miłość była fałszywa. Prezenty nie były kupowane bez powodu, prezenty były pretekstem ku temu, by zachowania, których dopuszczał się pan H., były utrzymane w tajemnicy. Zachowaniami tymi było, tak jak jest w aktach, całowanie mnie z "języczkiem", przytulanie, sadzanie na kolanach, dotykanie moich miejsc intymnych. Kolejnym etapem było również dotykanie miejsc intymnych i pobudzenie seksualne, niejako tymi czynami, oskarżonego - podkreślał.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Pluciński / TVN24