"Jestem bliska, złamię prawo. Pokażę, co przykrywa premier"

Małgorzata Wassermann oceniła wystąpienie premiera Donalda Tuska
Małgorzata Wassermann oceniła wystąpienie premiera Donalda Tuska
Źródło: tvn24

- Jestem bliska tego, że złamię prawo i pokażę państwu akta, którymi dysponuję - deklaruje w "Jeden na Jeden" w TVN24 Małgorzata Wassermann. I zapewnia: - My jeszcze zadamy szereg trudnych pytań i ja wiem, co dziś przykrywa pan premier PR-em i nieszczerym słowem "przepraszam" - powiedziała.

Według córki Zbigniewa Wassermanna przeprosiny, które do rodzin ofiar skierował wczoraj premier Tusk nie były szczere. - Przyjęłam je z ogromnym smutkiem i żalem. Nawet dość mocno mi się popłakało nad tym nieszczerym słowem "przepraszam", a potem szeregiem oskarżeń w stosunku do rodzin - dodała.

- Jak te słowa mogły być szczere, jeśli rozumiem, że Sejm zebrał się po to, żeby zapytać Ewę Kopacz jak mogła uczestniczyć w czynnościach lekarzy, kiedy tych czynności nigdy nie było. Zamiast odpowiedzi na to pytanie usłyszeliśmy jak bardzo pan premier się starał. My o to nie pytaliśmy i nie takiej odpowiedzi oczekiwaliśmy. Pytaliśmy, w jaki sposób ci państwo wykonywali swoje obowiązki - tłumaczyła Małgorzata Wassermann.

Małgorzata Wassermann oceniła wystąpienie premiera Donalda Tuska

Małgorzata Wassermann oceniła wystąpienie premiera Donalda Tuska

Gdzie oni byli?

Wassermann podważała też informacje przekazane wczoraj przez premiera, że przy sprawie katastrofy pracowało 2 tys. osób. - Gdzie było tych 2 tys. urzędników? Przecież po wystąpieniu premiera wystąpił prokurator generalny i wymieniał te liczby - czterech prokuratorów, trzech lekarzy, trzech kryminalistyków, i tak było - powiedziała córka Zbigniewa Wassermanna.

I dodała: - Prokurator Seremet mówił o pomocy prokuratorów. Nie odnalazłam rodziny, której pomogli. Mówił o pomocy polskich lekarzy, nie odnalazłam tej rodziny, której pomagali. Z tego co wiem, to identyfikacja (zwłok - red.) wyglądała w ten sposób, że ze strony polskiej były jakieś pojedyncze, przypadkowe i niezwykle zmęczone osoby. Natomiast strona rosyjska była reprezentowana przez kilka osób do tego przygotowanych - oceniła Małgorzata Wassermann.

Zaznaczyła, że - o ile pamięta z wiedzy zawartej w aktach sprawy - na miejscu w Moskwie "przez wszystkie dni" było około 20, 30 osób, które pomagały w identyfikacji ofiar. Pytana, ile jej zdaniem powinno ich być stwierdziła, że 30-40. - Jedna rzecz jest dla mnie nie do pojęcia. Gdyby pan, panie redaktorze, był prokuratorem, ministrem, czy lekarzem i przyjechał 11 kwietnia na miejsce w siłach cztery osoby na 96 ciał i usłyszał, że od wczoraj wydobyto w Smoleńsku wszystkie ciała, przewieziono do Moskwy i zdążono wykonać sekcję, uwierzyłby pan w taką informację? - pytała Wassermann.

Zapewniła, że chciałaby, żeby "pan prokurator powiedział konkretnie, a najlepiej pokazał dokument, w których czynnościach procesowych uczestniczyli polscy lekarze i prokuratorzy".

Kto i gdzie?

Małgorzata Wasserman odniosła się też do słów minister Kopacz, która tłumaczyła wczoraj w Sejmie, że w Moskwie uczestniczyła nie w sekcji zwłok ofiar, ale w przygotowaniu do identyfikacji. - To dlaczego wcześniej mówiła - uczestniczyliśmy ramię w ramię? Czy chciała sobie przypisać zasługi, w których nie brała udziału? Wypowiedzi pani minister idą w ten sposób - uczestniczyliśmy ramię w ramię w sekcjach zwłok, potem było stwierdzenie, że to było przejęzyczenie i mówiła - uczestniczyliśmy w identyfikacjach. Z kolei zdanie sprzed dwóch dni brzmi, że my uczestniczyliśmy w przygotowywaniu zwłok do identyfikacji - powiedziała Wassermann.

I zaproponowała: - Wyciągnijmy wszystkie wypowiedzi, kiedy ja od początku mówiłam, bo widziałam co się dzieje w aktach i na miejscu, że jest źle i zacznijmy coś robić. Przypomnijcie państwo wypowiedzi premiera, że współpraca jest znakomita i że jesteśmy do wszystkiego dopuszczeni - apelowała Wassermann.

Z rządem na piśmie

Małgorzata Wasserman poruszyła też wątek zakazu otwierania trumien przez rodziny ofiar. Wczoraj zarówno marszałek Kopacz, jak i minister sprawieliwości Jarosław Gowin przekonywali, że zakazu nie było. - To jest bardzo dużo półprawd. Rodziny zwracają się ustnie - my nie wiedzieliśmy, że z tym rządem trzeba na piśmie i za potwierdzeniem odbioru - czy mogą otworzyć trumny i uzyskują odpowiedź, że nie od pana Arabskiego, od minister Kopacz i pracowników ambasady - relacjonowała Wassermann.

I dodała: - Jeżeli rząd dziś powołuje się na to, że nie było zakazu, tylko płynie on z ustawy i jest możliwość wydania decyzji o otwarciu, to kiedy przychodzi np. Magda Merta i mówi, że chce otworzyć trumnę i zobaczyć mojego męża, to czy to jest wiele powiedzieć - proszę napisać wniosek, wydamy decyzję i będzie pani mogła to zrobić? Jeśli ona słyszy "nie mogę", to znaczy, że "nie mogę" - oceniła.

Z kolei premier Tusk przekonywał w Sejmie, że nie miał sygnałów o jakichkolwiek chęciach otwarcia trumien. - To nie jest prawda, ja miałam takie sygnały i o tym mówiłam. Na to słyszałam, że jestem niecierpliwa i żebym dała popracować. Ja o tym mówiłam od samego początku. Przypominam moją notatkę z 13 kwietnia z lotniska, gdzie pisałam co się dzieje w Moskwie, że brakuje ludzi i są oni nieprzygotowani do identyfikacji - powiedziała. I dodała, że "ludzie byli w pracę bardzo zaangażowani", ale brakowało koordynacji.

Na koniec Małgorzata Wassermann zaznaczyła, że nie umie sobie wyobrazić, "że osoba tak skompromitowana jak minister Ewa Kopacz pełni drugą funkcję w państwie".

"Mocno mi się popłakało nad tym nieszczerym przepraszam"

"Mocno mi się popłakało nad tym nieszczerym przepraszam"

Autor: mn/tr/k / Źródło: tvn24

Czytaj także: