W Sądzie Apelacyjnym w Warszawie w lipcu ubiegłego roku doszło do jednoosobowej ingerencji w orzeczenie. Wiceprzewodniczący wydziału karnego Piotr Bojarczuk unieważnił postanowienie Anny Kalbarczyk o przywróceniu do składu orzekającego innej sędzi, co nakazał zrobić Europejski Trybunał Praw Człowieka. - (Wice)przewodniczący wydziału nie ma takiego uprawnienia, żeby móc ingerować w jakiejkolwiek sferze orzeczniczej - podkreśla Kalbarczyk. Sprawę ujawniła Marta Gordziewicz w "Czarno na białym" w materiale "System zamknięty".
Sędzia Anna Kalbarczyk z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga jest bohaterką reportażu Marty Gordziewicz "System zamknięty". Jej historia pokazuje, jak interesy neosędziów liczyły się bardziej niż prawo obywateli do niezależnego sądu. Kalbarczyk jest pierwszą neosędzią, która pod koniec ubiegłego roku sama poprosiła ministra sprawiedliwości Adama Bodnara o cofnięcie swojego awansu do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Tak też się stało i w lutym tego roku powróciła do orzekania w sądzie okręgowym.
Sędzia Kalbarczyk rozpoczęła starania o awans do SA w Warszawie w 2018 roku, kiedy jeszcze Krajowa Rada Sądownictwa nie budziła wątpliwości. Ale w tym samym roku weszła w życie nowelizacja ustawy o KRS, wprowadzona przez Zjednoczoną Prawicę, która przerwała kadencję legalnej KRS i powołała nową. Sędziów do niej wybrali politycy, głównie politycy Zjednoczonej Prawicy.
Kalbarczyk przyznaje, że miała "wątpliwości" co do neo-KRS. - Ale pomimo tych wątpliwości chciałam po prostu zobaczyć, jak ta Rada będzie działać - wyjaśnia. Z konkursu się jednak nie wycofała i w 2019 roku neo-KRS dała jej awans. Rok później prezydent Andrzej Duda powołał ją do orzekania w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. I właśnie wtedy została neosędzią.
- Moja decyzja była niesłuszna. To była moja mylna decyzja, ale naprawdę podejmowałam ją w zupełnie innych okolicznościach - przekonuje dzisiaj. Do przyjęcia nominacji - twierdzi Kalbarczyk - namówili ją tak zwani starzy, czyli legalni sędziowie SA. Znali jej poglądy prawne, bo wcześniej orzekali z nią przez trzy lata, gdy była delegowana do SA. Dla nich miała być gwarantką, że nie będzie chodzić na pasku władzy.
Jednoosobowa ingerencja w orzeczenie
I to właśnie w czasie, kiedy Kalbarczyk orzekała w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie, w lipcu 2023 roku, doszło do jednoosobowej ingerencji w orzeczenie. Postanowienie sądu unieważnił wiceprzewodniczący wydziału karnego. Nie chodziło o los oskarżonego, a o skład osobowy sądu.
W sprawie skarżonym był Igor Krawetz, ukraiński aktywista, od niedawna mający polskie obywatelstwo.
W rozmowie z "Czarno na białym" wspomina, że zarzut "dotyczył znieważenia Rzeczypospolitej Polskiej". W 2021 roku Krawetz zamieścił w internecie wulgarny wpis o Polsce, który miał być reakcją na informacje od jego znajomych o tym, jak potraktowała ich policja, gdy chcieli upamiętnić rosyjską dziennikarkę, która podpaliła się w proteście przeciwko reżimowi Putina. W pierwszej instancji sąd umorzył sprawę, ale prokuratura i ABW odwołały się.
Apelację w sprawie Krawetza miał rozstrzygać trzyosobowy skład sędziowski. Przewodniczącą była Anna Kalbarczyk, a w składzie znalazła się Ewa Leszczyńska-Furtak.
Leszczyńska-Furtak to sędzia, którą prezes sądu apelacyjnego Piotr Schab (neosędzia, a także sędziowski rzecznik dyscyplinarny) przeniósł wcześniej z wydziału karnego do wydziału pracy. Ale Leszczyńską-Furtak do wydziału karnego nakazał przywrócić w grudniu 2022 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka. Prezes Schab nie wykonał jednak orzeczenia ETPC.
Wykonała je za to przewodnicząca składu orzekającego w sprawie apelacji Krawetza, czyli Anna Kalbarczyk. Przywróciła Leszczyńską-Furtak do sądzenia w tej właśnie sprawie. Zrobiła to w trybie postanowienia, które wydała jako sąd.
- Zaniosłam to do sekretariatu i zostawiłam akta. Ale jak wróciłam, to akt już nie było. (...) Sędzia Bojarczuk zabrał - wspomina w rozmowie z Gordziewicz sędzia.
Wiceprzewodniczący wydziału karnego Piotr Bojarczuk unieważnił postanowienie sądu w sprawie przywrócenia sędzi Leszczyńskiej-Furtak, a dokładnie "uznał je za bezskuteczne". Pracował wtedy w SA, gdyż został tam delegowany przez Zbigniewa Ziobrę z Sądu Okręgowego w Warszawie.
Tymczasem, poza określonymi przez prawo apelacjami czy zażaleniami, żaden sędzia nie ma prawa zmieniać orzeczeń sądu - ani wyroków, ani postanowień. Bojarczuk zrobił to natomiast samodzielnie i jednoosobowo - nie rozpatrując żadnego zażalenia ani odwołania.
- Nie ma takiego uprawnienia (wice - red.)przewodniczący wydziału, żeby w ogóle w jakiejkolwiek sferze orzeczniczej móc ingerować - podkreśla Kalbarczyk.
Zawiadomienia w prokuraturze
Wiceprzewodniczący wydziału karnego, który unieważnił przywrócenie sędzi Leszczyńskiej-Furtak, nie poinformował o tym ani oskarżonego, ani obrońcy - mecenasa Radosława Baszuka. Krawetz i jego adwokat o tym, że wiceprzewodniczący zmienił skład sędziowski, dowiedzieli się - jak twierdzą - od reporterki "Czarno na białym".
Sprawa Krawetza nigdy nie wróciła do Anny Kalbarczyk. Nadal nie została zakończona.
Marta Gordziewicz z "Czarno na białym" pytała wiceprzewodniczącego Bojarczuka - pełniącego wtedy funkcję czysto administracyjną - jaki przepis pozwolił mu na takie działanie. Nie wskazał go, a w przesłanym reporterce oświadczeniu napisał tylko, że sędzia Kalbarczyk nie miała jego zdaniem prawa przywracać innej sędzi do orzekania, bo ani nie jest przewodniczącą wydziału, ani nie miała do tego upoważnienia prezesa Schaba.
W sprawie bezprawnego - jak twierdzi - uchylenia jej postanowienia Anna Kalbarczyk zawiadomiła prokuraturę.
Zawiadomiła również o bezprawnych - jak twierdzi - próbach zmuszania jej przez przełożonych do takiego orzekania, które nie będzie podważać statusu neosędziów.
W czasach Zbigniewa Ziobry prokuratura nic z tymi zawiadomieniami nie zrobiła. Obecna prokuratura bada możliwości wszczęcia postępowania w tej sprawie. Kalbarczyk ma być wkrótce przesłuchana i po tym przesłuchaniu ma zapaść decyzja, czy wszcząć śledztwo.
Pierwsza z neosędziów, która zrobiła krok wstecz
W rozmowie z Martą Gordziewicz w "Czarno na białym" sędzia Kalbarczyk opowiada również o swoim wniosku do Bodnara o zdegradowanie.
- Nigdy nie byłam po stronie neosędziów. Tych sędziów, którzy dostali (awans - red.) i przyszli do sądu apelacyjnego z różnymi powiązaniami. Nigdy, nigdy nie byłam z nimi i zapłaciłam za to bardzo dużą cenę. Bardzo wysoką cenę zapłaciłam za to, że nie byłam z nimi - podkreśla.
Do niedawna kierownictwo w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie - gdzie Kalbarczyk pracowała - sprawowali nominaci byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, czyli sędziowie Piotr Schab (prezes sądu), Przemysław Radzik (wiceprezes) czy Michał Lasota (przewodniczący II wydziału karnego). Wszyscy są neosędziami, którzy jako rzecznicy dyscyplinarni nie uznawali podważania statusu neosędziów, czyli również swojego.
"Miałam mieć jedyne słuszne poglądy". Sędzia o "straszeniu" jej
Sędzia Anna Kalbarczyk w lutym ubiegłego roku miała orzekać w SA w jednej ze spraw lustracyjnych razem z Radzikiem. Kalbarczyk uznała, że obecność Radzika w składzie nie gwarantuje wydania bezstronnego wyroku, dlatego postanowiła wyłączyć go ze składu.
- W tym momencie przerwał mi sędzia Radzik - wspomina ten moment rozprawy w rozmowie z reporterką.
Rozprawa nie była nagrywana, dlatego relację z jej przebiegu można odtworzyć jedynie na podstawie akt i relacji Anny Kalbarczyk.
Gdy sędzia oznajmiła, że złożyła wniosek o wyłączenie Radzika, ten powiedział: - Przepraszam strony za to żenujące przedstawienie zaprezentowane przez sędzię na sali.
- Proszę odnieść się do wniosku - apelowała Kalbarczyk. - Proszę milczeć, teraz ja mówię - odparł Radzik. I dodał: - Oświadczam, że jestem wiceprezesem Sądu Apelacyjnego w Warszawie i zastępcą rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych.
Sędzia w rozmowie z "Czarno na białym" podkreśla, że Radzik "zaczął ją straszyć na sali w obecności stron i prokuratora IPN-u".
- O tym, jak to jest faktycznie z postępowaniami dyscyplinarnymi w II wydziale karnym, świadczy to, że pani sędzia może sobie składać pisma, jakie chce i składa, a dotąd włos jej z głowy nie spadł - mówił Radzik.
- I na sali żeśmy się rozstali. Pan sędzia Radzik nie zakończył. Wyszliśmy do pokoju narad i on do mnie wówczas powiedział: "Nie zrobię za to pani postępowania dyscyplinarnego. Ale proszę nie iść tą drogą, bo nic pani nie wskóra, a jedynie zniszczy sobie zdrowie" - wspomina sędzia.
Według Kalbarczyk, ta groźba to jedynie namiastka tego, jak ówczesne kierownictwo sądu próbowało zmusić ją do ignorowania wyroków europejskich i polskich, niekorzystnych dla neosędziów.
- Ja miałam mieć jedyne słuszne poglądy. Właśnie takie pod kątem neosędziów. Że wszystko jest legalne, że KRS jest legalna, że w ogóle nic się nie dzieje, że nie ma naruszeń praworządności - opowiada.
Neosędzia wyłączała z orzekania neosędziów. Czasem też siebie
Wobec neosędziów mnożą się pytania o ich bezstronność i niezależność, a to przekłada się na wydawane przez nich wyroki, które mogą być i już są podważane oraz uchylane. Z informacji Ministerstwa Spraw Zagranicznych wynika, że Europejski Trybunał Praw Człowieka już ogłosił Polsce, że rozpatrzy 157 skarg obywateli na wyroki wydane z udziałem neosędziów we wszystkich typach sądów.
- Jest na przykład kobieta, która została zgwałcona w sposób szczególnie brutalny, bo takie u nas są. Jest żona, która straciła męża, bo został pobity śmiertelnie. (...) Albo jest starszy pan oszukany na wnuczka, na policjanta, który stracił swoje oszczędności życia - opisuje sędzia w rozmowie z Gordziewicz. Podkreśla, że nie wyobraża sobie sytuacji jako sędzia, by wychodząc na salę, patrzyła takim ludziom w oczy i wygłaszała wyroki w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej, a później mówiła: "a może nie". - A może ten wyrok się nie ostanie, bo ja zostałam tak a nie inaczej powołana - wskazuje.
Dlatego od 2022 roku neosędzia Kalbarczyk wyłączała z orzekania innych neosędziów. I mimo że - jak mówi Kalbarczyk - żaden wydany przez nią wyrok nie został uchylony z powodu jej statusu, w niektórych sprawach, też na wniosek stron, wyłączała z orzekania siebie.
- Wymierzam sprawiedliwość w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. Nie w swoim imieniu i nie w ochronie własnego statusu. Jeżeli ktokolwiek miałby jakiekolwiek wątpliwości co do mojej niezależności i bezstronności, to ja robię krok do tyłu i mówię: oczywiście ma pan prawo, ma pani prawo, żeby osądził panią sąd co do którego pani tych wątpliwości nie będzie miała - podkreśla.
Tymczasem ci, którzy sprawowali władzę w sądzie apelacyjnym, jako rzecznicy dyscyplinarni ścigali sędziów właśnie za tak zwane podważanie prawa neosędziów do orzekania.
"Zaczęto wymagać, bym wydawała określonej treści orzeczenia"
Kalbarczyk znalazła się na celowniku innych neosędziów. - Byłam wyznaczana do takiej liczby spraw, której nie byłam w stanie przeczytać. Miałam tyle zastępstw, byłam tyle razy w składach, że prawie codziennie wychodziłam na salę. A praca sędziego odwoławczego polega na tym, że się czyta. Akta się czyta - pracujemy na apelacji, pracujemy na dowodach zgromadzonych przez pierwszą instancję - wyjaśnia.
Ocenia też, że nakładanie na nią dużej liczby spraw miało także inny cel. - Na przykład, że ja się gdzieś pomylę, żeby mnie na czymś złapać - mówi.
To jednak nie wszystko. - Ode mnie zaczęto wymagać, bym wydawała określonej treści orzeczenia - wspomina. - Że mam nie składać wniosków o wyłączenie sędziego. Że dlaczego składam zdania odrębne. Że nie powinnam składać zdania odrębnego. Że powinnam wyjść na salę, kiedy się tego ode mnie oczekuje, bez znajomości akt - wylicza.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24