Bez tylnych łap, zainfekowane i pełzające po metalowej kracie - w takim stanie, w 2015 roku, znaleziono dwa małe lisy na jednej z ferm pod Kościanem (woj. wielkopolskie). Proces w sprawie znęcania się nad zwierzętami miał właśnie ruszyć od nowa, ale hodowca zdecydował, że chce dobrowolnie poddać się karze.
Otwarte Klatki poinformowały o finale sądowej batalii dotyczącej lisich szczeniąt. "Wywalczyliśmy sprawiedliwość dla Jasia i Małgosi" - czytamy na stronie stowarzyszenia. W 2015 roku aktywiści zabrali zwierzęta z fermy w pod Kościanem (woj. wielkopolskie), gdzie przebywały z ponad setką innych lisów. Małgosia miała okaleczone dwie łapy, a Jaś jedną.
"Hodowca nie poddał ich jednak eutanazji i skazał na dalsze życie na fermie. Liski kuliły się w klatce, a kikuty łapek wpadające pomiędzy metalowe pręty klatek powodowały u nich dalsze urazy i cierpienie" - wskazuje Stowarzyszenie Otwarte Klatki.
Weterynarz, do którego aktywiści zabrali liski, miał stwierdzić, że zwierzęta były zaniedbane. Według niego Marysia m.in. była wychudzona, miała zmiany grzybiczne, świerzbowiec oraz przetokę ropną w kikucie. Z kolei Jaś miał kaszel i otarcie na kikucie, który cały czas podrażniał od wewnątrz fragment kości.
"Zysk hodowcy nie może być ważniejszy od dobrostanu zwierząt"
W związku z ty, w 2015 roku stowarzyszenie poinformowało prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Sprawa trafiła do sądu dopiero w listopadzie 2020 roku. W pierwszej instancji sąd uznał, że hodowca nie jest winny zarzucanych mu czynów, a zwierzęta żyły we właściwych warunkach. – W uzasadnieniu wyroku sąd pierwszej instancji wskazał, że klatki, w których utrzymywano lisy były właściwe, pominął jednak, że te zwierzęta w ogóle nie powinny były się tam znaleźć w takim stanie. To, w jaki sposób sąd ten zinterpretował zeznania świadków, także było dla nas zaskoczeniem. Złożyliśmy apelację od wyroku uniewinniającego, bo nie może być zgody na trzymanie na fermach chorych zwierząt bez odpowiedniej opieki lekarsko-weterynaryjnej. Zysk hodowcy nie może być ważniejszy od dobrostanu zwierząt – podkreśla Angelika Kimbort, radczyni prawna, która reprezentowała Otwarte Klatki w sądzie.
Od wyroku odwołało się nie tylko stowarzyszenie, ale też Prokuratura Rejonowa w Kościanie. Apelację rozpatrzył Sąd Okręgowy w Poznaniu, który nakazał ponownie rozpatrzyć sprawę.
"Jesteśmy zadowoleni z wyroku"
Zgodnie z planem pierwsza rozprawa miała się odbyć 13 grudnia. Okazało się jednak, że hodowca chce dobrowolnie poddać się karze. Wymiar kary uzgodniono podczas negocjacji. "Hodowca usłyszał wyrok za znęcanie się nad zwierzętami: sześć miesięcy kary pozbawienia wolności z zawieszeniem jej wykonania na dwa lata oraz pięć lat zakazu prowadzenia działalności gospodarczej związanej z chowem i rozrodem zwierząt. Ponadto zasądzono 2500 złotych nawiązki na rzecz Stowarzyszenia Otwarte Klatki" – poinformowało stowarzyszenie w komunikacie.
– Jesteśmy zadowoleni z wyroku. Ta sprawa po ponad sześciu latach znajduje swój finał, a my możemy skupić się na innych postępowaniach, które prowadzimy jednocześnie przed kilkoma prokuraturami i sądami – dodaje Kimbort.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: facebook.com/otwarteklatki