Nowy przedmiot edukacja zdrowotna - wspólne przedsięwzięcie resortów: edukacji narodowej, zdrowia oraz sportu i turystki - ma być wprowadzony do szkół od roku szkolnego 2025/2026 w miejsce wychowania do życia w rodzinie (WDŻ) i ma być obowiązkowy. Projekt nowelizacji rozporządzenia w sprawie ramowych planów nauczania, w którym wprowadzono ten przedmiot, trafił w połowie listopada do konsultacji.
Z projektu wynika, że - w zależności od wieku - edukacja zdrowotna będzie dotyczyła między innymi tego, czym są ruchy antyszczepionkowe i jak rozpoznać dezinformację o szczepieniach, jakie są metody antykoncepcji, czym różni się naprotechnologia od in vitro i jakie są zagrożenia związane z różnymi aspektami seksualności.
Nowy przedmiot wzbudza kontrowersje. W niedzielę w Warszawie ma się odbyć protest przeciwników wprowadzenia do szkół tego przedmiotu.
"Zmienia się styl życia dorosłych, zmienia się styl życia młodych ludzi"
O edukacji zdrowotnej mówili w sobotę w "Faktach po Faktach" w TVN24 profesor Zbigniew Izdebski, seksuolog, szef zespołu przygotowującego projekt podstawy programowej nowego przedmiotu edukacja zdrowotna oraz Martyna Wyrzykowska, dyrektorka zarządzająca fundacji Sexed.pl.
- Mam świadomość, że tam, gdzie w najmniejszym stopniu pojawia się słowo seksualność, to w polskiej rzeczywistości wywołuje wiele emocji - powiedział Izdebski. Wyraził przekonanie, że "nigdy wcześniej nie potrzebowaliśmy w Polsce tak dobrego programu do edukacji zdrowotnej, szeroko rozumianej, w tym tych elementów, które dotyczą seksualności człowieka".
Jak tłumaczył, "zmienia się styl życia dorosłych, zmienia się (styl życia) młodych ludzi". - Młodzi mają inne autorytety, inne źródła informacji. Internet coraz bardziej jest źródłem informacji dla dzieci i młodzieży (...) Zdaję sobie sprawę z tego, że internet wiele wnosi dobrego, ale także stanowi duże zagrożenie dla tych, którzy nie potrafią w sposób umiejętny korzystać z internetu - wskazał seksuolog.
Prof. Izdebski wyjaśniał, że "program, który dotyczy edukacji zdrowotnej ma za zadanie wyposażyć ucznia nie tylko w samą wiedzę o procesie dojrzewania, o seksualności człowieka, ale ma wyposażyć w umiejętności psychologiczne dotyczące zachowań o charakterze asertywnym". - Przede wszystkim po to, żeby młodzi ludzie zrozumieli siebie, zrozumieli swój organizm, jak on funkcjonuje, a jednocześnie, żeby potrafili się oprzeć pewnej presji otoczenia - dodał.
- Często ta decyzja o inicjacji seksualnej to nie jest decyzja konkretnie jej, czy jego. Ta decyzja często powstaje pod presją środowiska, gdzie młodzi ludzie w internecie widzą, przekazują sobie w telefonach komórkowych, co inni już robią. I dlatego też niektórzy po prostu, w cudzysłowie, chcą eksperymentować - mówił.
"Edukacja daje nam bezpieczeństwo"
Zdaniem Martyny Wyrzykowskiej, dyrektorki zarządzającej fundacji Sexed.pl "edukacja seksualna budzi takie ogromne emocje, dlatego, że my po prostu jej nie rozumiemy". - Ona często łączona jest z seksualizacją dzieci. I to jest taki argument, który jest często podnoszony przez przeciwników. Ja bardzo wyraźnie chcę powiedzieć, że edukacja seksualna zapobiega seksualizacji. To jest jedyna słuszna ścieżka. Fantastycznie, żeby to rozwiązanie było dostępne w szkołach - powiedziała.
Podkreśliła, że "edukacja daje nam bezpieczeństwo".
Wyrzykowska wspomniała o przeprowadzonych w fundacji badaniach. - Często słyszymy, że my, dorośli, się nie uczyliśmy o tej edukacji seksualnej i jakoś żyjemy, jakoś się wszystkiego dowiedzieliśmy. Więc przeprowadziliśmy test, wspólnie z Instytutem IPSOS, taką kartkówkę z wiedzy o edukacji seksualnej. Zapytaliśmy na początek deklaratywnie, jak dorośli Polacy oceniają swoją wiedzę. 86 procent powiedziało, że dostałoby czwórkę na takiej kartkówce. I później tę kartkówkę wykonało. I czwórkę dostało tylko 16 procent - wskazała.
- Więc my nie tylko nie wiemy, ale jesteśmy błędnie przekonani o swojej wiedzy i przekazujemy ją w taki sposób, albo nie przekazujemy wcale - dodała.
Autorka/Autor: js/akw
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock