Nauczyciele mówią, że są rzuceni na głęboką wodę - w szkołach przybywa uczniów z diagnozami zaburzeń neurorozwojowych, jak spektrum autyzmu czy ADHD. Rodzice takich dzieci zarzucają nauczycielom brak kompetencji i żądają zmian systemowych, np. wpisania ADHD na listę zaburzeń, które uprawnią do orzeczenia o specjalnych potrzebach edukacyjnych. - Edukacja włączająca wymaga zmian systemowych i na poziomie mentalnym, bo szkoły są pełne przemocy. Ale w każdej ze szkół da się wprowadzić zmiany w nastawieniu, w budowaniu dobrej komunikacji - przekonuje Tomasz Śliwowski, nauczyciel współorganizujący proces kształcenia.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Maciek ma 12 lat, a już kilka razy zmieniał szkołę. Wcześniej usunięto go z prywatnego przedszkola.
Szymon ma 11 lat. Diagnoza: ADHD i depresja. Próbuje się uczyć w szkole integracyjnej, ale nie jest to łatwe. Mama Szymona, z powodu problemów syna w szkole, sama też zmaga się z depresją. Ostatnio powiedział jej, że nie zabił się tylko dlatego, bo na pewno by długo płakała.
Jeremiasz ma 26 lat, skończył grafikę na warszawskiej ASP. Młody, świetnie zapowiadający się artysta. - Oczywiście wszyscy mówili, że on się do żadnej szkoły nie nadaje, ale na szczęście trafił do nas - mówi Marek Tarwacki, dyrektor szkoły w Łajskach.
Jak wygląda dziś edukacja włączająca w Polsce? Jak szkoły radzą sobie z coraz większą liczbą neuroróżnorodnych uczniów?
Maciek
Maciek ma 12 lat, a już kilka razy zmieniał placówki oświatowe.
Najpierw został usunięty z prywatnego przedszkola, dlatego że był agresywny.
- W domu był gadatliwy, aktywny, wszędzie go było pełno. Poszliśmy do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Dopiero po pierwszej klasie szkoły podstawowej wydano diagnozę o zespole Aspergera - opowiada Jan, ojciec Maćka.
Maciek po pierwszej klasie otrzymuje orzeczenie o potrzebie specjalnego kształcenia edukacyjnego i trafia do podstawówki z klasami integracyjnymi. W klasie Maćka są też inne dzieci z orzeczeniami, a także nauczyciel wspomagający (taki nauczyciel, nazywany również nauczycielem współorganizującym kształcenie uczniów z niepełnosprawnościami, ma dodatkowe kompetencje z zakresu pedagogiki specjalnej).
- Syn jest wysoki, silny i jest dzieckiem otyłym. Inne dzieci nie dawały sobie z nim rady pod względem fizycznym, zaczęły go wyśmiewać, wyzywać. Problem narastał, w trzeciej klasie ciągle byliśmy wzywani do szkoły. Wszystko, co złe, było winą syna. Czuliśmy, że nauczycielki manipulują faktami, jakoś zawsze wychodziło tak, że inne dzieci robiły coś Maćkowi niechcąco - mówi Jan.
W czwartej klasie rodzice Maćka złapali oddech, bo w szkole pojawił się nauczyciel, który prowadził zajęcia uspołeczniające. Miał dobre podejście do Maćka i pozostałych uczniów, konflikty między dziećmi ustały.
- To był świetny specjalista. Myśleliśmy, że to koniec naszych problemów - opowiada Jan.
W piątej klasie nauczyciel przestał uczyć w szkole Maćka. Do klasy dołączył za to inny chłopiec.
Pobił Maćka, raz, drugi, trzeci. Czy ktoś zareagował? Nie, przecież utarło się, że to Maciek bije dzieci. Dziś widzimy jasno, że wychowawczyni już od czwartej klasy działała tak, by wyolbrzymić negatywne zachowania syna i po prostu doprowadzić do usunięcia go ze szkoły.Jan, ojciec Maćka
Maciek został na przykład niesłusznie oskarżony o pobicie dwóch chłopców. - Przeczy temu szkolny monitoring - dodaje Jan.
Wychowawczyni napisała do rodziców wiadomość, że to Maciek bez powodu zaatakował kolegów i uderzył obu pięścią w twarz. Sprawa pobicia chłopców została zgłoszona na policję.
- A na monitoringu widać, że jeden chce Maćkowi zdjąć kaptur, a drugi zachodzi go od tyłu. Przyszedł do nas kurator sądowy sprawdzić poziom demoralizacji syna. Wszedł do pokoju i potem pytał nas, gdzie tak naprawdę leży problem, bo pokój syna nie świadczy o tym, by był dzieckiem agresywnym. A zdemolowanych pokoi dzieci agresywnych widział już wiele - mówi Jan.
CZYTAJ WIĘCEJ: GRZECZNA I NIEŚMIAŁA. "OWIJAM SIĘ JAK NALEŚNIK" >>>
Pod koniec października 2023 roku policja interweniowała już w podstawówce Maćka.
- Na pierwszej lekcji dzieci dostały uwagę za złe zachowanie, a tylko Maciek miał pisać kartkówkę za karę. Odezwał się wulgarnie do nauczycielki: "Możesz mi wstawić pi…ę". Dzieci potem same przyznały, że kartkówkę powinni pisać wszyscy. Na kolejnej lekcji syn, roztrzęsiony sytuacją, nie chciał wykonywać zadań. Nauczycielka zadzwoniła do żony, że syn odmawia wykonywania poleceń, żona powiedziała, że przyjedzie do szkoły. Usłyszała, że nie ma takiej potrzeby. Nauczycielka rozmowę tę odbyła na forum klasy, mówiła głośno o trudnościach syna. Dzieci, słysząc to, zaczęły opowiadać, co wydarzyło się na poprzedniej lekcji. Pani kazała im wyjąć kartki i napisać, jak zachował się Maciek. W synu poczucie upokorzenia i wstydu narosło do tego stopnia, że chciał wyjść z klasy. Nauczycielka wspomagająca, która też była obecna na lekcji, zagrodziła mu drogę. Syn ją odepchnął i wyszedł z sali - opisuje Jan.
Maciek napisał wtedy SMS do mamy: "Niehce mi się rzyć".
Gdy Jan zjawił się w szkole, w gabinecie czekało już dwóch policjantów, pedagog, a także przerażony Maciek.
- Wychowawczyni wezwała policję nie z powodu samobójczych myśli Maćka, tylko dlatego, że rzekomo rzucił się na nauczycielkę wspomagającą i złapał ją za szyję. Nauczycielka potem zaprzeczyła - mówi Jan.
Rodzice pokazali policjantom wiadomość od syna.
- Policjanci natychmiast zmienili optykę. Myśleli, że jadą do agresywnego dziecka, a tu mają chłopca w spektrum z myślami samobójczymi. Od razu wezwali pogotowie - mówi Jan.
Maciek już nie przekroczył progu szkoły. Od listopada chodzi do innej placówki, do klasy integracyjnej.
Syn od trzech miesięcy nie ma żadnej uwagi. Odzyskał radość życia, ma kolegów. Jak to możliwe? Bo ma kompetentnych nauczycieli, którzy go nie stygmatyzują, mają do niego indywidualne podejście. W szkole czuje się bezpiecznie, został zaakceptowany.Jan, tata 12-letniego Maćka w spektrum autyzmu
Rodzice Maćka złożyli do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa dotyczące przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków służbowych przez wychowawczynię. Prokuratura umorzyła śledztwo, uzasadniając, że wizytatorka z kuratorium oświaty wskazała na brak współpracy rodziców z nauczycielami, a wymagania edukacyjne były w ocenie kuratorium dostosowane do indywidualnych potrzeb rozwojowych ucznia. Rodzice odwołali się od tej decyzji i prokuratora postanowiła wznowić śledztwo.
Dzieci z ADHD poza systemem
Raport Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę z 2022 roku "Dzieci się liczą 2022. Raport o zagrożeniach bezpieczeństwa i rozwoju dzieci w Polsce" przypomina, że w 2017 roku nastąpiły zmiany w Prawie oświatowym. Miały "zagwarantować uczniom i młodzieży z niepełnosprawnościami dostęp do edukacji na równych prawach ze zdrowymi rówieśnikami oraz zapewnienie im możliwości realizacji zadań rozwojowych odpowiednio do indywidualnych możliwości i predyspozycji".
To właśnie założenia tzw. edukacji włączającej, która ma umożliwić uczniom z trudnościami edukację wysokiej jakości, dostosowaną do ich potrzeb. Wynikają one m.in. z przepisów Konstytucji RP, Konwencji o prawach dziecka, Konwencji o prawach osób niepełnosprawnych i z ustawy Prawo oświatowe.
Dzieci z orzeczeniem o specjalnych potrzebach edukacyjnych mogą chodzić do szkoły publicznej, do szkoły z oddziałami integracyjnymi lub do szkół specjalnych. Wybór szkoły należy do rodziców.
Takie orzeczenie mogą otrzymać m.in. dzieci słabosłyszące, niedowidzące lub niewidome, z niepełnosprawnością ruchową, z afazją i w spektrum autyzmu. Orzeczenie nakłada na szkołę obowiązek wsparcia ucznia, któremu przysługuje m.in. prawo do obecności nauczyciela wspomagającego czy terapia psychologiczna, a także różne dostosowania do indywidualnych potrzeb edukacyjnych (np. wydłużony czas pisania sprawdzianów).
Nie każde dziecko z zaburzeniem neurorozwojowym może jednak otrzymać takie orzeczenie. Na przykład dzieci z ADHD (Attention Deficit Hyperactivity Disorder, czyli wrodzony zespół nadpobudliwości z deficytem uwagi) czy z zespołem Tourette'a (objawiającym się brakiem kontroli nad mimowolnymi tikami) nie ma na liście uprawnionych do otrzymania orzeczenia.
Szymon ma 11 lat i chodzi do szkoły integracyjnej.
Ostatnio powiedział mamie, że nie zabił się tylko dlatego, bo na pewno by długo płakała.
Gdy Szymon miał sześć lat, stwierdzono u niego ADHD. Niedawno psychiatra dziecięcy potwierdził też depresję.
- Syn był już na etapie planowania tego, jak odbierze sobie życie. Trudno mi o tym mówić, przepraszam - Marta, mama Szymona, zawiesza głos.
- My mamy taką historię, która się ciągnie niestety od przedszkola, a było to przedszkole integracyjne. Byliśmy tam strasznie sponiewierani. Przez nauczycieli, przez psychologa, przez innych rodziców, którzy żądali, żeby Szymona natychmiast zabrać z placówki. Wiedza o tym, czym jest i jak objawia się ADHD, jest w Polsce w opłakanym stanie. W poradni psychologiczno-pedagogicznej usłyszałam na przykład, że wymyślam, a ADHD diagnozuje się dopiero w wieku szkolnym - opowiada Marta.
Gdy Szymon trafił do szkoły podstawowej, miał orzeczenie o specjalnych potrzebach edukacyjnych, ale z powodu niedowidzenia.
- W klasie było ośmioro dzieci, wspaniała nauczycielka, która całe serce im oddawała. Syn czuł się dobrze, nauczycielka potrafiła w każdym dziecku dostrzec zalety, motywowała, traktowała indywidualnie. Syn miał wtedy duże zaburzenia integracji sensorycznej. Nie dotykał niczego metalowego, na przykład nie dotknął klamki czy poręczy w tramwaju, był bardzo przeczulony na zapachy i dźwięki. Mimo to mieliśmy ciągły kontakt z nauczycielami, bardzo profesjonalne zalecenia i było coraz lepiej. Do czasu - mówi Marta.
Stracić pamięć z rozpaczy
Gdy Szymon rozpoczął piątą klasę podstawówki, zaczęły się nowe trudności. Nie pamiętał, gdzie ma lekcje i co było zadane. Bo osoby z ADHD często gubią rzeczy, mają trudności z zapamiętaniem ważnych informacji, spóźniają się i wydają się roztargnione. Wiąże się to ze zmniejszoną ilością dopaminy w korze przedczołowej mózgu.
- Zaczęły się sypać uwagi dotyczące zachowania. Syn zaczął powoli zamykać się w sobie. Nagle w ogóle stracił pamięć, nie potrafił liczyć do 20, nie wiedział, jak wrócił do domu ani z kim siedzi w klasie. Zrobiliśmy wszystkie możliwe badania. Wyszło, że powodem utraty pamięci w takim stopniu jest silna depresja - opowiada Marta.
Pytam Martę, czy może liczyć na wsparcie nauczycieli.
- Nie. Syn bierze leki przeciwdepresyjne, musieliśmy wstrzymać podawanie leków na ADHD. Znów ma uwagę za uwagą. Że zapomniał książki, ćwiczeń, że śmieje się na lekcji. Syn jest w klasie integracyjnej, wydawałoby się, że wśród specjalistów. A oni zadają mi pytania, co jest objawem ADHD, a co nie - opowiada Marta. - Nauczycielka wyciągnęła ostatnio dwustronnie zadrukowaną kartkę z opisem zachowań syna i żartowała, że to "lista zarzutów". Jej było do śmiechu, mnie nie. Z powodu problemów syna w szkole i jego cierpień sama teraz leczę depresję.
Marta mówi, że dzieci z ADHD nie są traktowane z taką samą uwagą, jak dzieci w spektrum autyzmu. Nie tylko przez nauczycieli, ale przede wszystkim systemowo.
- Dla ludzi, którzy nazywają się specjalistami, ale nie aktualizują swojej wiedzy, dzieci z ADHD to dzieci niegrzeczne i nieusłuchane. System edukacji wyklucza uczniów z ADHD, co przekłada się na postawę nauczycieli. Dziecko z ADHD nie może dostać orzeczenia o specjalnych potrzebach edukacyjnych - mówi Marta.
Subwencja z Ministerstwa Edukacji Narodowej na dziecko w spektrum autyzmu wyniosła w 2023 roku dokładnie 6899 zł miesięcznie. Uczniowi z ADHD nie przysługuje ani subwencja, ani nauczyciel wspomagający czy terapia psychologiczna, bo ADHD nie upoważnia do otrzymania orzeczenia o specjalnych potrzebach edukacyjnych (podobnie jak np. zespół Tourette'a). Szkoła, która wie o diagnozie ADHD u dziecka, może poszukać dla niego wsparcia, ale nie ma, jak w przypadku orzeczenia, takiego obowiązku.
- Wspieram inicjatywę "Walczymy o zmiany", gdzie rodzice walczą o przyszłość dzieci z ADHD i ich równe traktowanie w edukacji włączającej. Dzieci w spektrum mają pomoc z każdej strony: orzeczenie o kształceniu specjalnym, subwencję, warsztaty dla dzieci i rodziców. Do tego w społeczeństwie jest duża świadomość, czym jest spektrum autyzmu (potwierdza to raport CBOS "Społeczny obraz autyzmu" z 2021 roku - red.). Dzieci z ADHD tego nie mają, brak jest elementarnej wiedzy o ADHD wśród pracowników oświaty. W gminach na dzieci z ADHD brakuje pieniędzy - opowiada Marta.
Wymienia, czego według rodziców jeszcze nie ma: opieki psychologicznej dla dzieci z ADHD, tzw. pokoi wyciszeń, w których dziecko może odpocząć od nadmiaru bodźców, dostosowania aktywności do potrzeb dzieci z ADHD, a także obowiązkowych szkoleń dla nauczycieli o tym, czym jest i jak objawia się ADHD.
- Liczymy na to, że nowy rząd zajmie się dziećmi z ADHD, które potrzebują wsparcia, a są w tej chwili wykluczone - mówi Marta.
Na fanpage'u inicjatywy "Walczymy o zmiany" na Facebooku rodzice zwracają uwagę, że duży wzrost liczby orzeczeń o spektrum autyzmu u dzieci i młodzieży może być spowodowany tym, że rodzice za wszelką cenę chcą otrzymać orzeczenie o specjalnych potrzebach edukacyjnych. W efekcie dzieci z ADHD są diagnozowane jako te ze spektrum autyzmu.
- Mówi się o tym w naszym środowisku coraz głośniej. Trudno się dziwić, rodzic zrobi dla swojego dziecka wszystko - uważa Marta.
CZYTAJ TAKŻE: W GŁOWIE MIGA IM TYSIĄC POWIADOMIEŃ, A TRZEBA ZROBIĆ PRANIE. "CZUJĘ SIĘ JAK POSTAĆ Z KRESKÓWKI" >>>
"Trzeba być człowiekiem"
Edyta jest matką nastolatka z afazją czuciowo-ruchową. Mówi, że nauczyciele, choć zobowiązani do wdrażania dostosowań dla uczniów z indywidualnymi potrzebami, robią to niechętnie.
- Syn orzeczenie o afazji otrzymał bardzo późno, bo dopiero w pierwszej klasie liceum - mówi Edyta.
Zanim jednak dostał orzeczenie, w piątej klasie podstawówki stwierdzono u niego dysleksję, dysgrafię i głęboką dysortografię rozwojową. Był traktowany jak dziecko leniwe i niezbyt bystre.
- Nauczyciele zarzucali mu brak inteligencji, mówili, że nie nadaje się do nauki czytania. Pytany przy całej klasie, blokował się, nie odpowiadał na pytania. Szybko zamknął się w sobie, nienawidził szkoły. Dlaczego o tym mówię? Bo mam żal do nauczycieli. Przez tyle lat nikt nam nie pomógł, nie doradził, gdzie szukać pomocy, syn był od razu skreślany. Nikt nie zasugerował, że problemy syna mogą wynikać z zaburzeń. Jak otrzymał diagnozę, odetchnęłam z ulgą, myślałam, że wszystko się zmieni. Myliłam się - mówi Edyta.
Kamil jest w szkole pierwszym uczniem z afazją.
- W szkole nauczyciele pytali, co to jest. Dostał opinię, że ma specyficzne trudności edukacyjne. W poradni przekonywali nas, że teraz będzie łatwiej, będzie miał nauczyciela wspomagającego, że zajmą się nim fachowcy i wszystko będzie dostosowane. Ale nic nie jest dostosowane - mówi Edyta.
Przykład? Kamil nadal musi pisać wraz z innymi uczniami kartkówki, sprawdziany bez dostosowań, choć zajmuje mu to dużo czasu i zazwyczaj nie kończy wypełniania zadań.
- Motywacja syna spadła, bo jest wciąż źle oceniany. A wkłada ogromny wysiłek w przygotowanie się, przecież musi pracować dwa razy ciężej niż inni. Ma opanowany materiał, ale nauczyciele nie chcą mu wydłużyć czasu pisania kartkówek. To elementarny brak wiedzy o tym, z czym takie dzieci się mierzą, ale i empatii - uważa Edyta.
Zamknięte grupy na Facebooku poświęcone trudnościom dzieci z zaburzeniami neurorozwojowymi, dysleksją, dysgrafią i innymi trudnościami w nauce są pełne podobnych historii. Rodzice opisują, jak uczniowie i uczennice nie dostają szansy, by wykonać zadanie, choć szkoła ma obowiązek dostosować się do ich trudności. Przykład? Nauczycielka przekonuje, że na egzaminach próbnych klas ósmych nie musi być dostosowań i stawia jedynkę uczennicy, która nie zdążyła na czas napisać zadań. Gdy rodzic zapytał ją, dlaczego egzamin próbny nie był dostosowany do potrzeb córki, nauczycielka odpowiedziała, że "lekcja już się kończyła, a na prawdziwych egzaminach i tak nie będzie wydłużonego czasu".
Nie jest to prawdą. Egzamin i jego warunki powinny być dostosowane do potrzeb uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Może być to wydłużony czas egzaminu albo na przykład osobna sala czy pisanie na komputerze. Co roku informuje o tym Centralna Komisja Egzaminacyjna.
Edyta uważa, że brak dostosowań to nie pojedyncze przypadki, a częsty problem.
- To samo dzieje się w przypadku konkursów z przedmiotów takich jak plastyka czy języki obce, które również przygotowane są dla dzieci neurotypowych, a powinny być też konkursy dostosowane do potrzeb dzieci z trudnościami. Wie pani, ile razy tłumaczyłam, prosiłam nauczycieli o zrozumienie? Sięgałam po argument, że "trzeba być człowiekiem"? Nie zliczę. My, rodzice dzieci z zaburzeniami neurorozwojowymi, uważamy, że polska szkoła zabija w nich poczucie własnej wartości - mówi Edyta.
Rzuceni na głęboką wodę
Weronika pracuje w szkole publicznej w Toruniu. Uczy polskiego uczniów z zaburzeniami neurorozwojowymi, w tym w spektrum autyzmu. Mówi, że pierwszy problem, który rzuca się w oczy, to brak nauczycieli wspomagających.
- Bywa, że w jednej klasie jest kilkoro uczniów ze specjalnymi potrzebami. Teoretycznie każdy powinien mieć takiego nauczyciela, ale w praktyce wygląda to inaczej. Myślę, że nauczyciele przedmiotowcy wspinają się na wyżyny swoich możliwości i umiejętności, bo klasy są liczne, a mamy jeszcze poza dziećmi neuroróżnorodnymi wiele osób z problemami psychicznymi, takimi jak stany lękowe czy depresja. Nauczyciel wspomagający to marzenie wielu z nas - mówi polonistka.
Weronika dodaje, że w szkołach jest wciąż za mało psychologów. A to sprawia, że nauczyciele poza opieką nad dziećmi neuroróżnorodnymi muszą pochylić się jeszcze nad tymi, które mają zaburzenia nastroju.
Według raportu Fundacji Szkoła z Klasą z 2021 roku aż 40 proc. uczniów cierpi na depresję, a najpoważniejszym problemem są trudności z koncentracją uwagi - ma je aż 24 proc. uczniów. Według planów poprzedniego rządu do końca 2024 roku liczba psychologów szkolnych miała zwiększyć się z 21 tys. do 51 tys. Zapowiadano 700 mln zł na pomoc psychiczną dla polskich uczniów. Barbara Nowacka, nowa ministra edukacji, wie, że zdrowie psychiczne uczniów jest w zapaści. Portal Samorządowy informuje, że na spotkaniu z uczniami I LO w Łodzi, które odbyło się 19 lutego, podkreślała, że ratunkiem jest większa liczba psychologów w szkołach, a problem ten nie może spaść jedynie na nauczycieli.
Weronika tłumaczy, że nauczyciele przedmiotowcy chcieliby mieć lepsze kompetencje, dlatego starają się szkolić.
- Ale oferta szkoleń też pozostawia wiele do życzenia. Problemem są pieniądze, a wiadomo, ile zarabiają nauczyciele. Za profesjonalne szkolenia, gdzie poznam najbardziej aktualną wiedzę na przykład o zaburzeniach neurorozwojowych, muszę słono zapłacić (od 180 do 300 zł za kilka godzin szkolenia, studia podyplomowe w prywatnej szkole to koszt 3600 zł i więcej - red.). Szkolenia organizowane w szkołach są po prostu kiepskie - mówi nauczycielka.
- Jest jeszcze coś, co mnie bardzo smuci. Rodzice ukrywają przed nami, że dziecko ma zaburzenie neurorozwojowe, choć o tym wiedzą. Wzywamy ich do szkoły i dopiero po rozmowie okazuje się, że to na przykład dziecko w spektrum autyzmu. To jest strata czasu dla nauczyciela i dla dziecka, przecież odpowiednio wcześnie moglibyśmy wdrożyć właściwe metody kształcenia - dodaje.
Nauczyciel wspomagający: przemoc to była norma
Tomasz Śliwowski to nauczyciel wspomagający, jest też asystentem naukowo-dydaktycznym na Wydziale Nauk o Edukacji Uniwersytetu w Białymstoku i właścicielem "Azylu", Gabinetu Wsparcia Pedagogicznego. Nie zaskakuje go, że zdarzają się rodzice, którzy ukrywają diagnozy. Jednym zależy na tym, by dziecko znalazło się w klasie integracyjnej (a limit to pięć orzeczeń), inni zaś boją się tego, że dziecko będzie stygmatyzowane albo mają nadzieję, że dziecko się zaaklimatyzuje.
- Pracuję w zawodzie od 2017 roku. Mówię to z pełną odpowiedzialnością: nauczyciele nie mają kompetencji w opiece i wspieraniu uczniów z trudnościami. Po pierwsze, mentalność wciąż jest taka, że nauczyciele wszystko wiedzą najlepiej. Do tego wszelka inność, indywidualizm, odstępstwo od normy jest czymś podejrzanym, co trzeba zwalczać. Do mojego gabinetu, a prowadzę gabinet wsparcia pedagogicznego, przychodzą rodziny z dziećmi, którym szkoła naprawdę zniszczyła zdrowie psychiczne. Słucham tam opowieści nieprawdopodobnych, ale wiem, że są prawdziwe, bo znam je z praktyki - opowiada tvn24.pl Tomasz Śliwowski.
Nauczyciel uważa, że przytyki, ośmieszanie na forum klasy, czasem siłowe rozwiązywanie problemów z uczniami o indywidualnych potrzebach edukacyjnych to smutna norma.
- Przynajmniej w tych placówkach, w których miałem okazję pracować, a było ich kilka. Co ciekawe, gdy próbowałem ten system zmienić, tłumaczyć, wpłynąć na nauczycieli i dyrektorów, sam stawałem się ofiarą mobbingu ze strony dyrektorów (poza jedną placówką), byłem pomawiany i szykanowany przez nauczycieli współpracowników - mówi Śliwowski.
- Ale w każdej ze szkół da się wprowadzić zmiany w nastawieniu, w budowaniu dobrej komunikacji. W budowaniu relacji wspólnego pokonywania trudności, a nie "pozbywania się problemu ze szkoły" poprzez szantaże i zastraszanie rodziców przez dyrektorów szkół. Trzeba tylko chcieć - dodaje.
Mania Kowalewska, również nauczycielka wspomagająca, mówi, że system jest niewydolny.
- Po pierwsze, rodzice ukrywają diagnozy dlatego, że na 20 osób w klasie integracyjnej maksymalnie może być pięcioro dzieci z orzeczeniami lub mają nadzieję, że w nowej szkole będzie zmiana. Ukrywanie bardzo utrudnia nam pracę i szkodzi dzieciom. Bywa, i to wcale nie tak rzadko, że klasy się rozpadają z powodu ucznia czy uczniów z trudnościami. Bo dzieci z orzeczeniem czasem kopią, gryzą. Albo do zgranego zespołu nagle dołącza nowy uczeń. Rodzic mówi, że przenosi dziecko z innej szkoły, ale czasami ucieka przed jakimiś trudnościami albo dziecko zostało z poprzedniej szkoły po prostu wyrzucone. I naszym zadaniem jest zrobienie wszystkiego, by taki uczeń zintegrował się z grupą, by wszystkie osoby były bezpieczne. Nie zawsze się to udaje, mimo wysiłku, ćwiczeń i szczerych chęci - opisuje Kowalewska.
Pytam, jakie są procedury, gdy dziecko jest agresywne.
Mamy procedury, które nas obowiązują, gdy dziecko np. rzuca ławką. Taki dziesięciolatek może już zrobić krzywdę sobie i innym. Wtedy wzywamy karetkę, ale robimy to naprawdę w ostateczności.Mania Kowalewska, nauczycielka wspomagająca
- My nie możemy dziecka złapać, przytrzymać. Możemy upomnieć, spróbować wyciszyć, ale nie możemy siłą wyciągnąć dziecka z sali. Możemy wyprowadzić klasę i zostać z tym jednym dzieckiem, ale trzeba zawsze pamiętać o tym, że te 20 innych osób w klasie wtedy też przeżywa trudny moment. To naprawdę niełatwa praca. Kluczowa jest współpraca z rodzicami oraz to, aby rodzice stosowali się do zaleceń od psychologa, terapeutów i pedagogów - mówi nauczycielka.
Dyrektor biegnie na wernisaż
W Łajskach, wsi w gminie Wieliszew w województwie mazowieckim, mieści się jedna z najstarszych w Polsce szkół podstawowych (im. Stanisława Moniuszki), która promuje i wdraża edukację włączającą. W okolice Łajsk przeprowadzają się rodziny z całego kraju, bo chcą, żeby ich dzieci chodziły właśnie do tej szkoły. Dyrektorem placówki jest Marek Tarwacki. Już od pierwszych słów słychać, że edukacja włączająca to jego pasja.
- Jesteśmy normalną wiejską szkołą. Mamy 63 uczniów z orzeczeniami na 500 uczniów w całej szkole. Te 63 osoby to, jak ja to mówię, pełen przegląd niepełnosprawności. Są to uczniowie w spektrum autyzmu, z ADHD, osoby niedostosowane społecznie i inne - mówi dyrektor. - Edukację włączającą mamy od kilkunastu lat, przetarliśmy innym szlaki. Pokazujemy, i mamy na to żywe dowody, że uczniowie z niepełnosprawnościami mogą dobrze funkcjonować w zwykłej szkole. W naszej szkole pracują najlepsi specjaliści. Każde dziecko pracuje na miarę własnych możliwości, nie ma rywalizacji ani presji.
W szkole jest logopeda, pedagog, pracownia integracji sensorycznej, która pomaga w lepszym funkcjonowaniu zmysłów uczniów. Są zajęcia i warsztaty nie tylko dla dzieci z trudnościami, ale i dla osób neurotypowych, podczas których mogą poznać i zrozumieć, jak myśli i czuje osoba neuroróżnorodna. Szkoła ma też własną orkiestrę dętą.
Dyrektor musi kończyć rozmowę, bo wybiera się na wernisaż.
- Nasz absolwent Jeremiasz Popiel to wielki artysta, ma dziś swoją wystawę. Oczywiście wszyscy mówili, że on się do żadnej szkoły nie nadaje, ale na szczęście trafił do nas - mówi Marek Tarwacki.
Sprawdzam w sieci, kim jest Jeremiasz Popiel. Ukończył Wydział Grafiki na warszawskiej ASP. Oglądam prace młodego artysty. Z wrażenia opada mi szczęka.
Lepsze warunki pracy to lepsza edukacja
Fundacja Autism Team zajmuje się kompleksowym poradnictwem i wsparciem dla dzieci i młodzieży z zaburzeniami neurorozwojowymi. Jak to wygląda? Fundacja pomaga, gdy np. policja aresztuje nastolatka w spektrum autyzmu. Albo organizuje ogólnopolską kampanię o potrzebie edukacji włączającej dla osób neuroróżnorodnych, które mierzą się z wieloma trudnościami uniemożliwiającymi im kształcenie.
Janek Gawroński to nastolatek w spektrum autyzmu, który od długiego czasu walczy o miejsce dla osób neuroróżnorodnych w szkołach. Za działalność na rzecz osób w spektrum otrzymał nagrodę "Lodołamacza", jest koordynatorem pierwszego w Polsce Klubu Świadomej Młodzieży Fundacji Autism Team. Niedawno został społecznym zastępcą Rzeczniczki Praw Dziecka Moniki Hornej-Cieślak. Gdy potrzebuje zebrać myśli i trochę się uspokoić, chodzi po okręgu.
Podczas jednego z wykładów o osobach w spektrum autyzmu mówił o tym, czego najbardziej potrzebują osoby neuroróżnorodne.
- Nie można oceniać człowieka po diagnozie, najpierw trzeba go poznać. Nie definiuje nas nasza neuroróżnorodność, żadna ocena, nawet ta ocena w szkole. Chciałbym, by wszyscy zrozumieli, że tacy jesteśmy i tak się rozwijamy. My czujemy świat po swojemu. Wiele rzeczy sprawia nam większą trudność niż innym. Często czuję za mocno, widzę za ostro i słyszę za bardzo. W szkole potrzebujemy więc przyjaznego środowiska. Marzę, by otoczenie widziało w nas człowieka, a nie spektrum autyzmu - powiedział Janek.
Profesor Paweł Kubicki, socjolog i ekonomista, analizuje politykę publiczną wobec osób z niepełnosprawnościami. Pytam go, co można zrobić, by polska szkoła widziała w uczniach neuroróżnorodnych człowieka, a nie diagnozę i umożliwiała im rozwój. Bo potencjał ma każdy.
Szkoła musi dobrze funkcjonować na podstawowym poziomie. Jeśli nauczyciele są wypaleni i sfrustrowani, większość uczniów nie lubi szkoły, a rodzice często są na szkołę wściekli, to w wielu szkołach włączanie na dłuższą metę po prostu nie wyjdzie. Może się uda przypadkiem albo na skutek wyjątkowego zaangażowania nauczyciela i dyrekcji, ale nie jako edukacyjny i systemowy standard.prof. Paweł Kubicki, socjolog i ekonomista
Jego zdaniem kluczem do powszechnego, a nie okazjonalnego sukcesu edukacji włączającej są przede wszystkim lepsze warunki pracy.
- Trzeba zacząć od wynagrodzeń, poprzez podstawy programowe, sprzęt, dostępność specjalistów i wsparcia oraz prostego papieru do ksero, ale też poczucie sprawczości. Od poziomu szkoły po ministerialny trzeba budować bazę pod lepszą i bardziej realną edukację włączającą. Co oczywiście nie zwalnia szkół z działań na rzecz edukacji włączającej tu i teraz - podkreśla.
"Lewacka utopia"?
Gorąca dyskusja na temat edukacji włączającej wybuchła pod koniec 2022 roku, jeszcze za rządów PiS. Choć PiS oficjalnie wspierał i promował edukację włączającą, to w przestrzeni publicznej pojawiały się wypowiedzi, które wzburzyły opinię publiczną. Szczególnie słowa byłej kurator oświaty w Małopolsce Barbary Nowak, która na platformie X (wcześniej Twitter) pisała:
Europejska Agencja ds. Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej to organizacja, która zrzesza ministerstwa edukacji w Europie. Polska jest wśród 31 krajów członkowskich.
Jednak i były minister edukacji Przemysław Czarnek (dziś poseł PiS) przekonywał na konferencji w Kaliszu, że to szkoły specjalne są najlepszym miejscem dla dzieci z orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego.
- W szkołach specjalnych znajdują one najlepszą opiekę - mówił Czarnek w ubiegłym roku.
Jeszcze dalej poszli przedstawiciele Ruchu Ochrony Szkoły, którzy walczą z edukacją włączającą. To organizacja, która za największe zagrożenia dla edukacji uważa edukację włączającą, nauczanie zdalne, demoralizację i seksualizację dzieci "pod dyktando WHO". Przekonują, że edukacja włączająca niszczy oświatę i jest szkodliwa.
Na swojej stronie przedstawiciele Ruchu Ochrony Szkoły relacjonują, że spotkali się z nową wiceministrą edukacji Izabelą Ziętką, odpowiedzialną za edukację włączającą. Są rozczarowani planami resortu.
"Dowiedzieliśmy się (…), iż kontynuowane będzie realizowanie projektu szkodliwej edukacji włączającej, a w tym stworzenie 308 nowych placówek - Specjalistycznych Centrów Wspierania Edukacji Włączającej. W naszej opinii przyczyni się to do wysycania kadry najlepszych specjalistów ze szkół specjalnych i w efekcie doprowadzi do osłabienia tych placówek, a w przyszłości - do ich likwidacji" - napisali.
Pytam wiceministrę, co by zmieniła, gdyby dostała czarodziejską różdżkę i zmiany mogłyby nastąpić od razu.
- Chciałabym przygotować do pracy z dziećmi nauczycieli, ułatwić diagnozę dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi i odbiurokratyzować edukację, tak byśmy mogli we współpracy z rodzicem skupić się na pomocy konkretnemu dziecku - brzmi odpowiedź.
Imiona niektórych bohaterów tekstu, na ich prośbę, zmieniłam.
Autorka/Autor: Iga Dzieciuchowicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock