Kobiety z zaawansowanym rakiem piersi nie mogą liczyć na najnowocześniejszy lek trastuzumab derukstekan, nazywany "koniem trojańskim", który w naszym kraju nie jest refundowany. Jedna z pacjentek wysłała w tej sprawie petycję do ministra zdrowia. Materiał magazynu "Polska i Świat".
- Staram się żyć jak najnormalniej, jak tylko mogę, cieszę się każdym dniem - mówi Aleksandra Wiederek-Barańska, która ma zaawansowanego raka piersi. O chorobie dowiedziała się, gdy była młodą mamą. - Z trybu osoby, która wchodziła w dorosłość i mogła rozpoczynać karierę zawodową, musiałam nacisnąć pauzę i skupić się na walce o życie - opowiada.
W internecie pokazuje, jak wygląda codzienność pacjentki onkologicznej. Dodaje otuchy i edukuje, a ostatnio stała się głosem innych pacjentek chorujących na raka piersi. W petycji do ministra zdrowia pisze o przełomowym, niezwykle skutecznym leku i apeluje o refundowanie go.
- My, polscy pacjenci często jesteśmy na końcu listy i nie mamy dostępu do tych nowoczesnych terapii nowotworowych - zwraca uwagę Aleksandra Wiederek-Barańska.
"Koń trojański" onkologii
Kobieta przyjmuje trastuzumab derukstekan, lek, który od dwóch lat jest na pierwszym miejscu listy terapii, które zdaniem specjalistów powinny stać się priorytetami refundacyjnymi.
Prezes Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej profesor Piotr Wysocki tłumaczy, że trastuzumab derukstekan "wprowadza do komórki wielokrotnie więcej cząsteczek leku cytotoksycznego". - Lek wydłuża życie chorych na raka, wydłuża przeżycie wolne od progresji, czyli w dużym uproszczeniu czas, kiedy choroba jest kontrolowana - wyjaśnia dr hab. Barbara Radecka z Opolskiego Centrum Onkologii.
Lek jest nazywany nawet "koniem trojańskim onkologii". - W zeszłym roku na największej konferencji onkologicznej na świecie, wyniki jednego z badań były podjęte owacją na stojąco. Więc to jest lek, na który czekamy nie tylko my lekarze, ale także całe środowisko pacjentów - wskazuje dr Joanna Kufel-Grabowska z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
Lek jest już refundowany między innymi w Austrii, Belgii, Bułgarii, Niemczech, Grecji czy Norwegii. - Dla mnie to jest życie. Gdyby nie ten lek, to bym tu nie rozmawiała - mówi Elżbieta Kołodziejczyk, która leczy się w Norwegii.
Pierwsze cztery wlewy sfinansowała sama, bo refundacja nie obejmowała jej nowotworu. Wyniki potwierdziły, że lek działa, przyjmuje go już za darmo. - Jedna fiolka to koszt około 15 tysięcy złotych. Ja muszę mieć cztery fiolki - dodaje Elżbieta Kołodziejczyk.
Negocjacje w sprawie refundacji leku
Ministerstwo Zdrowia w odpowiedzi na pytania dziennikarzy podaje, że Prezes Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji nie rekomendował objęcia refundacją leku na zaproponowanych warunkach finansowych.
- Życie pacjenta jest postawione na szali, a z drugiej strony są pieniądze. Dzięki ludziom dobrej woli zebrałam pieniądze, a ile jest pacjentek, które nie uzbierają? - zastanawia się Elżbieta Kołodziejczyk.
Producent leku informuje dziennikarzy, że trwa ostatni etap procesu refundacyjnego i prowadzone są rozmowy z Ministerstwem Zdrowia. "Mamy szczerą nadzieję, że podczas zaplanowanego na początek sierpnia spotkania uda nam się znaleźć porozumienie umożliwiające jak najszybszy dostęp do tej terapii dla polskich pacjentów" - oświadczyła Urszula Żurek-Kucharska z AstraZeneca.
- Trzeba wierzyć, że ta petycja coś zmieni. Mam nadzieję, że moje chorowanie nie jest bezsensowne, ma jakiś wyższy cel - mówi Aleksandra Wiederek-Barańska. W kilka dni jej petycję podpisało ponad cztery tysiące osób.
Źródło: TVN24