- To skandal. Byłem tym zestresowany i zbulwersowany. Taka próba wywierania presji zdarzyła mi się po raz pierwszy w kilkunastoletniej karierze - mówi Piotr Zapotoczny, dziennikarz opolskiego oddziału "Gazety Wyborczej". Zapotoczny od prawie roku opisuje sprawę Ireneusza Jakiego, prezesa opolskiej spółki Wodociągi i Kanalizacja. To nie pierwsza próba nacisku na dziennikarzy w tej sprawie.
Dziennikarz Piotr Zapotoczny został wezwany na przesłuchanie do opolskiej komendy w piątek, 14 kwietnia. Przesłuchanie trwało 25 minut. - Nie wiedziałem, w jakiej sprawie zostałem ściągnięty na komendę. Z wezwania wynikało tylko, że chodzi o nielegalne przetwarzanie danych osobowych. Policjantka położyła na stole mój artykuł. Pytała o to, skąd mam pewne informacje, z kim się spotykałem, jakie było moje źródło informacji. Byłem tym zaskoczony i zbulwersowany, zdarzyło mi się to po raz pierwszy w kilkunastoletniej karierze. Potwierdziłem tylko, że to moja publikacja i odmówiłem dalszych zeznań, bo obowiązuje mnie tajemnica dziennikarska - relacjonuje reporter.
Dziennikarz został wezwany w sprawie artykułu, w którym opisywał wnioski z raportu Państwowej Inspekcji Pracy. Inspektorzy PIP badali sytuację w spółce po doniesieniach o tym, że prezes Jaki miał stosować mobbing wobec pracowników.
Do utajnionego przez spółkę dokumentu dziennikarz dotarł pod koniec ubiegłego roku. My też dysponujemy tym raportem. Wyniki nie były korzystne dla prezesa Ireneusza Jakiego, o czym również pisaliśmy na naszych łamach.
- Docieranie do takich dokumentów i ochrona źródeł to elementarz naszej pracy. Wypytywanie dziennikarza o jego sposób pracy to nie tylko próba zastraszenia, ale i próba podkopania zaufania do niego. To niedopuszczalne. Obywatele muszą mieć świadomość, że będą bezpieczni, gdy zgłoszą się do dziennikarza w każdej sprawie, jeśli zawiodą ich państwowe instytucje. Muszą mieć gwarancję, że będą przez nas chronieni. Wszelkie próby nacisku na nas mają wywołać efekt mrożący. Chodzi o to, by uciszyć i dziennikarzy, i osoby poszkodowane przez różne przestępstwa. Sprawy, zwłaszcza te dotyczące osób uprzywilejowanych, mają nie wychodzić na jaw - uważa Zapotoczny.
Prokuratura w Świdnicy: "Szukanie sensacji"
Przesłuchująca go policjantka, jak relacjonuje dziennikarz, poinformowała go, że postępowanie toczy się w sprawie art. 107 Ustawy o ochronie danych osobowych. Brzmi on: "Kto przetwarza dane osobowe, choć ich przetwarzanie nie jest dopuszczalne albo do ich przetwarzania nie jest uprawniony, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch".
- To były czynności zlecone przez prokuraturę w Świdnicy, która prowadzi to postępowanie - powiedziała "Wyborczej" asp. Agnieszka Nierychła, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Opolu. Policjantka, jak pisze gazeta, potwierdziła, że Piotr Zapotoczny odmówił odpowiedzi na pytania, "więc w konsekwencji opolska policja zwróciła się do prokuratury w Świdnicy o zgodę na zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej".
Tomasz Orepuk, rzecznik prasowy prokuratury w Świdnicy ocenia, że szukamy sensacji i podkreśla, że nikt nie zamierza prześladować dziennikarza.
- Do prokuratury wpłynęło od pracowników spółki pisemne zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dotyczyło ujawnienia danych osobowych. Dziennikarz został przesłuchany w charakterze świadka. Jego artykuł był zbliżony do przedmiotu postępowania karnego - wyjaśnia Orepuk.
Dementuje, że policja zwróciła się do prokuratury z wnioskiem o zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej.
- Nie otrzymaliśmy takiego wniosku, zresztą wnioskodawcą według litery prawa jest prokurator. Prokurator na tym etapie postępowania nie widzi podstaw do zwrócenia się z takim wnioskiem - mówi rzecznik.
Helsińska Fundacja Praw Człowieka: poważny niepokój
- Działanie policji budzi poważny niepokój. Ochrona dziennikarskich źródeł informacji to jedna z najważniejszych zasad, dzięki której dziennikarze mogą realizować swoją misję. Bez takiej ochrony informacje o różnych nieprawidłowościach życia publicznego nigdy nie ujrzałyby światła dziennego, bo ludzie baliby się przekazywać mediom istotne informacje - mówi Konrad Siemaszko, prawnik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
I dodaje, że choć ochrona dziennikarskich źródeł informacji nie ma charakteru absolutnego, to zwolnienie z takiej tajemnicy może mieć miejsce tylko w wyjątkowych przypadkach.
- Tylko w przypadku konkretnych, najcięższych typów przestępstw wymienionych przez ustawodawcę, takich jak zabójstwa, zgwałcenia czy wzięcie zakładnika. Nielegalne przetwarzanie danych osobowych, a zgodnie z informacją prasową właśnie w tej sprawie przesłuchano dziennikarza, nie jest jednym z tych przestępstw, w których można rozważać uchylenie ochrony źródeł dziennikarskich - mówi Siemaszko.
Podkreśla też, że z tajemnicy dziennikarskiej może zwolnić dziennikarza tylko sąd, a nie prokuratura.
- Tylko sąd może badać, czy w sprawach o najcięższe przestępstwa zachodzą okoliczności, które uzasadniałyby zwolnienie z tajemnicy dziennikarskiej. Co jakiś czas wracają jednak informacje o nieuzasadnionych przesłuchaniach dziennikarzy czy przeszukaniach. Mam jednak nadzieję, że w tym przypadku organy ścigania zrozumieją, że w ogóle nie można mówić o zwolnieniu z ochrony źródeł dziennikarskich - podsumowuje prawnik.
Patryk Jaki każe wyłączyć dyktafony
Sprawa przesłuchania Zapotocznego to kolejna próba wywarcia nacisków na dziennikarzy w tej sprawie. Podczas pracy przy moim pierwszym reportażu na temat sytuacji w WiK Opole Patryk Jaki zadzwonił do mnie w sprawie ojca, a potem zaprosił na spotkanie do Ministerstwa Sprawiedliwości, choć od ponad trzech lat tam nie urzędował. Na spotkaniu poprosił o wyłączenie dyktafonów i sprawdził, czy to zrobiłam. Chciał wytłumaczyć mi kulisy wojny w WiK po to, byśmy potem, jak zaznaczył, "nie ciągali się po sądach". Podobne wiadomości wysłał też poprzez aplikację whatsapp. Na tym spotkaniu pokazywał też liczne istotne dla funkcjonowania spółki dokumenty, choć przecież nie jest w niej zatrudniony. Politycy opozycji komentowali wówczas, że Polska przypomina pod tym względem Białoruś.
Europoseł Jaki nie krył się również z tym, że interweniuje w sprawie ojca w różnych instytucjach. Na początku lutego Interia podała z kolei, że Patryk Jaki interweniował w sprawie ojca u Katarzyny Łażewskiej-Hrycko, Głównej Inspektor Pracy.
O to spotkanie Patryka Jakiego z szefową GIP zapytaliśmy później Juliusza Głuskiego, rzecznika prasowego GIP. Europoseł, jak przekazał nam rzecznik, miał być "zainteresowany pracami Urzędu". W oficjalnej odpowiedzi czytamy: "Uprzejmie informuję, że Główny Inspektor Pracy pełniąc funkcje publiczno-prawne jest zobowiązany do odbywania spotkań z osobami zainteresowanymi pracami Urzędu, w szczególności pełniącymi funkcje publiczne".
Sprawę Ireneusza Jakiego opisaliśmy po raz pierwszy w lipcu 2022 roku. Od tamtego czasu prezes dwukrotnie był odwoływany ze stanowiska i dwukrotnie na nie wracał. Prokuratura kierowana przez Zbigniewa Ziobrę wciąż prowadzi śledztwa w różnych wątkach wiążących się ze spółką - syn prezesa, europoseł Patryk Jaki, jest jednym z jego najbliższych współpracowników.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24