Kwestie, które spowodowały moje odejście, być może zostały niewłaściwie zrozumiane - stwierdził w rozmowie z TVN24 Marek Trela, były prezes stadniny w Janowie Podlaskim. Jego zdaniem, odwołanie nie jest spowodowane decyzją polityczną, a "nieporozumieniem".
Reporterka TVN24 spotkała się z Trelą po jego powrocie z Abu Zabi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Były prezes stadniny powiedział, że jako urzędnik państwowy spodziewał się, że w każdej chwili może zostać odwołany. Funkcję szefa stadniny w Janowie Podlaskim pełnił od 2000 roku.
- Poświęciłem temu, co robiłem, całe życie. Trudno byłoby nie odczuwać żalu - powiedział.
Trela zapewnił, że jako prezes starał się unikać polityki. - Janów nigdy nie był specjalnie jakoś blisko polityki, bardzo się starałem przez te wszystkie lata, żeby nie angażować się w żadne polityczne historie - powiedział. Pytany o swoją dymisję, stwierdził: - Nazwałbym to nieporozumieniem.
Trzy zarzuty
W ubiegły piątek prezes Agencji Nieruchomości Rolnych Waldemar Humięcki odwołał wieloletnich szefów Stadnin Koni: w Janowie Podlaskim Marka Trelę oraz w Michałowie Jerzego Białoboka. Wobec Treli minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel wysunął zarzuty.
Jednym z nich był brak odpowiedniego nadzoru hodowlano-weterynaryjnego nad końmi, w tym okoliczności śmierci w październiku 2015 r. dwunastoletniej utytułowanej czempionki Pianissimy z Janowa, wycenianej - jak stwierdził Jurgiel - na 3 mln euro.
Trela powiedział, że koń ten "nigdy nie był przedstawiony na licytacji, nigdy nie był wystawiony na aukcji i nigdy jego cena nie była negocjowana", dlatego nie da się oszacować jego rzeczywistej wartości. Potwierdził, że zarzut o "doprowadzenie do eutanazji" klaczy jest prawdziwy o tyle, że faktycznie to on przez telefon podjął decyzję o jej uśpieniu.
- Jej stan był na tyle beznadziejny, że nie można było zwlekać. To się działo w trakcie zabiegu operacyjnego, kiedy się okazało, że stan jest zupełnie nie do uratowania - dodał Trela, który jest lekarzem weterynarii. Wyjaśnił, że rano widział klacz zupełnie zdrową, potem ok. godz. 16 otrzymał telefon, że Pianissima ma objawy kolkowe, a o godz. 20 leżała już na stole operacyjnym w Warszawie.
"Tu każdy koń się urodził prawie na moich rękach"
Innym zarzutem ministerstwa były rzekome nieprawidłowości przy zawieraniu umów dzierżawy klaczy zagranicznym dzierżawcom.
Trela wyjaśnił, że umowy takie pozwalają stadninom na jak najdłuższe powstrzymywanie się od sprzedaży najcenniejszych koni, bo stadniny zarabiają na dzierżawie, która jednocześnie jest dla stadnin ogromną reklamą, którą się "bezkosztowo uzyskuje". - Dzierżawca pokazuje takiego konia, ponosi koszty przygotowania go do pokazów, transportów, ubezpieczenia - wyjaśnił.
- [Dzierżawca - red.] coś musi dostać w zamian. W związku z tym, żeby ta dzierżawa była jak najkrótsza (...) od stosunkowo niedawna stosuje się taką technologię przeszczepiania zarodków - powiedział. Wyjaśnił, że pobiera się zarodek od klaczy, która ma być pokazywana, i przeszczepia go klaczy-biorczyni. - Tamta klacz nie traci czasu, może się prezentować na pokazach, a jednocześnie "urodzi" źrebaka za pośrednictwem innej klaczy - powiedział.
Trela pytany, czy chciałby wrócić z powrotem do Janowa Podlaskiego, odparł: - To jest całe moje życie. Tu każdy koń się urodził prawie na moich rękach.
Autor: pk//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24