Anna S., była posłanka PiS jest podejrzana o znieważenie policjantów. Zarzut postawiła jej w poniedziałek stołeczna prokuratura. Ona sama przyznała się, odmówiła składania wyjaśnień i wniosła o warunkowe umorzenie śledztwa.
O decyzji śledczych poinformowała Ewa Jałowiecka-Śliwa, wiceszefowa Prokuratury Rejonowej Warszawa-Żoliborz. Dodała, że do końca roku prokuratura rozstrzygnie czy umorzyć sprawę, czy też skierować do sądu akt oskarżenia.
"Możecie mnie w... pocałować"
W październiku 2010 r. Annę S. zatrzymali policjanci z drogówki, bo rozmawiała podczas jazdy przez telefon komórkowy. Według Radia ZET, S. miała powiedzieć policjantom: "Jestem posłem, możecie mnie w d... pocałować". Miała też wymachiwać legitymacją poselską i odgrażać się, że zwolni policjantów z pracy. Jak podał jeden z portali internetowych, Anna S. od początku twierdziła, że to policjanci byli agresywni, a nie ona. - Usłyszałam natomiast, że jak nie zrobię, co mówią, to mnie skują - mówiła.
Bez imunitetu
Immunitet chroniący posłankę przed postawieniem zarzutów wygasł. Nie została ona wybrana do Sejmu nowej kadencji. Dzięki temu prokuratura mogła postawić jej zarzut.
Za znieważenie funkcjonariusza publicznego podczas lub w związku z wykonywaniem przez niego obowiązków służbowych grozi grzywna, ograniczenie wolności lub do roku więzienia.
45-letnia S. ukończyła Wyższą Szkołę Handlu i Prawa w Warszawie. Od 1996 do 2000 r. działała w Lidze Republikańskiej. Była radną sejmiku samorządowego woj. mazowieckiego. W wyborach z 2007 r. została wybrana na posła z listy PiS, otrzymując w okręgu podwarszawskim 9264 głosy. W 2004 i 2009 r. bez powodzenia kandydowała do Parlamentu Europejskiego.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24