Prace nad raportem podkomisji smoleńskiej mają charakter edytorski, ale nie można wyznaczyć terminu jego publikacji – powiedział we wtorek przewodniczący tego gremium Antoni Macierewicz. Dodał, że na razie została zatwierdzona "filmowa wersja" raportu.
We wtorek sejmowa komisja obrony zebrała się na wniosek grupy posłów opozycji, by wysłuchać informacji MON i przewodniczącego podkomisji na temat efektów i kosztów funkcjonowania podkomisji powołanej do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej. Komisja nie przyjęła wniosku Czesława Mroczka (KO), by skierować do premiera dezyderat w sprawie wyznaczenia terminu przedstawienia raportu ministrowi obrony. Dotychczasowych kosztów działania podkomisji nie podano.
"Nie widzę możliwości wyznaczania terminu"
- Nie widzę możliwości wyznaczania terminu. Raport rzeczywiście jest, prace nad nim mają już charakter edytorski, ale to nie znaczy, że można narzucać komisji termin – powiedział Macierewicz, który przedstawił na posiedzeniu fragmenty wcześniej pokazywanej prezentacji i powtórzył tezę o wybuchu. - Została zatwierdzona filmowa wersja raportu, a nie pisemna, ostateczna wersja. Raport końcowy nie jest zatwierdzony – dodał.
Przyznał, że w ubiegłym roku wyrażał nadzieję, że raport zostanie opublikowany w ciągu kilku miesięcy, ale na przeszkodzie stanęły kolejne fale pandemii i niemożność zapoznania się przez wszystkich członków podkomisji, z których część mieszka za granicą, z tajnymi informacjami. Dodał, że członkowie podkomisji przed podpisaniem raportu muszą się z nim szczegółowo zapoznać. Dodał, że ten czas "został wykorzystany na doprecyzowanie bardzo wielu elementów" materiału zaprezentowanego w lipcu ubiegłego roku. - Bardzo chętnie przedstawimy symulacje, materiał dowodowy, cały tok myślenia – zapewnił.
Podważał ustalenia raportu komisji pod przewodnictwem Jerzego Millera z 2011 roku. Powtórzył też zarzut, że badanie katastrofy zostało oddane stronie rosyjskiej, a ówczesne władze uniemożliwiały rzetelne badanie.
Siemoniak: dlaczego nic się nie dzieje?
Były szef MON Tomasz Siemoniak zwrócił uwagę, że w lipcu ubiegłego roku Macierewicz "przedstawił raport filmowy i nic się nie wydarzyło, tymczasem waga zarzutów powinna skłaniać rząd do działań". Pytał, czy przewodniczący podkomisji omawiał jej ustalenia z premierem i prezydentem, a także, dlaczego wobec poważnych oskarżeń wobec Rosji rząd PiS nie podejmuje działań, podczas gdy rząd Czech podjął wobec Rosji kroki z powodu podejrzeń dotyczących udziału rosyjskich agentów w zamachu, w którym zginęło dwóch obywateli Republiki Czeskiej. - Wasz obóz tak wiele mówił o Smoleńsku, dlaczego nic się nie dzieje? Pewnie będziemy wnioskowali o następne posiedzenie za osiem miesięcy, za rok, znowu wszyscy powiedzą to samo. Ale te pytania nie znikną. Róbcie coś albo zamknijcie tę komisję, uznając, że się pomyliła – apelował.
Mroczek zwrócił uwagę, że komisja Millera, która zakończyła prace raportem, działała 15 miesięcy, tymczasem podkomisja działa 62 miesiące. Według Mroczka PiS neguje ustalenia komisji, która badała katastrofę, ponieważ "fakty i ustalenia tej komisji pozostają w sprzeczności z korzyściami politycznymi tego ugrupowania". - To, co jeszcze kilka lat temu było groźne dla funkcjonowania państwa polskiego, w tej chwili jest już tylko śmieszne, powszechnie lekceważone – dodał, zwracając uwagę, że część rodzin ofiar, związana z PiS, także domaga się rozliczenia podkomisji z efektów jej prac.
Lasek: nie ma raportu i zapewne nigdy nie będzie
Zdaniem Macieja Laska, który wystąpił w imieniu wnioskodawców posiedzenia, "nie ma raportu i zapewne nigdy nie będzie, bo żaden profesjonalista się pod nim nie podpisze, jest za to podkomisja, która marnuje pieniądze, nawet rodziny ofiar domagają się audytu". Dodał, że podkomisja skupiała się na badaniu wybuchu, którego nikt nie słyszał ani nie widział, nie zarejestrowały go też żadne urządzenia. Pytał też, kto zapłaci za drugi egzemplarz Tu-154, zniszczony przez ekspertów powołanych przez podkomisję.
Szef podkomisji ani MON nie przedstawili informacji o kosztach jej funkcjonowania. Według Macierewicza członkowie podkomisji "otrzymują pieniądze bardzo ograniczone, wyliczone według godzin pracy". - W stosunku do pieniędzy, jakie są wydawane na badanie katastrof na świecie, w stosunku do ich pracy, wysiłku, poświęcenia, to są rzeczy absolutnie drobne" – dodał. - Nie biorę ani jednego grosza za udział w komisji i nigdy nie brałem – podkreślił, co potwierdził wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz.
Wiceszef MON: po raz kolejny próbujecie wywołać polityczną awanturę
Wiceszef MON poinformował, że minister obrony nie dostał jeszcze raportu. Dodał, że od lipca ubiegłego roku, kiedy zostało zaprezentowane filmowe sprawozdanie podkomisji o jej ustaleniach, "nie zaistniały dodatkowe fakty", a publikację raportu, który będzie liczyć kilka tysięcy stron, utrudnia pandemia. - Ale nie przyjmujecie argumentacji, po raz kolejny próbujecie wywołać polityczną awanturę – zwracał się do wnioskodawców.
Podkomisja smoleńska
Podkomisja smoleńska została powołana w lutym 2016 r. przez Macierewicza, według którego instytucje państwowe badające ją wcześniej nie dopełniły obowiązków, a decyzje miały charakter polityczny. Od stycznia 2018 roku Macierewicz jest jej przewodniczącym.
Katastrofę z 10 kwietnia 2010 roku, w której zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński, politycy i najwyżsi dowódcy wojska, badała w latach 2010-11 państwowa komisja pod przewodnictwem szefa MSWiA Jerzego Millera. Stwierdziła ona, że do katastrofy doszło wskutek zejścia poniżej dopuszczalnego minimum w warunkach słabej widzialności, zderzenia z drzewami prowadzącego do stopniowego niszczenia konstrukcji Tu-154 M. Podkreśliła, że nic nie potwierdza przypuszczenia o eksplozji. Stwierdziła niewłaściwe przygotowanie lotu i błędy po stronie rosyjskich kontrolerów, wystosowała kilkadziesiąt zaleceń, skierowanych do strony polskiej i rosyjskiej, wyraziła także zastrzeżenia do raportu rosyjskiej komisji, która badała katastrofę.
Źródło: PAP