Jeśli chodzi o wynagrodzenia osób pełniących najważniejsze funkcje w państwie, w tym parlamentarzystów, to mamy absolutny bałagan i trzeba to uporządkować - powiedział w piątek w "Jeden na jeden" prezydencki minister Andrzej Dera. Odniósł się do projektu ustawy, który zakłada między innymi podwyższenie wynagrodzenia parlamentarzystom. Dodał również, że to niezrozumiałe, że mąż musi opłacać składki pierwszej damy.
Posłowie z sejmowej komisji regulaminowej, spraw poselskich i immunitetowych jednogłośnie przyjęli w czwartek wieczorem projekt ustawy, który zakłada między innymi podwyższenie wynagrodzenia parlamentarzystom. Zgodnie z tym projektem pensję otrzymałaby także pierwsza dama.
Prezydencki minister Andrzej Dera pytany w "Jeden na jeden", czy Andrzej Duda podpisze ustawę, powiedział, że bardzo ostrożnie podchodzi do tego, żeby na początku drogi legislacyjnej mówić, czy prezydent ją podpisze, czy nie.
- Jeśli chodzi o wynagrodzenia osób pełniących najważniejsze funkcje w państwie, w tym parlamentarzystów, to tu mamy absolutny bałagan - ocenił.
- Mnie naprawdę zszokowała wiadomość, że skarbnik miasta Warszawy zarabia trzy razy tyle, co minister finansów w naszym państwie - przyznał. Dodał, że odpowiedzialność rodzi konsekwencje finansowe. - Osoby muszą być do tego przygotowane, to musi być atrakcyjna praca, nie może być tak, że funkcję wiceministra będzie pełnił ktoś z łapanki - mówił Dera.
Powiedział, że obniżki pensji polityków "to niestety przez wiele lat była presja ulegania tabloidom". Ocenił, że "państwo szanujące się musi mieć ustawioną dobrze siatkę płac".
"To nie są dobre ruchy, bo one w dłuższej perspektywie są destrukcyjne"
Na uwagę, że obniżenie uposażenia parlamentarzystów o 20 procent w 2018 roku było decyzją prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, odpowiedział, że to była reakcja na sprawę nagród przyznanych ministrom rządu Beaty Szydło.
- To nie są dobre ruchy, bo one w dłuższej perspektywie są destrukcyjne, więc moim zdaniem mamy bardzo dziwną sytuację, że na przykład druga osoba w państwie zarabia mniej niż inne organy konstytucyjne, które mają mniejszą odpowiedzialność - ocenił.
- Ja sam wcześniej z prezydentem na ten temat rozmawiałem, że mamy absolutny bałagan, jeśli chodzi o wynagrodzenia osób z tak zwanej erki. To po prostu trzeba uporządkować - powiedział.
Dera: na pewno pierwsza dama będzie miała inny status
Odnosząc się do proponowanego wynagrodzenia dla pierwszej damy, prezydencki minister powiedział, że "to jest coś niezrozumiałego, że pierwsza dama, która ma ogromne obowiązki reprezentowania naszego kraju, wykonuje ogromną pracę, i to robiły wszystkie damy, nie funkcjonuje w ogóle w systemie, że mąż musi opłacać składki takiej osoby".
Pytany, czy jeżeli pierwsza dama otrzyma pensje, to może będzie trochę inaczej funkcjonować i będzie publicznie zabierać w ważnych sprawach głos, powiedział, że "na pewno będzie miała inny status".
Dopytywany, czy dobrze by było, żeby od czasu do czasu pierwsza dama włączyła się w publiczną dyskusję, odparł, że to jest decyzja pierwszej damy.
- Teraz trzeba będzie uregulować status pierwszej damy i wtedy zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce - dodał.
Dera: potrzebna solidna praca, żeby przepis był zrozumiały
Gość "Jeden na jeden" odniósł się również do projektu PiS, który znosi odpowiedzialność urzędników za działania w czasie epidemii. Projekt zmiany ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych, który został złożony w środę, wprowadza do ustawy z 2 marca między innymi art. 10d.
Brzmi on: "Nie popełnia przestępstwa, kto w celu przeciwdziałania COVID-19 narusza obowiązki służbowe lub obowiązujące przepisy, jeżeli działa w interesie społecznym i bez naruszenia tych obowiązków lub przepisów podjęte działanie nie byłoby możliwe lub byłoby istotnie utrudnione".
Dera powiedział, że "rozumie idee wnioskodawców, ale jak zaznaczył, "od idei do zapisów trzeba solidnej pracy i mocnego zastanowienia się, żeby ten przepis był zrozumiały i czytelny dla wszystkich".
Powiedział, że "jest w stanie zrozumieć, że ratowanie życia ludzkiego w związku z covidem może spowodować jakąś szkodę", ale jego zdaniem "ten przepis wymaga pracy".
"Jeżeli Białoruś chce kroczyć w kierunku demokracji, to te wybory powinny być powtórzone"
Odniósł się również do sytuacji na Białorusi. Od niedzieli trwają tam protesty w związku z ogłoszonymi oficjalnymi wynikami wyborów prezydenckich. Dają zwycięstwo rządzącego krajem od 1994 r. prezydenta Alaksandra Łukaszenki, który, według podanych wyników, zdobył 80,23 proc. głosów. Jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska otrzymała 9,9 proc.
Andrzej Dera pytany, czego jeszcze można wymagać od prezydenta, polityków w sprawie Białorusi, powiedział, że to jest bardzo delikatna sprawa, bo to sprawa wewnętrzna danego kraju i tu trzeba mieć dystans, ale też stanowczość. - My jako sąsiedzi jesteśmy żywotnie zainteresowani tym, co tam się dzieje, ale też mamy w pamięci nasza historię naszego narodu - dodał.
- Świat nie może być obojętny i my jako część świata demokratycznego nie jesteśmy obojętni - podkreślił prezydencki minister.
Jak mówił, "świat demokratyczny musi stanąć po stronie wartości, które świat demokratyczny łączą". - Wszyscy mówią, że to były wybory nieprawdziwe - dodał. Dopytywany, czy prezydent Andrzej Duda podpisałby się pod apelem, żeby powtórzyć wybory na Białorusi, Dera odparł: "Świat demokratyczny mówi tak: nie były to uczciwe, wolne wybory, wyniki nie są prawdziwe". - Więc jeżeli Białoruś chce kroczyć w kierunku demokracji, to te wybory powinny być powtórzone - powiedział prezydencki minister.
"Jedna grupa bardzo aktywna i agresywna zrobiła sobie z pomników pole bitwy"
Dera odniósł się również do ostatnich incydentów polegających na zawieszaniu tęczowych flag na warszawskich pomnikach i interwencji policji. We wtorek tęczowa flaga pojawiła się na figurze Bolesława Prusa przy Krakowskim Przedmieściu. W sieci pojawiła się relacja, z której wynika, że przy monumencie było dziewięciu funkcjonariuszy.
Dera pytany, czy nie uważa, że to działa na niekorzyść polskiej policji, powiedział, że "policja jest od przestrzegania prawa, a nie pilnowania pomników".
- Jeżeli jedna grupa dzisiaj bardzo aktywna i agresywna zrobiła sobie z pomników pole bitwy, naruszania porządku prawnego, to policja jest od przestrzegania tego porządku - ocenił.
Prezydencki minister pytany, czy wywieszenie tęczowej flagi na pomniku Prusa to pole bitwy, odparł, że jeżeli wyobrazimy sobie, że jeszcze inne grupy zawieszałyby inne kolory flagi, to "nagle się okaże, że już nie mamy pomników".
- Chodzi o to, żeby wszyscy przestrzegali porządku prawnego - dodał. - Nie może być tak, że jedna grupa wyszydza. Mowa nienawiści, niszczenie mienia, naruszenie przepisów prawa i policja ma być obojętna w stosunku do takich grupa? - pytał.
- Chciałbym, żeby wszystkie policje w państwach demokratycznych działały tak jak polska policja w stosunku do na przykład ostatnich wydarzeń, które były w weekend - powiedział Dera.
Z piątku na sobotę odbył się protest przeciwko aresztowaniu na dwa miesiące aktywistki LGBT Margot. Na Krakowskim Przedmieściu i w okolicy komendy przy Wilczej policja zatrzymała wówczas 48 osób.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24