Po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził niezgodność z ustawą zasadniczą zapisu o możliwości przerywania ciąży z powodu nieodwracalnych wad płodu, na ulice wielu miast wyszły przeciwniczki i przeciwnicy zaostrzania prawa aborcyjnego. A wszystko to w czasie pandemii i obowiązujących obostrzeń sanitarnych.
W czwartek Trybunał Konstytucyjny orzekł o niekonstytucyjności przepisów dotyczących aborcji w przypadku ciężkiego upośledzenia płodu. To zanegowanie wypracowanego w latach 90. XX wieku kompromisu aborcyjnego. Orzeczenie zapadło większością głosów. Zdanie odrębne złożyło dwóch sędziów – Piotr Pszczółkowski i Leon Kieres.
W związku z orzeczeniem na ulice wielu miast wyszły przeciwniczki i przeciwnicy zaostrzania prawa aborcyjnego.
Do największych protestów doszło w Warszawie, gdzie zebrani sprzed gmachu Trybunału Konstytucyjnego przeszli przed siedzibę Prawa i Sprawiedliwości przy ulicy Nowogrodzkiej, a następnie - około północy - mniejsza grupa pojawiła się na ulicy Mickiewicza na Żoliborzu. Chciała dojść przed dom prezes PiS Jarosława Kaczyńskiego, ale w poprzek jezdni stanął kordon policji. Tam doszło do starć z funkcjonariuszami.
"Nie zgadzamy się na zawłaszczanie naszego ciała"
- Trybunał Konstytucyjny odebrał mi prawo do decydowania o własnym ciele, a każda kobieta powinna mieć do tego prawo. Dla mnie to jest czyste barbarzyństwo – powiedziała uczestniczka protestu w Krakowie.
- Nie zgadzamy się na zawłaszczanie naszego ciała. Nie zgadzamy się na to, żeby PiS decydował, czy mamy rodzić martwe dzieci i mamy cierpieć przez dziewięć miesięcy. O tym decydował Jarosław Kaczyński ze świtą i decydowała o tym pani magistra Przyłębska na polecenie Jarosława Kaczyńskiego – oceniła inna manifestantka.
"Piekło kobiet znowu zostało otwarte"
- PiS wysłużył się Trybunałem Konstytucyjnym, żeby wprowadzić drakońskie, nieludzkie prawo, które pozbawia kobiety możliwości terminacji ciąży kiedy płód jest chory – mówiła jedna z mieszkanek Szczecina. - Zostawił nas w podłej sytuacji, to znaczy oficjalnie nie można protestować – zwróciła też uwagę, nawiązując do trudnej sytuacji epidemicznej w kraju i podjęcia przez TK decyzji w czasie, gdy rząd zabronił zgromadzeń publicznych.
W czwartek odnotowano ponad 12 tysięcy zakażeń koronawirusem w kraju - najwięcej od początku epidemii.
- Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to jest zacytowanie Tadeusza Boya-Żeleńskiego, który po zmianach w przepisach prawa karnego w Polsce dotyczącego spędzenia płodów (aborcji - red.) w 1932 roku napisał: piekło kobiet znów zostało otwarte – skomentował mieszkaniec Szczecina.
"Mamy pełne prawo decydowania o sobie, a nie politycy"
Mieszkanka Poznania podkreślała w czwartkowy wieczór, że orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego to "zamach na jej ciało". - Ale przede wszystkim czuję, że jest to zupełny brak zrozumienia dla osób, które przeżywają jakiś wielki ból – dodała.
- Ja jestem chłopakiem, ale ja wspieram moje siostry, moje przyjaciółki, wszystkie kobiety w moim życiu. To, że będą musiały nosić i urodzić dziecko, które prawdopodobnie nie przeżyje paru dni, godzin, to jest straszne – powiedział mieszkaniec Poznania.
- Myślę, że mamy pełne prawo decydowania o sobie. Nie politycy, czy ktokolwiek inny – uważa mieszkanka Gdańska. Inna zwraca uwagę, że orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego zapadło w nieodpowiednim czasie. - Gdy rząd powinien zajmować się pandemią i zdrowiem Polaków, a nie kompromisem aborcyjnym – stwierdziła.
- Jestem zła, smutna i w szoku, że muszę tutaj być. Bo przeszliśmy w bardzo krótkim czasie przez dziwne dyskusje o edukacji seksualnej, przez to, czy osoby LGBT mogą mieć prawa czy dyskusję o tym, czy aborcja jest moralna – powiedziała uczestniczka manifestacji w Łodzi.
Źródło: TVN24