Do tej pory premier nie miał pretensji do ludzi Leppera w ARiMR. Choć oni, już na pierwszy rzut oka byli wątpliwi. Premier nie protestował przeciwko temu, że popierana przez Samoobronę Katarzyna Obraniak-Chyż nie zdała egzaminu do Państwowego Zasobu Kadrowego (znajdują się tam wykwalifikowane osoby, które po zdaniu egzaminu, mają być zatrudniane w rządowych instytucjach), a mimo to została p.o. zastępcy prezesa ARiMR.
Nie słyszałem krytycznych głosów, gdy wspomniany Osuch wymienił 12 z 16 dyrektorów regionalnych oddziałów agencji, tylko dlatego, że nowi byli związani z partią Leppera.
Nie przypominam też sobie krytycznych uwag premiera, gdy "Gazeta Wyborcza" ujawniła, że trzy bliskie osoby czołowej posłanki Samoobrony Renaty Beger, czyli córka, synowa i znajoma, zostały zatrudnione w ARiMR, a asystent pani poseł dostał pracę w KRUS. Obie instytucje - w czasie nominacji - kontrolowała partia Andrzeja Leppera.
Pierwsze zastrzeżenia PiS, do działalności Samoobrony w ARiMR, usłyszałem dziewięć dni po akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa i odwołaniu Leppera z funkcji wicepremiera oraz szefa rolniczego resortu. Wtedy Adam Bielan, rzecznik PiS powiedział: "chcemy od Samoobrony gwarancji, że różnego rodzaju niedobre wydarzenia, np. w ARiMR zostaną powstrzymane". Teraz rzecznik rządu Jan Dziedziczak poszedł dalej. Tłumacząc odwołanie szefa ARiMR stwierdził: "podjęliśmy decyzję po informacjach o nieprawidłowościach w Agencji, chodzi o nepotyzm".
Olśniło PiS i premiera. Trzeba im podziękować, za świetną decyzję. Wreszcie zaczęli sprzątać stajnię Augiasza, jaką jest Samoobrona w ARiMR. A ci wszyscy, którzy uważają, że to decyzja polityczna, zwykłe przygotowanie do wcześniejszych wyborów, pokazanie elektoratowi, że PiS kieruje się w swych działaniach jedynie praworządnością są w wielkim błędzie. Kto bowiem myśli inaczej niż PiS, to "zdegenerowany mentalnie wykształciuch".
Sosnowski