Sprawa korupcji w Centralnym Ośrodku Sportu może się nie skończyć na jego byłych szefach - dowiaduje się "Rzeczpospolita". Możliwe są wnioski dotyczące również innych osób.
Od czasu, kiedy byli dyrektorzy COS zostali na początku lipca złapani przez CBA na przyjmowaniu 60 tys. zł łapówki, w ośrodku trwa przeglądanie dokumentacji związanej z inwestycjami. Na 13 inwestycji aż cztery wzbudziły zainteresowanie śledczych z CBA.
- Śledztwo trwa - mówi jedynie Temistokles Brodowski, rzecznik CBA. O konkretach nie chce mówić. Również prokuratura nie jest rozmowna. - Nie udzielamy żadnych informacji o toku tego postępowania - ucina Katarzyna Szeska, rzeczniczka warszawskiej Prokuratury Okręgowej.
Jak się dowiaduje "Rz", śledczy przede wszystkim wzięli pod lupę przetargi i konkursy, które były rozstrzygane przez poprzednie kierownictwo COS. Rocznie ośrodek ma na inwestycje ponad 45 mln zł. Przy rozdysponowywaniu tych środków prokuratura i CBA dopatrują się nieprawidłowości. Sztandarowy przykład zaniedbań w COS to budowa wartej ok. 25 mln zł skoczni narciarskiej w Wiśle-Malince. Przed robotami nikt nie zrobił analiz geologicznych terenu. Zaowocowało to osunięciem się ziemi, a w efekcie zwiększeniem kosztów inwestycji o kilka milionów zł. Na tym jednak nie koniec.
- Do wyłaniania wykonawców najlepiej stosować procedurę przetargu nieograniczonego. W COS takich było niewiele. Przeważnie znajdował się inny, mniej skomplikowany tryb -mówi Krzysztof Falkowski, nowy wicedyrektor COS. Przyznaje, że służby specjalne cały czas badają dokumentację inwestycyjną.
Źródło: Rzeczpospolita