Kto zyskał politycznie na brexicie, a kto stracił? W Wielkiej Brytanii z pewnością jest co najmniej jedna osoba, którą wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej wyniosła na szczyty. Inny polityk może mówić zaś o osiągnięciu celu, o którym marzył od dawna.
Nie jest jasne, czy Boris Johnson, ówczesny burmistrz Londynu, opowiadając się w referendum w 2016 roku za wyjściem z Unii Europejskiej faktycznie wierzył, iż jest to właściwe rozwiązanie, czy też postrzegał to raczej jako okazję do spełnienia swoich politycznych ambicji, tym niemniej jego poparcie w dużym stopniu wpłynęło na wynik głosowania. W efekcie niespodziewanego zwycięstwa zwolenników wyjścia z UE Johnson został najpierw ministrem spraw zagranicznych, a następnie w lipcu 2019 roku premierem. Na dodatek jako szef rządu zdołał skłonić Brukselę do ponownego otwarcia "niepodlegającej renegocjacji" umowy rozwodowej i zdecydowanie wygrał grudniowe przedterminowe wybory parlamentarne. Następnie, mając w Izbie Gmin silny mandat od wyborców, dokończył ciągnący się przez 3,5 roku proces brexitu.
Wygranym jest też główny brytyjski eurosceptyk Nigel Farage. Wprawdzie jego Partia Brexitu opuszcza Parlament Europejski, będący z racji ordynacji wyborczej jedynym miejscem, gdzie mogła zaistnieć, a po części traci także rację bytu, ale po prawie 30 latach prowadzenia kampanii na rzecz opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej jego cel stanie się w piątek rzeczywistością. Nawet jeśli nie będzie to tak twardy brexit, jakiego by chciał.
Do grona wygranych można też zaliczyć tych eurosceptycznych polityków Partii Konserwatywnej, którzy wskutek jej przejścia na probrexitową pozycję objęli bardziej prominentne stanowiska. To przede wszystkim Dominic Raab, który przed referendum był szeregowym posłem, a obecnie jest ministrem spraw zagranicznych, oraz Jacob Rees-Mogg, przywódca skrzydła zwolenników twardego brexitu, który teraz jest liderem Izby Gmin.
Listę przegranych otwiera dwoje poprzedników Johnsona na stanowisku premiera – David Cameron i Theresa May. Cameron mógł przejść do historii jako polityk, który odnowił Partię Konserwatywną i po 13 latach w opozycji dał jej dwa zwycięstwa wyborcze, tymczasem zostanie zapamiętany głównie z powodu brzemiennej w skutkach decyzji o przeprowadzeniu referendum w sprawie dalszego członkostwa w UE. Ponieważ jako premier prowadził kampanię na rzecz pozostania w UE, przegrana oznaczała dla niego rezygnację z funkcji szefa partii i rządu oraz koniec kariery politycznej.
Theresa May miała szansę wyprowadzić kraj z brexitowego chaosu, ale wskutek fatalnej decyzji o przeprowadzeniu w 2017 r. przedterminowych wyborów – a dokładniej wskutek fatalnej kampanii – straciła większość parlamentarną i nie była w stanie przeforsować w Izbie Gmin wynegocjowanej umowy z UE. W efekcie, w połowie 2019 r. złożyła rezygnację i dziś jest szeregową posłanką.
Przegranymi są też liderzy głównych partii opozycyjnych. Jeremy Corbyn, jako przywódca prounijnej dotychczas Partii Pracy, najpierw w referendum zupełnie bez przekonania prowadził kampanię na rzecz pozostania w UE, co przyczyniło się do brexitu, zaś w wyborach do Izby Gmin w grudniu zeszłego roku zajął w fundamentalnej dla kraju kwestii neutralne stanowisko. To przyczyniło się do najgorszego od 1935 r. wyniku wyborczego laburzystów. Corbyn już ogłosił rezygnację z funkcji lidera Partii Pracy, która nabierze mocy po wyłonieniu jego następcy.
Była już liderka Liberalnych Demokratów Jo Swinson, odwrotnie niż Corbyn, zajęła bardzo wyraziste stanowisko – zapowiedziała, że jeśli wygra, natychmiast wycofa wniosek o wyjście z UE bez nowego referendum. To nie zostało dobrze przyjęte przez wyborców – mimo że około połowa Brytyjczyków jest przeciwna brexitowi, Liberalni Demokraci uzyskali tylko kilkanaście mandatów, zaś sama Swinson nie dostała się ponownie do parlamentu.
Bardziej skomplikowana jest sytuacja po stronie unijnej. Według niektórych komentatorów Jean-Claude Juncker, jako szef Komisji Europejskiej, i Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej, po części ponoszą winę za to, że doszło do wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Zarzuty pod ich adresem to na przykład za mało elastyczne prowadzenie negocjacji na temat nowych warunków, dzięki którym Wielka Brytania miała pozostać, czy podsycanie niektórymi wypowiedziami eurosceptycznych nastrojów wśród Brytyjczyków. Zarazem Junckerowi i Tuskowi udało się zachować jedność pozostałych państw UE w czasie całego procesu brexitu oraz nie dopuścić do brexitu bez porozumienia, co dla obu stron oznaczałoby poważne zawirowania.
Unijnym wygranym jest natomiast na pewno główny negocjator Michel Barnier. Wprawdzie UE zgodziła się na otwarcie negocjacji z Johnsonem, ale w poprzednich fazach to Wielka Brytania dokonała znacznie poważniejszych ustępstw i w zasadzie UE osiągnęła wszystko, co zamierzała. W efekcie Barnier pozostanie unijnym negocjatorem w rozpoczynających się niedługo rozmowach o nowych relacjach handlowych.
Źródło: PAP