Poseł Łukasz Mejza, były wiceminister sportu w rządzie Zjednoczonej Prawicy, został nagrany przez jednego ze społeczników, kiedy policjanci przeprowadzali wobec niego interwencję. Poszło - jak przyznaje podinspektor Małgorzata Stanisławska z zielonogórskiej komendy miejskiej - o źle zaparkowane auto. Film z interwencji trafił do sieci. Policja nie chce informować, jak się zakończyła. Sam poseł Mejza twierdzi, że mandatu nie dostał.
Film rozpoczyna się od widoku posła Łukasza Mejzy stojącego w towarzystwie dwóch funkcjonariuszy obok radiowozu. Autor nagrania po chwili pokazuje, że obok stoi auto parlamentarzysty. Za wycieraczką, jak w pewnym momencie widać na filmie, znajduje się policyjne wezwanie. - Auto pana posła stało kilka godzin w nieprawidłowym miejscu. Parlamentarzysta zostawił pojazd w strefie płatnego parkowania, ale nie wykupił biletu w parkomacie - wylicza Patryk Nowakowski, społecznik i autor nagrania.
Jak widać na filmie - który trafił do sieci i którego fragment publikujemy - poseł nie chciał podejmować rozmowy, stwierdził jedynie, że "modli się o zdrowie psychiczne" autora nagrania.
Interwencja
O przebieg zdarzenia zapytaliśmy podinspektor Małgorzatę Stanisławską z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze.
- Interwencja dotyczyła nieprawidłowego parkowania - informuje policjantka.
Jak mówi, wezwanie do stawiennictwa w komendzie, które znajdowało się za wycieraczką poselskiego auta, wystawiane jest w sytuacji, kiedy obok pojazdu nie ma właściciela.
- Jeżeli w trakcie takiej interwencji pojawi się właściciel pojazdu, nie musi pojawiać się na komendzie i działania są przeprowadzane na miejscu - przekazuje policjantka.
Dodaje, że interweniujący policjanci nie wiedzieliby, że mają do czynienia z posłem, gdyby nie okrzyki autora nagrania.
Mejza: nie dostałem mandatu
Podinsp. Stanisławska nie chce jednak przekazywać, jak zakończyła się policyjna interwencja. Dlaczego?
- Policjant podejmuje decyzję na miejscu zdarzenia. Nie udzielamy informacji, jak zakończyła się ta konkretna interwencja - podkreśla policjantka.
W mediach społecznościowych do sprawy odniósł się sam poseł Łukasz Mejza. "Żadnego mandatu nie dostałem, więc nie miałem, czego przyjmować (to logiczne, ale Wam wolę zaznaczyć)" - napisał na Twitterze.
Dodał, że do policjantów wyszedł z dowodem osobistym i nie zasłaniał się legitymacją poselską.
Oskarżenia wobec Łukasza Mejzy
Mejza zasiada w Sejmie od marca 2021 roku, kiedy to objął mandat po zmarłej posłance KP-PSL Jolancie Fedak. Po wejściu do Sejmu Mejza nie przystąpił do klubu Koalicji Polskiej-PSL i pozostał niezrzeszony. Wiceministrem sportu w rządzie Zjednoczonej Prawicy był od października 2021 roku - objął funkcję z rekomendacji Partii Republikańskiej.
W listopadzie 2021 r. dziennikarze WP ustalili, że założona przez Mejzę firma obiecywała leczyć osoby zmagające się z nieuleczalnymi chorobami. Metoda, którą zachwalał poseł, nie ma medycznego potwierdzenia. Kwoty za leczenie zaczynały się od 80 tysięcy dolarów. WP opublikowała także tekst, w którym dziennikarze zebrali historie osób, które miały kontakt z Vinci NeoClinic i były namawiane na niesprawdzoną terapię.
Czytaj także: Firma Mejzy zaoferowała jej leczenie. Katarzyna Sokół: Obudziła się we mnie nadzieja, kontakt się urwał. Próbuję się pozbierać
24 grudnia 2021 r. premier Mateusz Morawiecki odwołał Łukasza Mejzę z funkcji wiceministra sportu i turystyki. Dzień wcześniej polityk poinformował w mediach społecznościowych, że podaje się do dymisji. Podkreślił, że nadal będzie wspierał obóz Zjednoczonej Prawicy. Zapowiadał wówczas, że ci, którzy "w pogoni za ugraniem kilku politycznych punktów rozsiewali fake newsy" na jego temat ,"poniosą adekwatne konsekwencje prawne".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Społeczeństwo Obywatelskie - Zielona Góra