O sprawie pisaliśmy w zeszłym tygodniu. Radny miejski z Lubartowa Grzegorz Gregorowicz wynajął detektywa, który śledził jego konkurenta w wyborach - radnego Jacka Tomasiaka.
- Kodeks wyborczy mówi wyraźnie, że aby kandydować na radnego danej gminy, trzeba stale zamieszkiwać na obszarze tej gminy. Tymczasem powszechnie wiadomo, że Tomasiak mieszka z rodziną za miastem w okazałej willi, a w ciasnym mieszkaniu w Lubartowie, gdzie ma zameldowanie, mieszka jego teść – mówił nam Gregorowicz.
Detektyw zrobił zdjęcia
Detektyw, którego wynajął, zrobił zdjęcia, jak 7, 13 i 19 lutego Tomasiak jechał ze swojego miejsca pracy (jest prezesem spółdzielni mieszkaniowej) do Lisowa. Raport został przedstawiony burmistrzowi (stara się o reelekcję z tego samego komitetu, co Gregorowicz – przyp. red.). Tomasiak został wykreślony ze spisu wyborców w Lubartowie, co jest równoznaczne z tym, że nie może kandydować. Odwołał się do sądu.
- Nie zaprzeczam, że mam w Lisowie dom – nie żadną willę, ale właśnie 140-metrowy dom. Mieszka tam moja mama, która jest po udarze. Owszem, odwiedzam ją zarówno ja, jak i moja rodzina. Nieraz tam też nocujemy. Nocują tam nieraz też nasze dzieci – mówił nam radny Tomasiak.
Sąd przyznał rację burmistrzowi
Podkreślał, że przedstawił burmistrzowi zapisy z monitoringu spółdzielni.
- Nie z trzech, ale z kilkudziesięciu dni. Widać na nich, że mieszkam w bloku w Lubartowie. Przyniosłem też paragony z osiedlowego sklepu. (…) W sądzie powołam na świadka sklepową, która w tymże sklepie sprzedaje mi bułki. Do takiego absurdu dochodzimy – mówił nam radny Tomasiak.
Sąd, orzekając w trybie wyborczym, przyznał rację burmistrzowi i wydał postanowienie, z którego wynika, że radny nie może kandydować. Rozstrzygnięcie jest prawomocne i nie przysługuje od niego odwołanie.
Zapowiada, że będzie wnioskował o unieważnienie wyborów
Miejska Komisja Wyborcza, opierając się na postanowieniu sądu, wykreśliła więc go z listy wyborczej.
- Złożyłem do burmistrza reklamację na jego decyzję. Natomiast jeśli chodzi o sąd, to posiedzenie było za zamkniętymi drzwiami. Nie dostałem informacji o jego terminie. Nie miałem możliwości powołania świadków. Jeśli nie zostanę przywrócony na listach i wybory się odbędą, złożę do sekretarza wyborczego wniosek o ich unieważnienie – twierdzi Tomasiak.
ZOBACZ TEŻ: 50 spotkań, raporty, zdjęcia z ukrycia. Jak detektyw zbierał informacje o opozycji na zlecenie Orlenu
Radny Tomasiak: nie wszyscy członkowie komisji wiedzieli o posiedzeniu
Według niego decyzja Miejskiej Komisji Wyborczej została podjęta z naruszeniem prawa.
- Przewodnicząca nie powiadomiła o terminie posiedzeniu wszystkich 11 członków, w tym wiceprzewodniczącej. Na posiedzeniu było sześć osób. Wiceprzewodnicząca dotarła w trakcie posiedzenia, dowiadując się o wszystkim przypadkiem, a potem nie podpisała się pod uchwałą – zaznacza Jacek Tomasiak.
Przewodnicząca nie chciała każdemu "zawracać głowy"
Przewodnicząca komisji Daria Jonaszko tłumaczy, że często jest tak, iż w sprawach takich jak ta - gdzie podjęcie decyzji jest tylko formalnością - nie powiadamia wszystkich członków komisji o posiedzeniach.
- Komisja liczy 11 osób, do kworum potrzeba sześcioro. Dostałam informację z urzędu miasta, że jest korespondencja do mnie, jako przewodniczącej komisji. Zadzwoniłam do kilku osób z informacją, że musimy się spotkać. Po uzyskaniu potwierdzenia od sześciu osób, reszcie członków nie chciałam zawracać głowy – mówi.
ZOBACZ TEŻ: Prawosławni kandydaci w wyborach. Szli jako zwarta grupa, odnieśli sukces. Teraz idą podzieleni
Dodaje, że gdy jechała na posiedzenie komisji, dzwoniła do niej wiceprzewodnicząca, która miała pretensję, że nie została powiadomiona, a o posiedzeniu dowiedziała się od kogoś innego.
- Była na posiedzeniu. Odmówiła podpisania się pod uchwałą o skreśleniu pana Jacka Mikołaja Tomasiaka z listy zarejestrowanego komitetu wyborczego pod nazwą Komitet Wyborczy Wyborców Inicjatywa dla Lubartowa w okręgu nr 3, do czego miała prawo. Podpisało się natomiast sześć osób. Wszystko odbyło się więc zgodnie z prawem. Nie mogliśmy zresztą wydać innej uchwały, skoro jest prawomocne postanowienie sądu - zaznacza.
Dodaje, iż sąd oraz komisja podjęły swoje decyzje na tyle szybko, że podatnicy nie ponieśli kosztów drukowania nowych kart do głosowania.
- Wykreślenie radnego z listy wyborczej nastąpiło bowiem jeszcze przed wydrukowaniem kart – podkreśla Jonaszko.
Radny Gregorowicz: wszystko było zgodnie z prawem
Radny Grzegorz Gregorowicz komentuje, że sprawiedliwości stało się zadość.
- Natomiast jeśli chodzi o zapowiedzi Tomasiaka, że będzie wnioskował o unieważnienie wyborów, nic nie przyniosą. Wszystko było zgodnie z prawem – mówi.
Autorka/Autor: Tomasz Mikulicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Jacek Tomasiak