Radny miejski z Lubartowa (woj. lubelskie) Grzegorz Gregorowicz wynajął detektywa, który śledził jego konkurenta w wyborach - radnego Jacka Tomasiaka. Wszystko po to, aby udowodnić, że ten nie może kandydować, bo nie mieszka na terenie miasta, z którego startuje. Sprawa trafiła do sądu. Tomasiak chce powołać na świadka sklepową, która – jak twierdzi – sprzedaje mu bułki w osiedlowym sklepie w Lubartowie.
- To jakiś absurd. Jeden radny wynajmuje detektywa, żeby śledził drugiego, a burmistrz, który jest z tej samej opcji politycznej co pierwszy, wykreśla drugiego ze spisu wyborców. Nie takiej chyba promocji potrzeba naszemu miastu – mówi Jacek Tomasiak.
Jest radnym miejskim Lubartowa oraz prezesem tutejszej spółdzielni mieszkaniowej. W 2019 roku startował jako kandydat bezpartyjny na posła z list Konfederacji. Natomiast w 2018 roku szedł do wyborów samorządowych w ramach komitetu Wspólny Lubartów - razem z Grzegorzem Gregorowiczem i Krzysztofem Paśnikiem, który został burmistrzem.
Startują z konkurencyjnych komitetów
Panowie już w 2019 roku się poróżnili. Tomasiak stał się radnym niezależnym, stracił też funkcję przewodniczącego rady miasta. Na jego miejsce wszedł Gregorowicz, który był przewodniczącym do 2023 roku.
Teraz Tomasiak jest liderem komitetu Inicjatywa dla Lubartowa. Znów chce być radnym. O mandat ubiega się również Gregorowicz, a Paśnik o reelekcję. Obaj ze wspomnianego Wspólnego Lubartowa.
- Nasz komitet - a mamy też kandydata na burmistrza - stanowi siłę polityczną, która może pozbawić ich władzy w mieście. Stąd też atak na mnie – podkreśla Tomasiak.
Radny Gregorowicz: przyszedł mi do głowy pomysł, żeby wynająć detektywa
Grzegorz Gregorowicz mówi nam, że nikogo nie atakuje, a chce jedynie, aby wszyscy przestrzegali przepisów.
- Kodeks wyborczy mówi wyraźnie, że aby kandydować na radnego danej gminy, trzeba stale zamieszkiwać na obszarze tejże gminy. Tymczasem powszechnie wiadomo, że Tomasiak mieszka z rodziną za miastem w okazałej willi, a w ciasnym mieszkaniu w Lubartowie, gdzie ma zameldowanie, mieszka jego teść – tłumaczy radny.
Na pytanie, dlaczego w takim razie mówi o tym dopiero przed wyborami, odpowiada, że nie widział sensu składania wniosku o pozbawienie Tomasiaka mandatu przez radę miasta, bo nie znalazłby większości, która poparłaby taki wniosek.
- Taki wniosek już był zresztą składany. Przepadał w głosowaniu. Dopiero niedawno przyszedł mi do głowy pomysł, że mogę przecież – jako osoba prywatna - wynająć detektywa, który będzie śledził Tomasiaka. Z raportu, jaki mi przedstawił, wynika, że - co było do przewidzenia – radny jeździ wieczorami z miejsca pracy w Lubartowie do swojej willi w Lisowie – mówi Gregorowicz.
Został wykreślony ze spisu wyborców. Odwołał się do sądu
Przedstawił na początku marca raport burmistrzowi, a ten – po powołaniu komisji złożonej z urzędników – wykreślił 13 marca Tomasiaka z listy wyborców w Lubartowie, co jest równoznaczne z pozbawieniem go możliwości startu w wyborach na radnego.
- Przedstawione dowody dały podstawę do takiego działania - mówi Łukasz Chomicki, rzecznik burmistrza Lubartowa.
Tomasiak odwołał się w poniedziałek, 18 marca, do sądu w trybie wyborczym. Sprawa zostanie więc rozpatrzona jeszcze przed wyborami.
Radny Tomasiak: w Lisowie mieszka moja mama
- Dostałem kopię raportu detektywa (którą przesyła również nam – przyp. red.). Wynika z niego, że obserwacja była prowadzona w styczniu i w lutym. Natomiast zdjęcia mojego samochodu, który jechał do Lisowa, są z 7, 13 i 19 lutego. To żaden dowód – mówi Tomasik. - Nie zaprzeczam, że mam w Lisowie dom – nie żadną willę, ale właśnie 140-metrowy dom. Mieszka tam moja mama, która jest po udarze. Owszem odwiedzam ją zarówno ja, jak i moja rodzina. Nieraz tam też nocujemy. Nocują tam nieraz też nasze dzieci.
ZOBACZ TEŻ: 50 spotkań, raporty, zdjęcia z ukrycia. Jak detektyw zbierał informacje o opozycji na zlecenie Orlenu
Dodaje, że nawet gdyby rodzina nie mieszkała w Lubartowie, trzeba wiedzieć, że Lisów leży tuż przy Lubartowie.
- Ja oraz moja żona i dzieci mamy zameldowanie w Lubartowie. Dzieci chodzą tu do szkoły, ja tu pracuję. W Lubartowie jest nasze centrum życia. A mieszkanie nie jest wcale ciasne. Ma 60 metrów kwadratowych – zaznacza.
Przedstawił zapisy z monitoringu i paragony z osiedlowego sklepu
W raporcie, który nam przekazał, czytamy np., że 7 lutego o godz. 15 "figurant obserwacji" opuścił miejsce pracy, o 17.45 wjechał do Lisowa i został tam do godz. 19, gdy zakończono obserwację.
- Przedstawiłem burmistrzowi zapisy z monitoringu spółdzielni nie z trzech, ale z kilkudziesięciu dni. Widać na nich, że mieszkam w bloku w Lubartowie. Przyniosłem też paragony z osiedlowego sklepu. To wszystko jednak nie wystarczyło i zostałem wykreślony ze spisu wyborców. W sądzie powołam na świadka sklepową, która w tymże sklepie sprzedaje mi bułki. Do takiego absurdu dochodzimy – mówi Jacek Tomasiak.
Ogłoszenia na klatkach, dziś protest
Grzegorz Gregorowicz komentuje, że nie chodzi tylko o trzy dni, z których detektyw ma zdjęcia.
- Tomasiak mieszka w Lisowie. W 2021 roku wyszła zresztą książka autorstwa księdza Tadeusza Kleja "Lisów dawniej i dziś". W wykazie mieszkańców figuruje Jacek Tomasiak. A jeśli chodzi o absurdy, to absurdem jest na pewno to, że na ścianach w blokach spółdzielni, której prezesem jest Tomasiak, pojawiły się "ciekawe" ogłoszenia – mówi.
Wysyła nam zdjęcie jednego z nich. Czytamy: "Uwaga!!! Protest przeciw śledzeniu obywateli. Jeśli nie zgadzasz się, aby za Twoim dzieckiem zameldowanym u babci lub dziadka chodził detektyw… Jeśli nie zgadzasz się, aby Ciebie śledziła osoba wynajęta przez radnego… Przyjdź i powiedź głośne 'NIE' temu, co dzieje się w Lubartowie, gdzie radny Grzegorz Gregorowicz śledził radnego Jacka Tomasiaka. Miejsce: Plac przed Ratuszem, Czas: godzina 14.30, dzień: 21 marca 2024. Czwartek".
- Pytanie, czy za druk i rozwieszenie zapłacili wszyscy mieszkańcy spółdzielni. Przecież nic na terenie spółdzielni nie dzieje się bez wiedzy prezesa - mówi Gregorowicz.
Radny Tomasiak: to nie ja organizuję ten protest
Tomasiak twierdzi natomiast, że nigdy nie widział autora książki i nie wie, na czym opiera on swoje informacje.
- A jeśli chodzi o ulotki, ani ja, ani spółdzielnia nie miała nic wspólnego z ich rozwieszeniem czy organizacją protestu. Zrobili to ludzie, którzy nie zgadzają się, aby jeden radny śledził drugiego i chcą o tym powiedzieć. Choć jestem dziś poza Lubartowem, postaram się być na proteście – zaznacza.
Przepisy mówią o stałym miejscu zamieszkania
Przepisy regulujące kwestie, o których mowa (artykuł 11 paragraf 1 podpunkt 3a w związku z artykułem 10 paragraf 1 podpunkt 5 Kodeksu wyborczego) głoszą, że aby ubiegać się o mandat radnego danej gminy, trzeba stale zamieszkiwać na obszarze tej gminy. Jak czytamy w artykule 5 w punkcie 9 kodeksu, przez stałe zamieszkanie należy rozumieć "zamieszkanie w określonej miejscowości pod oznaczonym adresem z zamiarem stałego pobytu".
Jak wynika z wykładni Państwowej Komisji Wyborczej, chodzi o to, aby w miejscu stałego pobytu koncentrowały się ważne interesy życiowe, majątkowe i inne danej osoby.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Jacek Tomasiak