"Nie zdążyłem nawet się wystraszyć". Szukają kierowcy białego "dostawczaka"

Policja stara się ustalić, kto prowadził biały samochód
Policja stara się ustalić, kto prowadził biały samochód
Źródło: TVN24 Łódź/Kierowca BMW/Jakub Pabich

- Czas na reakcję? W porywach do półtorej sekundy - mówi 22-letni Jakub z Piotrkowa (woj. łódzkie). Drogę zajechał mu kierowca białego samochodu dostawczego. - Uciekłem na pobocze. Koziołkowałem, auto zmieniło się w szrot. A tamten uciekł - opowiada. Sprawcy wypadku poszukuje teraz policja.

Wieś Radonia pod Sulejowem. Pogodny piątkowy wieczór.

- Jechałem krajową dwunastką w stronę Sulejowa - mówi Jakub Pabich.

Prowadził toyotę należącą do rodziców. Rocznik 2000, ale - jak podkreśla Jakub - samochód sprawował się bez zarzutów.

- Tego "dostawczaka" widziałem doskonale z oddali. Kierowca wrzucił migacz, dojechał do osi jezdni i się zatrzymał. Stał tak przez kilka sekund. Czekał, aż przejadę. Tak przynajmniej myślałem - opowiada.

Cud, że nikogo nie było

Kierowca samochodu dostawczego jednak niespodziewanie ruszył.

- Miałem wtedy do niego nie więcej niż 20 metrów. Nawet nie zdążyłem się wystraszyć, po prostu szarpnąłem kierownicą w prawo. Żeby nie doszło do zderzenia - mówi.

Jego samochód zjechał na pobocze i szybko stracił przyczepność. Prawym bokiem ściął jeden ze znaków.

- Jak wróciłem na jezdnię, to auto bez kontroli szło już bokiem. Cud, że nikogo nie było na tym pasie - mówi.

- Nie jestem typem, który szybko panikuje. Ale jak leżałem w pozginanym wraku, to miałem różne myśli. Nie mogłem sam wyjść - tłumaczy 22-latek.

Z wnętrza samochodu wyciągnęli go świadkowie.

- A tamten kierowca? Jest czy uciekł? - pytał Jakub tych, którzy przybiegli go ratować.

- Uciekł. Ale mam nagraną całą akcję. Szybko go namierzą - odpowiedział mu jeden z mężczyzn.

Był jednak w błędzie.

Poszukiwany

Naocznym świadkiem wypadku 22-latka był kierowca bmw. Jechał w stronę Radomia. W aucie miał włączony wideorejestrator. Kiedy doszło do wypadku, był kilkadziesiąt metrów od skrzyżowania, na którym biały "dostawczak" wymusił pierwszeństwo przejazdu. Na filmie widać, jak toyota zjeżdża do rowu i z piskiem opon sunie bokiem po asfalcie. Do dachowania doszło już poza kadrem.

- Pan Oskar przekazał mi nagranie. Niestety, okazało się, że trochę przecenił jakość filmu. Bo tablice rejestracyjne sprawcy są nieczytelne - opowiada Jakub Pabich.

Mężczyzna opublikował film w sieci.

- Odzew był bardzo duży. Internauci zwrócili uwagę na wiele szczegółów. Między innymi na to, że samochód sprawcy najpewniej był autem służbowym. Mogą o tym świadczyć napisy na drzwiach kierowcy - mówi.

Nagranie trafiło też do policji w Opocznie.

- Staramy się ustalić tożsamość sprawcy tego zdarzenia i dokładnie wyjaśnić okoliczności wypadku - mówi asp. sztab. Barbara Stępień z opoczyńskiej policji.

Samochód tuż po wypadku
Samochód tuż po wypadku
Źródło: Jakub Pabich

Bez auta, bez pieniędzy

Jakub Pabich po wypadku trafił do szpitala.

- Na szczęście okazało się, że poza licznymi przetarciami nic mi nie jest. Analizując to wszystko, mogę powiedzieć, że wygrałem los na loterii - opowiada.

Nie ukrywa jednak, że liczy na jak najszybsze namierzenie sprawcy.

- Straciliśmy samochód i mnóstwo pieniędzy. Zrobiłem wszystko, żeby tamtemu człowiekowi nie zrobić krzywdy. On jednak chyba nie do końca przejął się moim losem. To smutne - kończy.

Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: