Przyszła na świat, została włożona do reklamówki i porzucona w pustostanie. Jagódkę, bo takie imię nadano dziewczynce już w szpitalu, znalazł przypadkowy przechodzień w pustostanie. Dziecko trafiło do fundacji Tuli Luli, gdzie będzie czekać na nową rodzinę.
- Żywego noworodka odnalazł mężczyzna we wtorek, 15 kwietnia wieczorem. Na początku myślał, że to małe koty zawinięte w foliową reklamówkę.
- Noworodek trafił do Centralnego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Jego stan jest stabilny.
- Prokuratura przekazała, że dziecko miało amfetaminę we krwi.
- Matka dziewczynki usłyszała zarzut usiłowania zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Grozi jej dożywocie, obecnie przebywa w areszcie.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Dziewczynka przeżyła cudem. We wtorek, 15 kwietnia około godziny 20:20 do dyżurnego policji zadzwonił przypadkowy świadek, informując, że w jednym z pustostanów przy ulicy Zgierskiej odnaleziony został żywy noworodek. Na miejsce pojechały służby. Jak udało na się wtedy ustalić, dziewczynka została urodzona tego samego dnia, była zawinięta w reklamówkę. Temperatura jej ciała wynosiła zaledwie 27 stopni Celsjusza. Dziecko trafiło na oddział neonatologii jednego z łódzkich szpitali.
"Lekarze podkreślali, że miała bardzo dużo szczęścia i wielką wolę przeżycia. To w szpitalu nadano jest imię Jagoda" - czytamy w komunikacie Urząd Marszałkowski Województwa Łódzkiego. Samorząd przekazuje, że dziewczynka została 30 kwietnia przekazana do Interwencyjnego Ośrodka Preadopcyjnego Tuli Luli. Trafiają tam niemowlęta poniżej pierwszego roku życia, którymi biologiczni rodzice nie mogą się zająć.
W Tuli Luli Jagoda będzie czekać na nową rodzinę. W ciągu 8 lat bezpieczną przystań znalazło tu ponad 200 niemowląt. Prowadzenie Tuli Luli jest finansowane z budżetu samorządu województwa łódzkiego.
Matka za kratami
Jagodę urodziła 36-latka, która przebywa w areszcie po tym, jak usłyszała zarzut usiłowania zabójstwa z zamiarem ewentualnym.
- Kobieta się przyznała, opisała ze szczegółami zdarzenie. Powiedziała, że była w szoku po narodzinach, o tym, że jest w ciąży wiedziała od lipca ubiegłego roku, ale bała się przyznać partnerowi - przekazał tvn24.pl prokurator Paweł Jasiak z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
I dodał: - Jeśli chodzi o stan zdrowia tego dziecka, to po dokonaniu pogłębionych badań okazało się, że miało amfetaminę we krwi i to też musimy zweryfikować.
Kobieta nie przyznaje się do brania narkotyków.
Groźba wysokiej kary i obawa matactwa
Prokurator skierował do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie 36-latki. Sąd się zgodził i zastosował areszt na trzy miesiące.
Sędzia Grzegorz Gała, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Łodzi d/s karnych powiedział w piątek, że wniosek o zastosowanie trzymiesięcznego aresztu tymczasowego wobec podejrzanej prokurator uzasadnił obawą matactwa i grożącą jej surową karą, a sąd zgodził się z tą argumentacją.
- Zebrane dowody wskazują, że jest duże prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanego podejrzanej czynu. Zachodzi też obawa matactwa, czyli możliwości uzgadniania z innymi osobami wersji zdarzenia. W dodatku kobiecie grozi surowa kara. W związku z tym sąd zdecydował, że podejrzana najbliższe trzy miesiące spędzi w areszcie - powiedział sędzia Grzegorz Gała.
36-latce grozi kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności.
Śledczy zatrzymali też 44-letniego ojca dziecka. Nie usłyszał zarzutów, przesłuchany został w charakterze świadka.
Autorka/Autor: bż/gp
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Urząd Marszałkowski w Łodzi