Przez dwa dni na leśnej działce pod Radomskiem (woj. łódzkie) torturowali biznesmena porwanego dla okupu. Jak ustaliła policja, przystawiali mu broń do głowy, związywali nogi, zakładali kajdanki. W sprawie zatrzymano pięć osób. Jeden z mężczyzn był już w drodze do Niemiec, w samochodzie z pieniędzmi od rodziny swojej ofiary.
Koszmar biznesmena spod Piotrkowa rozpoczął się niecałe trzy tygodnie temu. W nocy z 7 na 8 czerwca do jego domu wpadło kilku ubranych na czarno, zamaskowanych napastników.
- Grozili mu bronią palną, żądali wydania pieniędzy i kosztowności - opowiada tvn24.pl podinsp. Joanna Kącka.
Przypalali, by wymusić PIN
Ich łupem padły karty bankomatowe i inne wartościowe przedmioty. Jak informuje policja, chcąc wymusić wydanie numerów PIN przypalali mężczyznę paralizatorem i nacinali klatkę piersiową nożem.
Kiedy napastnicy dostali, co chcieli, zawiązali swojej ofierze oczy i zabrali do samochodu. Po drodze kilka razy zmieniali samochód i poinformowali rodzinę biznesmena o porwaniu i zażądali okupu. Z porwanym przyjechali do lasu, na działkę pod Radomskiem, gdzie mężczyzna był przetrzymywany.
To zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od jego domu. Przestępcy umieścili go w opuszczonych garażach.
- Sprawcy przetrzymywali biznesmena skutego kajdankami i ze związanymi taśmą nogami. Zastraszając przystawiali uprowadzonemu broń do głowy – informuje Kącka.
Jednocześnie rodzina porwanego dostała informację, że mężczyzna zostanie wypuszczony po wpłaceniu okupu w wysokości 3 mln złotych. Część tej kwoty została przekazana porywaczom. Biznesmen został wypuszczony przez sprawców w nocy z 9 na 10 czerwca. - Sprawcy porzucili go przy trasie nr 1 w powiecie radomszczańskim – informuje policjantka.
Zakupy po „skoku”
Chociaż uprowadzony wcześniej mężczyzna był już bezpieczny, na wolności pozostawali wszyscy porywacze. Dwa tygodnie w sprawie doszło do przełomu. Wpadł pierwszy oprawca 30-latek spod Radomska. W tym samym czasie funkcjonariusze zapukali do drzwi kobiety, która jest partnerką 46-latka, którym interesowała się policja.
- 46-latek odbywał karę za rozbój z użyciem broni. Niedawno wyszedł na wolność w związku z problemami zdrowotnymi – mówi nam podinsp. Joanna Kącka. Okazało się że konkubina mężczyzny ma w domu kilkadziesiąt tysięcy złotych. Oprócz tego kupiła sobie auto - nowego lexusa. - Zakupy były możliwe dzięki środkom z porwania – informuje policjantka.
Po nitce do kłębka
Policja zatrzymywała kolejne osoby, które miały związek z porwaniem. Jeden z mężczyzn został ujęty na granicy Polski i Niemiec, jak mówi policja, po pościgu. W swoim aucie miał kilka tysięcy euro i kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Ostatecznie zatrzymanych zostało pięć osób, ale policja nie wyklucza kolejnych zatrzymań. Tym, którzy trafili w ręce policji grozi do 15 lat więzienia. Wszyscy usłyszeli po pięć zarzutów a prokuratura zawnioskowała o ich aresztowanie.
- Inicjatorem skoku był 46-latek, do którego konkubiny dotarli funkcjonariusze. Za poprzednie przestępstwo ma odsiedzieć jeszcze 7 lat – wyjaśnia Joanna Kącka.
Podział ról
Policja informuje, że podejrzani mieli zadania, przydzielone im przez pomysłodawcę „skoku”. Najmłodszy z zatrzymanych, 30-latek, miał zorganizować „lokal”, w którym torturowany był biznesmen. Inny z podejrzanych, 46-latek miał pilnować porwanego i nim się zajmować. U 41-letniej konkubiny „szefa” trzymano część łupów.
Zatrzymany po pościgu przy polsko-niemieckiej granicy mężczyzna to 42-latek.
Trzech z pięciu zatrzymanych dotąd osób poznała się w więzieniu.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź