Drugi rok z rzędu kosmos zagości na ceremonii rozdania Oscarów. Film "Interstallar" jest uznawany za najbardziej prawdopodobnego zwycięzcę w kategorii: efekty specjalne. Reżyser Christopher Nolan i jego zespół pokazali, że o ich jakości nie decyduje liczba wygenerowanych komputerowo eksplozji, ale finezja w łączeniu obrazów sztucznych i prawdziwych. Czasem mniej znaczy więcej.
"Interstellar" podąża śladami innego "kosmicznego" obrazu, czyli zeszłorocznego filmu "Grawitacja" w reżyserii Alfonso Cuarona. W 2014 roku zdobył on łącznie siedem oscarowych statuetek, w tym za efekty specjalne.
Typujący wyniki tegorocznej gali eksperci nie przewidują tak dobrego wyniku "Interstallar", ale uznają go za murowanego kandydata do zwycięstwa w kategorii efekty specjalne. - W tej dziedzinie to może nie film wybitny, ale wyróżniający się i zdecydowanie bardzo silny kandydat. Ja sam bym go wybrał - mówi tvn24.pl dr Paweł Frelik, prezes stowarzyszenia Science Fiction Research Association.
Poza nominacją w kategorii efekty specjalne film Nolana ma również szansę na Oscara za najlepszą muzykę (dzieło Hansa Zimmera), dźwięk, montaż dźwięku i scenografię.
Sposób na realizm
Skąd tak wysoka ocena efektów specjalnych w "Interstallar"? Chcąc opowiedzieć historię dziejącą się w większości w kosmosie Nolan nie miał wyboru. To efekty specjalne musiały tworzyć znaczną cześć obrazu widzianego na ekranie. Jak mówi dr Frelik, w sposób oczywisty stoją one na najwyższym dostępnym hollywoodzkim poziomie. Nolanowi i jego współpracownikom udało się to osiągnąć dzięki wielu ciekawym rozwiązaniom. Zbudowali wielkie makiety, zaprzęgli do pracy prawdziwego naukowca i ograniczyli rolę całkowicie komputerowo generowanych scen. W filmie Nolana tylko nieliczne dynamiczne akcje są pokazywane za pomocą obrazu stworzonego w całości przez maszyny. Kamera zazwyczaj skupia się na aktorach i bliskich ujęciach, w których grafika komputerowa odgrywa mniejszą rolę. Przewagę mają natomiast pieczołowicie wykonane makiety, które odegrały wielką rolę w "Interstallar". Praktyczny brak "epickich" scen wielkich eksplozji w kosmosie czy dynamicznie przelatujących obok kamery statków, co jest często spotykanym obrazem w innych "kosmicznych" produkcjach, czyni film Nolana bardziej rzeczywistym. Mniej jest momentów, kiedy to, co ogląda widz, w sposób oczywisty jest fantazją. Subtelniejsze dysponowanie komputerowymi efektami specjalnymi czyni film bardziej realistycznym. Czasem mniej znaczy więcej.
Statki kosmiczne w studiach
Nie oznacza to jednak, że w "Interstallar" efektów specjalnych brakuje. Wręcz przeciwnie. Film dziejący się w 3/4 w kosmosie bez nich się nie obędzie. Tworzyły je dwie firmy: Double Negative i New Deal Studios. Ta pierwsza sprawowała generalną pieczę nad efektami specjalnymi i nad efektami tworzonymi komputerowo. Ta druga wykonała natomiast wielką pracę związaną z produkcją modeli na potrzeby filmu. Nolan chciał bowiem użyć do nagrań "prawdziwych" statków kosmicznych i robotów, a nie takich wygenerowanych przez komputery. - Chcieliśmy oprzeć to, co widać w filmie, o obrazy znane z misji Apollo i Gemini przeprowadzonych przez NASA. To miała być eksploracja kosmosu bardzo mocno osadzona w rzeczywistości. Mogliśmy to zrobić komputerowo, ale ludzkie oko i tak dostrzeże różnicę pomiędzy czymś, co jest rzeczywiste, a czymś, co stworzono wirtualnie - opisał w rozmowie z portalem space.com filozofię efektów specjalnych "Interstallar" odpowiedzialny za nie Paul Franklin.
Specjaliści od modeli stworzyli prawdziwe giganty, mierzące po kilkanaście metrów, które następnie na potrzeby dynamicznych scen montowano na specjalnych wysięgnikach umożliwiających ruch w każdym kierunku. Sztuczne pojazdy kosmiczne były na tyle duże, że to do nich przyczepiano kamery, uzyskując w ten sposób realistyczne ujęcia "z zewnątrz". Na potrzeby jedynej "wybuchowej" sceny filmu zbudowano model fragmentu statku w skali 1/5, który następnie wysadzono. Wygląd zewnętrzny, kolory, fakturę powierzchni wzięto z rzeczywistości. - Oparliśmy się o rozwiązania NASA, tylko nakładając je na nasze wymyślone kształty - powiedział magazynowi "FX Guide" Ian Hunter z New Deal Studios.
"Prawdziwe" były również występujące w filmie charakterystyczne roboty mające formę metalowych monolitów rozkładających się w zależności od potrzeb niczym szwajcarski scyzoryk. Zbudowano ich łącznie osiem, każdy za 20 tys. dolarów. Specom od modeli zajęło to sześć tygodni. Każdy robot ważył 100 kg i miał ukryty wewnątrz skomplikowany system siłowników hydraulicznych. Niemal wszystkie ruchy widoczne w filmie modele wykonywały naprawdę. Tylko te najbardziej dynamiczne były dziełem komputerów.
"Robotom" z planu filmowego było jednak daleko od tych z filmu, jeśli chodzi o samodzielność. W rzeczywistości zawsze stał za nimi lub obok nich operator, który sterował ich ruchami. Ponieważ był to dość wysoki mężczyzna, przy montażu filmu trzeba było pieczołowicie usuwać czubek jego głowy często wystający zza "robota".
Komputery i nauka w unii
Pomimo szerokiego zastosowania modeli "Interstallar" nie mógłby się obyć bez "magii" grafiki komputerowej. Głównym celem jej zastosowania było umieszczenie aktorów i makiet w realistycznie wyglądającym kosmosie czy na obcych planetach. Odpowiadająca za to firma Double Negative stosowała szereg technologii będących już standardem w Hollywood. Nolan współpracuje z nią od wielu lat. Double Negative odpowiadało za między innymi efekty w filmie "Incepcja" czy nowej serii filmów o przygodach Batmana.
Podczas prac nad "Interstallar" firma wkroczyła jednak na nowy dla siebie obszar, czyli kosmos. Ideą Nolana było przedstawić go tak bardzo realistycznym, jak to możliwe. W tym celu do współpracy zwerbowano Kipa Thorne'a, znanego amerykańskiego fizyka teoretycznego, specjalizującego się w stosowaniu teorii względności Einsteina w astrofizyce. Oznacza to między innymi rozważania nad naturą czarnych dziur czy tuneli czasoprzestrzennych.
Ponieważ teoria względności jest bez mała naukową podstawą "Interstallar", Thorne miał dużo do dodania od siebie. To jego obliczenia posłużyły grafikom komputerowym za podstawę do wygenerowania wyjątkowych obrazów czarnej dziury i tunelu czasoprzestrzennego, które bohaterowie spotykają na swojej drodze.
Jak mówił w wywiadzie dla strony space.com Franklin, stworzone przy pomocy Thorne’a obrazy tych kosmicznych fenomenów są pierwszymi w historii Hollywood, które mają prawdziwe naukowe podstawy. Podczas prac nad filmem astrofizyk miał się zżymać, że we wszystkich wcześniejszych filmach czarne dziury i tunele czasoprzestrzenne były błędnie przedstawiane jako obiekty dwuwymiarowe, podczas gdy tak naprawdę (zgodnie z obowiązującą teorią) są to obiekty trójwymiarowe.
Wyższy cel filmu
Dzięki takiej, a nie innej filozofii przyjętej przez Nolana podczas prac nad "Interstallar", przedstawiony w filmie kosmos i podróże przezeń wydają się wyjątkowo realistyczne i po prostu atrakcyjne wizualnie. - Obrazy samego kosmosu są przepiękne, ale także obrazy samych planet, które odwiedzają bohaterowie, są wyjątkowe - mówi dr Frelik. Duża w tym zasługa Islandii, której surowe krajobrazy posłużyły za tło do scen dziejących się na innych światach. Co ciekawe, część filmu dziejąca się na Ziemi, w wydawałoby się typowym krajobrazie centralnych stanów USA, została nakręcona głównie w Kanadzie, w prowincji Alberta. To tam na potrzeby "Interstallar" zasiano ponad 200 ha kukurydzy, która następnie została rozjechana, spalona i zasypana sztucznym pyłem.
Przy pomocy "Interstallar" Nolan po raz kolejny udowodnił, że ma wyjątkowy dar tworzenia filmów po prostu pięknych i spójnych wizualnie, z wyraźnym zamysłem artystycznym. Ocena fabuły czy gry aktorskiej to już inna sprawa. W tych dziedzinach "Interstallar" na Oscary wielkich szans nie ma.
Jednak, jak zwraca uwagę dr Frelik, film Nolana ma pewną bardzo ważną funkcję. W sposób zamierzony lub nie, jest kolejnym po "Grawitacji" obrazem starającym się na nowo rozbudzić w Amerykanach zainteresowanie kosmosem i jego eksploracją. Oba filmy odniosły duże sukcesy kasowe. "Grawitacja" zarobiła 0,6 mld dolarów a "Interstallar" pół miliarda. Oznacza to, że taka tematyka spotkała się z dużym zainteresowaniem widzów. Piękne obrazy kosmosu mogą przekonać Amerykanów, że jednak warto wydawać pieniądze na NASA.
Autor: Maciej Kucharczyk/kka / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Warner Bros. Entertainment/Paramount Pictures Corporation