Kocham moją rodzinę i czas poświęcony zespołowi, ale to są jednocześnie chwile, które zostają odebrane moim najbliższym - przyznaje Natalia Grosiak, założycielka zespołu Mikromusic. - To nie będzie tak, że odetnę się od wszystkiego i wszystkich, i powiem "nigdy więcej". Na pewno będą okazje, aby gdzieś wystąpić, bo też na pewno będę tęsknić - dodaje artystka, która zapowiada, że "jeszcze pięć lat i koniec".
"W 2022 roku obchodziliśmy 20-lecie swojego istnienia. Wszystko zaczęło się jeszcze dawniej, bo w roku 1999, kiedy Natalia i Dawid poznali się na warsztatach bluesowych w Bolesławcu. Nie polubili się od razu. Ale dzisiaj po 24 latach znajomości można powiedzieć, że są jak stare dobre małżeństwo" - taka informacja pojawiła się przy okazji premiery koncertowego albumu zespołu Mikromusic, który został zarejestrowany w maju ubiegłego roku w sali Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu. Muzykom towarzyszyła na scenie 47-osobowa orkiestra oraz zaproszeni goście: Dorota Miśkiewicz, Mela Koteluk oraz Kuba Badach.
W czasie dwóch dekad swojej działalności grupa wydała sześć albumów koncertowych oraz siedem studyjnych, ale dopiero czwarty z nich - pod tytułem "Piękny koniec" - wydany w 2013 roku przyniósł muzykom przełom w karierze. Piosenka "Takiego chłopaka", która zapowiadała płytę, odbiła się szerokim echem, zarówno w branży muzycznej, jak również wśród słuchaczy. Dziesięć lat później, założycielka i wokalistka zespoły Natalia Grosiak wspomina początki działalności scenicznej, opowiada o sukcesie, który zaskoczył ją zaraz po narodzinach pierwszego dziecka, a także patrzy w przyszłość, w której chciałaby, aby muzyka stopniowo ustąpiła miejsca jej rodzinie i innym pasjom.
Estera Prugar-Wójcicka: Pod klipem z Waszego jubileuszowego koncertu z piosenką "Operacja na otwartym sercu", przeczytałam taki komentarz: "Cieszę się, że moja córka wychowuje się przy tak wspaniałej muzyce". Wychowujecie już pokolenia.
Natalia Grosiak: Tak i to już co najmniej dwa. Rozmawiałam niedawno z młodym dziennikarzem radiowym, domyślając się, że na spokojnie mogłabym być jego mamą i faktycznie okazało się, że kiedy zaczynaliśmy, on był berbeciem, więc zaczął nas słuchać dopiero od pewnego etapu istnienia Mikromusic. Są też takie sytuację, kiedy rodzice włączają nasze płyty w domu i przez to ich dzieci się z nami wychowują. Z kolei inna dziennikarka opowiedziała mi, że jej chłopak słuchał nas od początku naszego istnienia, a ona spędziła wiele lat słuchając piosenki "Dobrze jest", która ukazała się przecież w 2006 roku. Inna sprawa, że nie datujemy naszego początku od wydania debiutanckiej płyty, bo to się wydarzyło dużo wcześniej, w 2000 roku. A z Dawidem (Korbaczyńskim - red.) poznaliśmy się chyba już w 1998 lub 1999 roku na warsztatach bluesowych w Bolesławcu, choć nie od razu zaczęliśmy ze sobą grać.
A nawet, kiedy już zaczęliśmy, to nie od razu jako Mikromusic. Te pierwszy koncerty były bardzo małe, nie wiem nawet skąd niektóre osoby, które nas wtedy zapraszały do swoich miejsc, wiedziały o moim czy naszym istnieniu.
Aż dotarliście do sali Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu, żeby koncertem symfonicznym świętować swoje 20-lecie.
Tak! Koncert z orkiestrą w składzie, z którym gramy od 10 lat. Najpóźniej dotarł do nas obecny perkusista Łukasz Sobola. Wspaniale dobrana grupa, zarówno pod względem osobowym, jak również muzycznym.
Takie okazje to moment, w którym pojawiają się wspomnienia i przemyślenia?
Wiesz co, do tych dziesiątek, dwudziestek, trzydziestek podchodzi się głównie marketingowo, gramy urodzinowe koncerty, a nawet całe trasy. Tak samo było dziesięć lat temu. Tak naprawdę, z samej rocznicy zdaliśmy sobie sprawę dopiero podczas przygotowań do tego koncertu, co było tak pracochłonne i wymagające, że nawet nie docierało do nas to, co świętujemy.
Dopiero kiedy opadły emocje i usiedliśmy razem w garderobie, wtedy doszło do mnie, że to jest tyle lat. A uważam, że jest to wyczyn, bo przecież nawet zespoły z mniejszym stażem się rozpadają i to często z powodu tego, że ich członkowie się ze sobą nie lubią, kłócą się, dochodzi do konfliktów, których nikt nie potrafi rozwiązać. Tymczasem, my wytrwaliśmy ze sobą niczym stare, dobre małżeństwo. Oczywiście, były kryzysy, w pewnym momencie doszło nawet do wypalenia, z którym na szczęście sobie poradziliśmy i nagle stoimy w kręgu, pijemy wino, cieszymy się, że są z nami wspaniali goście, i wiemy, że to jest coś niesamowitego.
Jaka jest Twoja recepta na te trudne sytuacje?
W naszym zespole podstawą jest rozmowa. Tym bardziej, że mamy w składzie cały wachlarz osobowości - z psychologicznego punktu widzenia, każdy z nas jest kompletnie inny. Są wśród nas introwertycy, jest osoba, która jest kompletnie nieposkładana i przez to ciągle się zdarza, że się od nas oddala, więc musimy sprowadzać ją na ziemię, jest choleryk, jest człowiek bardzo zamknięty w sobie, a jednocześnie bardzo uczuciowy, no i jestem ja, która od lat to wszystko spina w całość. Miałam nawet przydomek "Królowa Matka" albo "Kierowniczka". Niektórzy chowają urazy, nie mówią, że poczuli się czymś zranieni. Ja sama wiele rzeczy się o sobie dowiedziałam, nawet niedawno, bo była potrzeba, żeby dużo w ostatnim czasie rozmawiać.
Czego się o sobie dowiedziałaś?
Tego, że terroryzowałam zespół. Rozstawiałam wszystkich po kątach i to w mało delikatny sposób, więc dla mnie to była kwestia nauczenia się, jak tego nie robić i jak podchodzić do innych w taki sposób, aby nie naruszyć czyichś granic.
Oczywiście, to nie jest tak, że co tydzień siadamy sobie w kółeczku i omawiamy każdą sprawę, ale jeśli narastają napięcia, to każdy z nas wie, że przychodzi czas na to, aby się spotkać i porozmawiać. Robimy to od lat. Nie powiem, że funkcjonujemy w idylli i już każdy problem został rozwiązany, bo tak się nie da, tym bardziej, że widujemy się głównie przy okazji prób lub koncertów, ale niezmiennie próbujemy ze sobą rozmawiać. To jest zresztą recepta na każdy związek i relacje między ludzkie. Jeśli cokolwiek jest nie tak, to warto usiąść, przegadać i przeanalizować, co się dzieje i robić to z szacunkiem, bez kłótni, po prostu mówić o swoich emocjach.
Jakiś czas temu przeczytałam w internecie, że podobno w Polsce nie opłaca się robić muzyki, bo to udaje się tylko nielicznym "wybrańcom". Jak Ty na to patrzysz i czy - przy takim stażu scenicznym - czujesz, że Mikromusic zalicza się do grona tych, którzy zostali "wybrani"?
Nie będę wymieniać nazwisk, bo nie wypada, ale pamiętam rozmowę, którą odbyłam ze znajomym muzykiem, podczas której opowiadaliśmy sobie o naszym podejściu do tworzenia. Powiedział mu wtedy, że ja z Mikromusic robię muzykę z miłości, bo to jest moja pasja, na co on otworzył szeroko oczy i odpowiedział, że on robi muzykę po to, żeby zarobić. Ja nie rozumiałam jego, a on - mnie. Są różne podejścia do muzyki i tworzenia. Można podchodzić głównie zarobkowo i robić produkty, ale wydaje mi się, że podstawą naszego zawodu jest pasja. Kwestia jest tego, czy z tej pasji da się wyżyć i tutaj można mówić o szczęściu albo o tym, pod czyimi skrzydłami mamy okazję się rozwijać, bo istnieją prężne wytwórnie, które skutecznie promują swoich artystów, wciskając ich wszędzie, do każdej "lodówki" i wtedy wiadomo, że pieniądze będą większe. A są też bardzo zdolni twórcy, którzy takiej siły przebicia nie mają, jednym z nich jest MAJLo, który pochodzi z Trójmiasta i jestem jego wielką fanką. Uważam, że jest jednym z najważniejszych, młodych artystów w Polsce, tworzący absolutnie przepiękną muzykę, choć na tę chwilę mało kto o nim słyszał.
A zdarzają się również takie sytuacje, jakie przydarzyły się mojemu zespołowi. W pewnym momencie podjęłam decyzję, że wypisuję się ze wszystkich wytwórni i managementów, i robię wszystko sama, po swojemu. Wiedziałam, że to może nie wyjść, ale się udało, co oczywiście było spowodowane szczęściem, natomiast także ogromem pracy, który w to włożyłam.
Śpiewając, pisząc teksty, komponując, przy tym będąc żoną, później mamą, dołożyłaś sobie jeszcze wszystkie możliwe kwestie organizacyjne. Stresowałaś się?
Możliwe, że trochę, ale w tamtym momencie stwierdziłam, że nie ma innej drogi. Nie zastanawiałam się nad tym, czy mnie to stresuje. Jestem człowiekiem, który działa. Wydaje mi się, że każdy z nas rodzi się "jakiś" - ma pewne, własne predyspozycje, a ja jestem osobą sprawczą, więc jak sobie coś wymyślę, to robię. Ewentualnie mi nie wyjdzie, ale zawsze podejmuję próbę.
To zresztą też może być czynnikiem decydującym o sukcesie zespołu - sprawczość lidera, bo osobom introwertycznym może być znacznie trudniej budować relacje, nie umieją w gadki czy imprezy branżowe i są wspaniali, często bardzo zdolni, ale jeśli nie natrafią na managera, który ich dobrze poprowadzi, to mogą się zacząć na pewnym etapie bardzo frustrować, bo ich muzyka nie dotrze tam, gdzie powinna. I dla jasności, ja się raczej na siłę łokciami nie przepycham, ale na pewno działam.
Brałaś kiedyś pod uwagę, co będzie, jeśli Twoje działania nie przyniosą zamierzonego skutku, jeśli Ci nie wyjdzie?
Cały czas biorę.
Ciągle, po 20 latach?
Teraz bardziej idę w stronę, że jeszcze pięć lat i koniec.
Dlaczego?
Wiesz co, dlatego, że muzyka nie jest moją jedyną pasją. Dlatego, że kocham moją rodzinę i czas poświęcony zespołowi, to jednocześnie chwile, które zostają odebrane moim najbliższym. Już teraz rozmawiam z Maćkiem, moim managerem o tym, żeby nie planował więcej niż osiem koncertów w miesiącu, ponieważ bardzo chciałabym móc spędzić chociaż dwa weekendy w domu. Widzę innych ludzi, którzy jeżdżą z dziećmi na rowerach, zabierają je na lody i wycieczki, a ja w tym czasie siedzę w busie, jadąc na kolejny występ. Zrozumiałam, że tracę te chwilę, a niedawno skończyłam 45 lat i założyłam sobie, że będę zajmować się pracą do 50-tki.
A co będzie później?
Marzę o podróżowaniu i o domu na wsi. Chciałabym mieć czas na to. Zawsze marzyłam też o tym, żeby wyjechać gdzieś na cały rok. Pomieszkać w innym kraju, ale nigdy tego nie zrobiłam, bo od 20 lat mam Mikromusic. Dla zespołu odpuściłam swoje inne marzenie, więc za tych pięć lat na pewno pojadę w końcu gdzieś daleko.
Wiesz już gdzie?
Kiedyś myślałam o Australii, ale ostatnio coraz częściej zastanawiam się nad Portugalią. Już teraz często tam jeżdżę, mam tam przyjaciółkę, kiedyś nawet uczyłam się portugalskiego. Marzy mi się poznanie innego świata, niż ten, w którym obecnie przebywam. Chciałabym w takim miejscu zamieszkać, nabrać lokalnych nawyków, wiedzieć, gdzie jest najlepsza kawa w okolicy i gdzie zjeść najsmaczniejszy obiad.
Są rzeczy, o których myślisz z perspektywy czasu i stwierdzasz, że dzisiaj zrobiłabyś coś inaczej?
Jest kilka punktów w moim życiorysie, których żałuję, ale z drugiej strony - wszystkie błędy i złe decyzje również są tym, co nas buduje, jako ludzi. Uważam, że najważniejsze w życiu, to podejmować decyzje i nie pozwalać na to, by ktoś to robił za nas, lub żeby w ogóle ich nie podejmować. Można później czegoś żałować, ale trzeba pamiętać, że to są tylko błędy i trzeba iść dalej. Jeśli chodzi o Mikromusic, to chyba nie mam niczego, czego bym jednoznacznie żałowała, chociaż kiedyś zupełnie bez sensu wydałam 10 tysięcy złotych na reklamę w gazecie - tego bym już nie zrobiła.
Twoje córki słuchają Mikromusic?
Nie. Moje dzieci już mi tak zepsuły algorytm w serwisie streamingowym, że musiałam im założyć osobne konto. Dziewczynki słuchają głównie Dawida Podsiadło, Sanah, Ranko Ukulele - swoją drogą, wspaniała dziewczyna, godna uwagi - ale na tej liście nie ma mojego zespołu. Oczywiście, znają wszystkie piosenki, bo były na koncertach i słuchają ze mną przedpremierowych utworów, na przykład podczas jazdy samochodem, więc są z naszą twórczością dobrze zaznajomione, ale nie mają jej na swojej playliście.
Recenzują?
Tak, jak najbardziej. Włączam nowe kawałki całej rodzinie, czekając z wielką nadzieją i otwartymi oczami, aż trzech recenzentów, bo w ten skład wchodzi również mój mąż, przesłucha i wtedy pytam: i co? Mąż najwyżej powie, że "no... nawet spoko", ale dzieci potrafią bolenie orzec "no... nudne", albo po prostu "nie podoba mi się". Nauczyłam się z pokorą i bez płaczu przyjmować te szczere wyznania.
Przyjmowanie krytyki nie zawsze jest łatwe.
Kiedyś tego nie umiałam, ale teraz jest inaczej. Ostatnio zobaczyłam, że ktoś napisał komentarz pod klipem "Mikromusic z Dolnej Półki", który nagraliśmy w lesie, że "biedny las" i pomyślałam sobie, że ta osoba ma rację, bo ja sama podczas tych nagrań, miałam poczucie, że naruszamy i zakłócamy tę przestrzeń. Jeśli ktoś ma rację, to jestem w stanie mu to przyznać, a jeżeli jedzie po nas dla samego hejtu, to w ogóle mnie to nie rusza, po prostu przewijam stronę dalej.
Zdarzał Ci hejt?
Za utwór "Takiego chłopaka" był straszny hejt, w sekcji komentarzy lał się wściekły jad, co było dla mnie raczej śmieszne. Pamiętam, że były takie wpisy, w których ktoś mnie wysyłał do Arabii Saudyjskiej, skoro polscy mężczyźni mi się nie podobają.
Jeśli chodzi o ten utwór, to trzeba pamiętać, że zanim wybrzmiał publicznie i zmienił nasz los, to pierwszych 10 lat istnienia Mikromusic było walką o jakąkolwiek atencję ze strony publiczności. I ciągle ją przegrywaliśmy. Nagraliśmy wtedy już trzy płyty, wspierał nas bardzo Marek Niedźwiecki, ale to się nie przekładało na żadną popularność. Była nawet taka sytuacja, że Marek zaproponował nas organizatorom festiwalu "Pozytywne Wibracje" w Bydgoszczy, do czego odnieśli się z kompletną niechęcią. Pamiętam, że grał tam wtedy Andrzej Smolik, Mika Urbaniak i Macy Gray. Nasz występ ustawiono jako ostatni po gwieździe wieczoru. Na publiczności została garstka osób, zaczął padać deszcz, a ekipa techniczna zaczęła składać scenę jeszcze w trakcie naszego koncertu. Wszyscy artyści pojechali do hotelu, a my nie, bo nam organizator odmówił noclegu. Pojechaliśmy do jakiegoś hotelu robotniczego pod Bydgoszczą, bo na to było nas stać. Płakać mi się chciało, bo ciągle uważam, że nikt nie zasługuje na taki brak szacunku. To był czas, kiedy często powtarzałam sobie, że jeszcze rok i zaczynam szukać normalnej pracy.
I wtedy przyszła niespodzianka.
Tak, nagraliśmy nowy materiał, ja zaszłam w ciążę i album ukazał się dokładnie w momencie, kiedy urodziłam. Dokładnie pamiętam swoje myśli o tym, że i tak nic się nie zmieni, więc na spokojnie odchowam córkę i za jakieś pół roku zaczną organizować nam jakieś koncerty. W tym czasie ukazał się pierwszy singiel, czyli właśnie "Takiego chłopaka" i nagle zdarzyło się wszystko, o czym tak bardzo marzyliśmy…. a ja z dzieckiem przy piersi. Los czasami bywa przewrotny i spełnia nasze marzenia w najmniej spodziewanym momencie.
Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, dlaczego akurat ta konkretna piosenka była kluczem do spełnienia tych marzeń?
Ona mocno uderzyła w czułe punkty. Opisałam w niej wszystkie swoje przeszłe relacje z chłopakami, którzy byli mega toksyczni. Dzisiaj sporo mówi się na ten temat, podobnie jak o zjawisku, jakim jest "gaslighting" czy osobowość narcystyczna, a ja przez lata miałam okropne nieszczęście trafiać właśnie na takich partnerów. Oczywiście byłam niedojrzała i nie rozumiałam tego, co się dzieje, więc pozwalałam się wplątywać w bardzo nieczyste sytuacje.
W ciągu ostatnich lat bardzo rozwinęła się psychologia. Ja sama niedawno wróciłam na psychoterapię z powodu problemów rodzinnych, które rozłożyły mnie na łopatki i jestem bardzo wdzięczna za to, że mam osobę, przy której czuję się bezpiecznie, która prowadzi mnie przez ten trudny czas. Natomiast rozmawiałam z moją psychoterapeutką, która powiedziała mi, że kiedy ona zaczynała trochę ponad 20 lat temu, to psychoterapia w Polsce praktycznie nie istniała. Oczywiście, byli psychiatrzy, ale to trochę inaczej funkcjonowało, a pokolenie naszych rodziców, które dużo przeszło ze względu na sytuację polityczną, historyczną i społeczną, nie miało się do kogo zwrócić po pomoc w trudnych chwilach. Wydaje mi się, że dopiero moje obecne pokolenie zaczyna prostować wiele kwestii i goi rany, nawet pokoleniowe. Ktoś, kto w przeszłości korzystał z takiej pomocy, od razu był "wariatem". Dzisiaj już wiemy, że możemy korzystać z opieki psychologicznej i jest nawet więcej niż OK.
Muzyka też jest dla Ciebie formą terapii?
Nawet teraz, rozmawiając z tobą, zdałam sobie sprawę, że w moich piosenkach wydobywałam z siebie wiele rzeczy, które mnie bolały. "Takiego chłopaka" jest utworem prześmiewczym, ale nie zmienia to faktu, że u podstaw jest to dość dramatyczna historia. Wyrzuciłam ją z siebie w bardzo charakterystyczny dla mnie sposób, czyli pełen ironii i ogólnie w swoich tekstach dużo się śmieje, natomiast bez wątpienia są one formą autoterapii. Widzę to zresztą u wielu koleżanek i kolegów artystów. Jesteśmy osobami, które wyrażają siebie w taki, a nie inny sposób i to jest piękne, bo te nasze piosenki lecą w świat i pomagają innym, kiedy ludzie dowiadują się, że nie są sami w tym, co przeżywają.
Czujesz się dzisiaj spełniona artystycznie?
Tak. Wszystkie moje marzenia dotyczące zespołu się spełniły. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że będziemy mieć taki zasięg, jaki mamy dzisiaj. Myśląc o tym, czego bym chciała w kontekście kariery, wzorem był dla mnie zespół Raz Dwa Trzy. Patrząc na nich, wiedziałam, że chciałabym odnieść taki rodzaj sukcesu i to się stało - mamy swoją publiczność, która zawsze przychodzi na nasze koncerty.
Wiadomo, że zawsze bywają lepsze i gorsze lata, zawsze tak jest, na przykład, jeśli wydłuża się czas między nowym materiałem, a my w tej chwili jesteśmy już trzy lata po wydaniu ostatniej płyty studyjnej ("Kraksa" - red.), więc w naturalny sposób jesteśmy obecnie w dole sinusoidy, ale mimo to, nasza ukochana publiczność jest z nami cały czas. To jest status, który kojarzy mi się właśnie z Raz Dwa Trzy - nasza publiczność z nami dorasta, a nawet się starzeje, przyprowadza swoje dzieci, które tworzą nową jej część. Bardzo się cieszę z tego, co w tym momencie mam.
A za pięć lat Portugalia?
Jeszcze nie zdecydowałam, co zrobię najpierw. Może to będzie dom na wsi z małą farmą, bo chciałam stworzyć miejsce, do którego mogłabym przyjmować zwierzęta skrzywdzone, uratowane z ferm czy z transportów do rzeźni. I wiem, że to jest absolutnie do zrobienia, choć jeszcze nie w tej chwili. A druga rzecz, to faktycznie ta roczna wyprowadzka, nawet mam już upatrzone miejsce w Portugalii.
I nie będziesz tęsknić za graniem?
To nie będzie tak, że odetnę się od wszystkiego i wszystkich, i powiem "nigdy więcej". Na pewno będą okazje, aby gdzieś wystąpić, bo też na pewno będę tęsknić. Nie przesądzam niczego na sto procent. Ważna jest podróż w kierunku tego, do czego chcemy dotrzeć, a tego, co nas spotka po drodze i tak nie jesteśmy w stanie przewidzieć, więc dobrze jest przyjmować wszystko, co dostaniemy.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Hubert Grygielewicz