Anna Pinnock, laureatka Oscara za najlepszą scenografię do filmu "Grand Budapest Hotel" Wesa Andersona, gości w Krakowie z okazji trwającego 15. Mastercard Off Camera. O tym, jak współpracuje się z czołowymi reżyserami współczesnego kina i na czym polega praca dekoratorki planu, Pinnock opowiedziała w rozmowie z Tomaszem-Marcinem Wroną, tvn24.pl.
Na planie dobrego filmu nie ma przedmiotów przypadkowych. Każdy najmniejszy drobiazg w tle jest skrupulatnie przemyślany. To, jak wygląda plan zdjęciowy w poszczególnych scenach, zależy nie tylko od reżysera czy scenografa. To również ogromna zasługa dekoratorów planu.
Anna Pinnock - członkini jury Konkursu Głównego "Wytyczanie Drogi" 15. Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard Off Camera w Krakowie - przez ostatnie trzy dekady pracowała jako dekoratorka planu przy wielu klasycznych już tytułach. W roli dekoratorki debiutowała w filmie "Cztery wesela i pogrzeb" w reżyserii Mike'a Newella. Później były między innymi "Niebiańska plaża" (reż. Dany Boyle), trzy filmy bondowskie wyreżyserowane przez Sama Mendesa i "Grand Budapest Hotel" (reż. Wes Anderson). Ten ostatni tytuł przyniósł jej i Adamowi Stockhausenowi (scenografowi) Oscara w kategorii najlepsza scenografia. Pinnock na koncie ma jeszcze pięć oscarowych nominacji w tej kategorii, między innymi za "Życie Pi" (reż. Ang Lee), "Gosford Park" (reż. Robert Altman) oraz "Tajemnice lasu" (reż. Rob Marshall).
Dwa najnowsze projekty w dorobku angielskiej dekoratorki to nowy film Wesa Andersona "The Wonderful Story of Henry Sugar" oraz najnowsza odsłona przygód Indiany Jonesa (film nie ma jeszcze tytułu) w reżyserii Jamesa Mangolda.
Z Anną Pinnock przy okazji 15. Mastercard Off Camera rozmawiał Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl.
Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: Jako dekoratorka planu debiutowałaś przy filmie "Cztery wesela i pogrzeb". Wiele z późniejszych twoich filmów stało się klasykami. Pozwól mi zacząć od pytania, kim jest dekoratorka planu.
Anna Pinnock: Dekoratorka planu współpracuje bardzo blisko z reżyserem/reżyserką oraz scenografem/scenografką. Zapewnia wyposażenie planu, a może to być wszystko. Naprawdę wszystko. Wiele rzeczy, które są w naszej gestii, łączone są często z działem, który konstruuje plan. A naszym celem jest stworzenie takiej atmosfery, która oddaje wizję reżyserską. W skrócie ubieramy i upiększamy plan zdjęciowy.
Jaka jest zatem różnica między dekoratorką planu a scenografką?
Scenografka projektuje ogólną wizję planu, instruuje i nadzoruje pracę kierowników artystycznych, daje wskazówki, w jaki sposób plan ma być skonstruowany i zbudowany. Moje zadanie polega na tym, żeby uzupełnić plan w przedmioty, które odzwierciedlają to, co wymyślił sobie reżyser. Wspólnie z moim zespołem szukamy różnych elementów, które później wprowadzamy do filmu.
Przygotowując się do tej rozmowy, obejrzałem ponownie kilka filmów, przy których pracowałaś, w tym "Grand Budapest Hotel" Wesa Andersona. W jednym z wywiadów powiedziałaś, że przygotowanie dekoracji do tego filmu poprzedzone było bardzo żmudnymi przygotowaniami. Teraz pracowałaś przy kolejnym jego filmie. Czy ten nowy projekt wymagał znów godzin poszukiwań materiałów?
To prawda, niedawno skończyliśmy kręcić nowy film Wesa. Oczywiście, teraz już rozumiem bardzo szczególny sposób, w jaki on pracuje, który przypomina ogromną układankę. Wes wie dokładnie, jak ma wyglądać film, jeszcze zanim rozpocznie nad nim pracę. Współpracując z nim i ze scenografem, dostaję jasne wytyczne, które urzeczywistniam. Jestem już w stanie z wyprzedzeniem stwierdzić, co mu się spodoba, a co nie. Jego estetyka jest wyjątkowa. I chociaż w każdym swoim filmie buduje nowy świat, to wszystko wpisuje się w pewną kompleksową wizję.
Wes ma wyjątkową paletę kolorów, na której zbudował estetykę swoich filmów. Oczywiście poznałam ją dopiero w trakcie wspólnej pracy. Ale to właśnie ta paleta tworzy wyrazistość jego świata. Wes jest chyba jedynym reżyserem, z którym pracowałam, opowiadającym całe historie za pomocą kolorów. To niesamowicie interesujące.
Mam wrażenie, że każdy szczegół w jego filmach, nawet najmniejszy, jest ważnym elementem historii.
To prawda. Trzeba skupiać się na drobnych szczegółach, bo o to w jego filmach w pewien sposób chodzi. A to, w jaki sposób Wes buduje swoje światy, jest źródłem wielkiej przyjemności. Scenariusz do "Grand Budapest Hotel" był niesamowicie napisany. Niezwykle zabawny. Gdy czytałam go po raz pierwszy, narastała we mnie ciekawość, co dalej.
W kontekście trwającej wojny w Ukrainie, bardzo mocno uderza aktualność tego filmu.
To ciekawe. Co masz na myśli?
Historia, napisana przecież na podstawie wspomnień Stefana Zweiga, oddaje głos tym, którzy - jak Gustav - w mrocznych czasach pozostają wierni wartościom i nie tracą swojego człowieczeństwa.
Gustav był przedstawicielem świata wartości sprzed epoki faszyzmu. Chyba masz rację. W ogóle sukces tego filmu polegał na tym, że wśród oglądających go widzów budzi się empatia wobec wielu postaci. To rzadki przykład filmu z sercem, wobec którego trudno być obojętnym. A jednocześnie jest zabawny, nieco przewrotny.
W swoim dorobku masz ponad dwadzieścia wielkobudżetowych filmów, w tym: trzy części serii bondowskiej, "Niebiańską plażę", "Piąty element" "Holiday", "Życie Pi" czy "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć". Według jakiego klucza wybierasz projekty, przy których pracujesz?
Lubię pracować przy mniejszych produkcjach, ponieważ na planie panuje zupełnie inna atmosfera. Przy produkcjach z wielkim budżetem każdy z nas staje się jedynie częścią ogromnej filmowej machiny. Ale przede wszystkim staram się kierować cały czas kategoriami estetycznymi.
To znaczy?
Staram się wejść jak najgłębiej w film. Każdy z tych filmów był dla mnie ogromnym wyzwaniem, był na swój sposób inny. Za każdym razem pojawiały się nowe elementy, coś, czego musiałam się szybko nauczyć. Jakieś trudności bądź rzeczy, których wcześniej nie robiłam. Ta praca uczy cię cały czas czegoś nowego.
Ciągłe uczenie się to chyba część kreatywności?
Tak. Przynajmniej mam taką nadzieję (uśmiech).
Wywołałem filmy bondowskie, przy których pracowałaś...
Przy każdym z nich pracowałam razem z fantastycznym scenografem Dennisem Gassnerem, który w dorobku ma dużo wielkich filmów, był również dekoratorem planu. Łączyło nas to samo podejście. Dennis, jako świetny scenograf, zawsze na początku pracy miał myśl przewodnią, która wynikała z małego pomysłu. Na tej podstawie budował całą strukturę scenografii, a to cechuje wybitnych scenografów.
To właśnie wyraźna konstrukcja scenografii jest podstawą wyjątkowej estetyki. Dla mnie - jako dekoratorki - to bardzo ważne, bo cała struktura scenografii staje się dla mnie przewodnikiem, który prowadzi przez poszczególne sceny, wyznacza kierunki.
Czy to ty musiałaś wymyślić te wszystkie gadżety, którymi James Bond się posługiwał?
Szczerze mówiąc, tego typu gadżety są poza obszarem tego, co mnie kręci (uśmiech). Dlatego na planie mamy osoby odpowiedzialne za poszczególne rekwizyty, które wymyślają te wszystkie wybuchające pióra i inne gadżety. Na szczęście nie muszę się tym zajmować.
Lista reżyserów, z którymi pracowałaś, jest imponująca. Kogoś chciałabyś do niej dodać?
Wiesz co, chyba nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy jest ktoś szczególny, z kim chciałabym pracować. Zawsze chciałam współpracować z Angiem Lee i to mi się udało. Było to cudowne doświadczenie. Ang jest osobą widzącą rzeczy, których inni ludzie nie widzą. Zauważa najdrobniejsze szczegóły w dekoracji planu, na które nikt inny nie zwróciłby uwagi. Bywały sytuacje, w których poprawiał niektóre dekoracje. Była scena w sypialni Pia i pamiętam, że Ang od razu spojrzał na łóżko, później na mnie, i zapytał: dlaczego łóżko jest zaścielone po amerykańsku? Zorientowałam się, że odruchowo przygotowałam łóżko tak, jak to robiłam na planach amerykańskich filmów, a przecież sama jestem Angielką i w domu tak nie ścielimy. Na pewno łóżka w Indiach wyglądają inaczej. Oczywiście, szybko to poprawiliśmy. Ten przykład pokazuje, jak skrupulatnie Ang podchodzi do każdego szczegółu. To niesamowite.
Na myśl przyszli mi też bracia Coenowie. Myślę, że to mogłoby być niesamowite doświadczenie, bo zawsze chciałam pracować przy westernie. Zazdroszczę trochę mojej przyjaciółce Nancy Haigh, która pracowała przy westernach, reżyserowanych przez Coenów.
A są jakieś reżyserki, z którymi chciałabyś pracować?
To ciekawe pytanie. Jest cała masa niezwykle interesujących reżyserek. Na pewno chętnie podjęłabym się pracy z Gretą Gerwig czy Maggie Gyllenhaal. Współpraca z nimi mogłaby być niezwykłym doświadczeniem.
Będąc na krakowskim festiwalu zauważyłam, że w programie znalazło się bardzo dużo filmów wyreżyserowanych przez kobiety, co jest wspaniałe. Nie widziałam jeszcze wszystkich tytułów, ale część z nich jest doskonała.
Skoro wywołałaś festiwal, to chciałbym zapytać o Konkurs Główny "Wytyczanie Drogi", w którym znalazły się pierwsze i drugie filmy reżyserów, często młodych osób. Co możesz o nich powiedzieć?
Są bardzo różne i poruszają niejednokrotnie trudne zagadnienia. Chociażby polski reprezentant, film "Inni ludzie" Aleksandry Terpińskiej, jest niezwykle wciągający i odważny zarazem. To interesujące, w jaki sposób reżyserka wykorzystała rap, bawi się formą i zachowuje wymiar teatralny.
Zresztą, tylko w przypadku jednego tytułu mam pewne wątpliwości. Natomiast pozostałe są bardzo dobre i widać filmową jakość . Ciekawy jest również film "The Falconer", który powstał na podstawie prawdziwych zdarzeń. Opowiada historię młodego mężczyzny, który chce ukraść zwierzęta z ogrodu zoologicznego, by uchronić siostrę przed aranżowanym małżeństwem.
Przywołałaś film, który powstał na podstawie prawdziwych zdarzeń. Jednak przyglądając się tytułom, przy których pracowałaś, większość z nich opowiada historie fikcyjne. Czy to efekt świadomej decyzji?
Tak trochę samo wyszło, bo najważniejsze są dla mnie możliwości twórcze. Jest cała masa wspaniałych filmów, które niekoniecznie stanowiłyby dla mnie wyzwanie z perspektywy dekoracji planu. Fikcyjne historie, w szczególności filmy fantasy, otwierają dużo więcej możliwości do wykazania się.
A poza konkursem? Co spodziewasz się zobaczyć? Masz jakieś oczekiwania wobec takich festiwali jak ten?
(uśmiech) W zasadzie to mój pierwszy raz, kiedy zostałam zaproszona w roli gościni. Dam ci znać w przyszłym tygodniu, jak cały festiwal wypadł, dobrze? (śmiech). Oczywiście, chcę zobaczyć jak najwięcej poza tymi dziesięcioma filmami konkursowymi, bo zauważyłam, że jest cała masa świetnych propozycji. Cieszy mnie to, że są ludzie, którzy ciągle próbują nowych rzeczy, nie ograniczają własnej kreatywności, że im się chce.
Jednym z ostatnich projektów, przy których ostatnio pracowałaś, jest najnowsza odsłona przygód Indiany Jonesa. Czy to duże wyzwanie, mierzyć się z tak legendarną estetyką?
Ależ oczywiście, przecież ta seria ma ogromną rzeszę fanów. Najnowszą część reżyseruje James Mangold, wyśmienity filmowiec, który w dorobku ma w dorobku bardzo różnorodne filmy, między innymi "Le Mans ’66". Przy tym filmie po raz kolejny pracuję ze scenografem Adamem Stockhausenem, moim dobrym kolegą, z którym zrobiliśmy kilka produkcji. Ta współpraca zawsze daje mi wiele przyjemności. Musieliśmy również pamiętać o tym, żeby efekty naszej pracy przypadły do gustu Stevenowi Spielbergowi.
Z tyłu głowy mieliśmy myśl, że wszystko, co zrobimy, musi odnosić się z szacunkiem do poprzednich filmów. Nie jestem fanką tej serii, ale - tak jak zawsze - odrobiłam pracę domową. To typowy hollywoodzki blockbuster, który musi zarobić ogromne pieniądze, ale dołożyliśmy wszelkich starań, żeby scenografia i dekoracje były właściwe. Jestem również pewna tego, że reżyser dał z siebie wszystko, żeby efekt był jak najlepszy. Już na poziomie scenariusza pojawiło się wiele świetnych dialogów, różnych ciekawych efektów…
Film o Indianie Jonesie powstał już po wybuchu pandemii, podobnie jak najnowszy film z serii "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć". Jak wybuch pandemii wpłynął na proces tworzenia filmów?
Zaraz po pierwszym lockdownie wróciliśmy na plan "Fantastycznych zwierząt…". Pracowaliśmy ściśle przestrzegając restrykcji: codzienne testowanie, podzielono nas też na kilka grup, w zależności od tego, kto nad czym pracował. Mogliśmy spotykać się z innymi pracownikami tylko z danej grupy. To było trudne. Ale nie tylko dla nas, również dla naszych dostawców i firm, którym zlecaliśmy zadania. Wiele z nich pracowało w ograniczonym czasie pracy. Na pewno to nie było normalne i powodowało, że cały proces spowalniał.
Zdarzało się tak, że przy kolejnych falach zakażeń ktoś z ekipy zachorował, więc cała grupa na kilka dni wypadała z całej tej machiny. Może nie na samym planie zdjęciowym, ale wśród tych pracowników, którzy pracowali poza nim.
A zauważyłaś jakieś pozytywne zmiany, które pandemia spowodowała?
Myślę, że ludzie zaczęli zwracać większą uwagę na swój dobrostan i na osoby je otaczające. W moim zespole przestaliśmy pracować w jakichś koszmarnych godzinach poza czasem pracy. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Imperial-Cinepix