Chociaż Tomas Tammemets urodził się i całe życie mieszkał w Estonii, to historia jego pochodzenia jest bardziej skomplikowana. Sam mówi, że ma korzenie ukraińsko-kazachsko-rosyjsko-estońskie. Mama Ukrainka, która pracowała jako nauczycielka w przedszkolu i ojciec Rosjanin, zajmujący się budowlanką, w domu rozmawiali po rosyjsku. Estońskiego Tomas nauczył się w szkole.
Dzieciństwo w śmierdzącej dzielnicy Tallinna
Dzieciństwo przypadające na lata 90. i wczesne 00. wspomina przede wszystkim jako nudne. "Dlatego jestem wyjątkowy! Zostałem wytrenowany do bycia indywidualistą. Nigdy nie miałem grupy przyjaciół i nie mogłem zapraszać nikogo do domu" - przekonywał w rozmowie z "Crack Magazine". Możliwe, że przyczyną było jednopokojowe mieszkanie, w którym mieszkała jego rodzina.
Zaznacza jednak, że niczego mu nie brakowało. "Miałem wszystko, czego potrzebowałem - jedzenie i dach nad głową - ale rodzice nie byli bogaci. Przyjechali do Estonii w czasach sowieckich. Przywozili rzeczy z zagranicy, z Rosji, żeby sprzedać je na targu - buty czy rzeczy Adidasa" - wspominał w rozmowie z magazynem "Dazed".
Wychowany w biednej, pełnej drewnianych, rozpadających się domków zamieszkanych głównie przez Rosjan dzielnicy Tallinna, Kopli, Tammemets w młodości miał liczne zatargi z prawem. Uciekał przed policją za malowanie graffiti, a przez marihuanę miał wylecieć ze szkoły. Na swoje okolice mówił "Detroit", bo były podobnie wymarłe co słynne amerykańskie miasto. "Na ulicach zawsze śmierdziało. Przysięgam, że mogłem rozpoznać ćpuna z kilometra i powiedzieć dokładnie, co ćpał" - powiedział “Guardianowi”.
Zamiast edukacji poświęcił się swoim pasjom - malowaniu i tańczeniu, w czym stał się naprawdę dobry. Zanim został muzykiem na pełen etat, pracował jako kelner - co ważne - w kawiarni.