Dwukrotnie w ciągu kilku dni w płomieniach stawał ten sam drewniany dom w miejscowości Małe Ciche na Podhalu (woj. małopolskie). Budynek nadaje się już tylko do rozbiórki - na szczęście jednak w obu przypadkach nie było osób poszkodowanych. Policja sprawdza, czy to nieszczęśliwy przypadek czy może podpalenie. Kluczowa w tej sprawie będzie opinia biegłego.
Do pierwszego pożaru drewnianego domu i przylegającego do niego budynku gospodarczego doszło 13 lipca na Błociskach w Małym Cichym (okolice Zakopanego) Strażacy otrzymali zgłoszenie po godzinie 13.30, na miejsce skierowano łącznie 18 zastępów straży pożarnej. Z żywiołem przez pięć godzin walczyło 80 strażaków.
Mieszkańcy próbowali ratować dobytek
Na szczęście nikt nie został poszkodowany. - Na miejsce przyjechało pogotowie, ponieważ jedna starsza pani źle się poczuła. Nie był to jednak wynik samego pożaru. Kobieta była sąsiadką państwa, których dom płonął, najprawdopodobniej zdenerwowała się całą sytuacją - informuje nas starszy kapitan Andrzej Król-Łęgowski, oficer prasowy zakopiańskiej straży pożarnej.
Domownicy - dwie dorosłe osoby - sami opuścili płonący dom, jednak tuż po rozpoczęciu pożaru ratowali jeszcze najcenniejsze rzeczy z budynku.
Jak podkreśla Łęgowski, akcja gaśnicza była skomplikowana, bo w części gospodarczej zalegało bardzo dużo siana. Strażacy musieli dotrzeć do każdego zarzewia ognia i przelać wszystko wodą.
- Potrzebny był ciężki sprzęt, między innymi koparka i podnośnik, żeby wyjąć z tej części gospodarczej siano. Musieliśmy rozebrać całkowicie dach części gospodarczej i fragment dachu części mieszkalnej. Pomagali nam sąsiedzi, którzy na własne potrzeby dysponowali ciężkim sprzętem. Bardzo ułatwiło nam to pracę - zaznacza rzecznik tatrzańskich strażaków.
Po pierwszym pożarze część mieszkalna na parterze ocalała, jednak w dużej mierze budynki były zalane wodą.
Dom zapłonął po raz drugi. Policja: trwa dochodzenie
Do drugiego pożaru tego samego budynku doszło zaledwie kilka dni później, o godzinie 2.30 w nocy z poniedziałku na wtorek (z 17 na 18 lipca).
- Ponownie gasiliśmy siano i drewnianą konstrukcję budynku, dosyć starą, gdzie stropy wypełniano między innymi trocinami. Z tego powodu materiału palnego było bardzo dużo - informuje starszy kapitan Andrzej Król-Łęgowski.
Ogień gasiło 60 strażaków z 14 zastępów. Akcja gaśnicza trwała nieco ponad trzy godziny.
- Ponownie pomagał nam ciężki sprzęt, budynek znów został częściowo rozebrany. W tym momencie już raczej nie nadaje się ani do użytkowania, ani do odbudowy - ocenił rzecznik zakopiańskiej straży pożarnej. Podkreślił jednocześnie, że strażakom nie udało się ustalić przyczyny obu pożarów.
Przyczyn szuka teraz policja. Jako że budynek płonął dwa razy w tak krótkim odstępie czasu, mundurowi nie wykluczają, że mogło dojść do jego podpalenia.
- Trwa dochodzenie. Kluczowa dla sprawy będzie opinia biegłego z zakresu pożarnictwa, który pracował na miejscu zdarzenia razem z kryminalnymi. Na razie za wcześnie, by ocenić, czy było to zdarzenie losowe, na przykład zwarcie instalacji, czy też celowe działanie - przekazał nam aspirant sztabowy Roman Wieczorek, oficer prasowy policji w Zakopanem.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KP PSP Zakopane