Firma Orange zamierzała zbudować w Świętokrzyskim Parku Narodowym farmę fotowoltaiczną. Według przyrodników inwestycja mogła wybić jedną z nielicznych w Polsce populacji zagrożonego wymarciem motyla - przeplatki aurinii, niszcząc życiodajną dla tego gatunku łąkę. Gmina przygotowała projekt zezwalający na inwestycję, prace nad nim wstrzymała dyrekcja parku. Władze Orange odwołały się do ministerstwa, po protestach przyrodników zadeklarowały jednak porzucenie pomysłu.
Na początek garść faktów historycznych. Grudzień 2020 roku. Do gminy Bodzentyn pod Kielcami trafił wniosek o "ustalenie warunków zabudowy" dla farmy fotowoltaicznej. Panele firmy Orange miały stanąć w Psarach-Kątach, na działkach w Świętokrzyskim Parku Narodowym (ŚPN). Urzędnicy nie widzieli w tym nic zdrożnego i wysłali projekt do dyrekcji parku. Tak zwana "wuzetka" oznaczałaby w praktyce zgodę na rozpoczęcie prac.
Parkowi przyrodnicy mieli zastrzeżenia, więc w marcu 2021 roku odmówili uzgodnienia projektu. W praktyce zablokowało to dalsze prace nad projektem. Orange nie chciało dać za wygraną i odwołało się do ministerstwa klimatu. Resort kierowany wówczas przez Michała Kurtykę (PiS) uchylił decyzję dyrekcji parku, a sprawa wróciła do samorządu. Dyrekcja Świętokrzyskiego Parku Narodowego miał znów zająć się projektem, jednak - jak twierdzi burmistrz - nie zrobiła tego w deklarowanym terminie. Była jesień 2021 roku.
Czytaj też: PiS dla zakonu oderwał działki z parku narodowego. Minister zapowiada "powrót do normalności"
Bez opinii parku gmina postanowiła wydać warunki zabudowy działek. Do etapu wydania pozwolenia na budowę nie doszło, bo decyzja burmistrza Bodzentyna została uchylona przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Kielcach, a postępowanie - umorzone. To tak, jakby "wuzetki" nigdy nie było, a to właśnie ta decyzja jest pierwszym krokiem do wydania pozwolenia na budowę w miejscu, w którym nie ma planu zagospodarowania przestrzennego - tak jak w tym przypadku. Bez warunków zabudowy inwestor o swoich planach mógł zapomnieć.
Ze swoich planów Orange Polska niespecjalnie chce się tłumaczyć - o tym jednak później.
Motyl walczy o przetrwanie, Orange chciało zabudować jego siedlisko
Miejsce, o którym mowa, to skrawek terenu tuż przy dawnej stacji satelitarnej. "Gwiezdne miasteczko" - jak nazywają ten kompleks mieszkańcy, a dawniej mówili tak o nim pracownicy - mieści się w granicach Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Zespół powstał jednak w 1974 roku, zanim obszar parku został rozszerzony o tę okolicę. Od 2010 roku budynki stoją nieużywane.
Choć "Gwiezdne Miasteczko" stało się miasteczkiem duchów, tuż obok rozkwitało życie. Nieużywane od dłuższego czasu łąki okalające zabudowania sąsiadują między innymi ze ściśle chronionym obszarem "Psarski Dół". Choć działki te znajdują się niemalże na zapleczu dawnej stacji, według przyrodników to fragment nieużywanej od długiego czasu enklawy, która dotąd podlegała jedynie naturalnym procesom. Mimo sąsiedztwa budynków te podmokłe, nieosuszane i oddalone od okolicznych wsi tereny, na których żerują jelenie i sarny, obroniły się przed wpływem człowieka.
Teren, na którym Orange chciało wybudować elektrownię, to też ważny korytarz migracyjny dla płazów, gadów i innych niewielkich zwierząt.
Gatunkiem, o którego dalszy byt przyrodnicy obawiają się jednak najbardziej, jest motyl - przeplatka aurinia. Świętokrzyski Park Narodowy nie ma wątpliwości, że "realizacja przedmiotowej inwestycji całkowicie zniszczyłaby stanowisko" tego motyla. Przeplatka aurinia jest zagrożona wyginięciem - co potwierdził jej wpis do Polskiej Czerwonej Księgi Zwierząt.
- Przeplatka aurinia ma status EN, co znaczy, że należy do gatunków wysoko zagrożonych wymarciem w niedalekiej przyszłości, przy czym populacja świętokrzyska należy do trzech głównych i izolowanych populacji w Polsce, obok Polesia Lubelskiego i Puszczy Białowieskiej - informuje nas Jacek Kazimierczak, lepidopterolog (specjalista w zakresie motyli) współpracujący z Fundacją Kwietna.
To nie zatrzymało władz Orange, które wciąż naciskały na zabudowanie siedliska chronionego owada.
Próba numer dwa. "Stracilibyśmy populację"
Sierpień 2022 roku. Firma ponownie zwróciła się z wnioskiem o ustalenie warunków zabudowy i zagospodarowania terenu dla elektrowni słonecznej. Inwestycję w październiku ponownie zablokował Świętokrzyski Park Narodowy. W swoim obszernym uzasadnieniu dyrekcja podkreśliła między innymi, że inwestycja zagraża przyrodzie parku, w szczególności motylowi, który nie przetrwałby zabudowania łąki.
Inwestor nie chciał dać za wygraną i znów odwołał się do ministerstwa klimatu. W odpowiedzi na nasze pytania resort poinformował nas, że sprawa wciąż jest w toku. "Końcowe rozstrzygnięcie nie zostało jeszcze podjęte. Na obecnym etapie, Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie może więc jeszcze komentować sprawy" - poinformowało nas w lutym biuro prasowe ministerstwa podległego Paulinie Hennig-Klosce (Polska 2050).
Wysłaliśmy do rzecznika prasowego Orange szereg pytań związanych z inwestycją:
1. Na jakim etapie jest Państwa inwestycja? Kiedy zaczęli Państwo prace nad nią? Jaki jest jej cel? 2. Jaki ma być rozmiar inwestycji? Czy była ona uzgadniana z RDOŚ albo ministerstwem klimatu? 3. Dlaczego farma miałaby powstać właśnie na tak wrażliwym terenie? Dlaczego nie zdecydowano się na miejsce o mniejszym znaczeniu przyrodniczym? 4. Kiedy, według Państwa założeń, miałaby zacząć i zakończyć się budowa farmy? 5. Czy nie obawiają się Państwo, że Państwa inwestycja zniszczy siedlisko zagrożonego gatunku motyla i w znaczący sposób będzie ingerować w przyrodę Świętokrzyskiego Parku Narodowego? Czy zlecili Państwo w tej sprawie ekspertyzy przyrodnicze? Jeśli tak, proszę o wgląd do nich.
Wszystkie te pytania rzecznik prasowy Orange Polska Wojciech Jabczyński skwitował krótką odpowiedzią: "prowadzimy analizy dotyczące możliwego wykorzystania budynku i terenu, na którym stoi. Żadne decyzje w tej sprawie nie zapadły".
Dopytywaliśmy o sprawę, wskazując, że przecież firma składała już do urzędu dokumenty i odwoływała się do ministerstwa. Rzecznik w odpowiedzi... powtórzył wysłane wcześniej stanowisko.
Łukasz Misiuna ze Stowarzyszenia Społeczno-Przyrodniczego MOST w rozmowie z tvn24.pl tłumaczy, że w miejscu, w którym Orange chciałoby wybudować panele fotowoltaiczne, znajduje się łąka porośnięta czarcikęsem łąkowym. - To jedyny żywiciel larw zagrożonej przeplatki aurinii. Mówimy o niezwykle subtelnym środowisku roślinnym, bardzo zależnym od marcowych roztopów, zalewania, wysychania. Jego zniszczenie byłoby katastrofą dla tych motyli - wyjaśnia przyrodnik.
Oznacza to, że budowa zniszczyłaby życiodajną dla przeplatki aurinii łąkę.
- W efekcie stracilibyśmy populację motyli, które w Polsce występują zaledwie w kilku miejscach. Wpłynęłoby to na status całego gatunku, który jest zresztą monitorowany przez ministerstwo - nie ma wątpliwości Jacek Kazimierczak. Dodaje, że "Za główną przyczynę wymierania tego gatunku uznaje się zmianę charakteru środowisk, co niewątpliwie nastąpiłoby w wyniku inwestycji Orange".
Oburzeni planami firmy byli też członkowie rady naukowej Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Jeden z nich, profesor Jan Urban, podkreśla, że zezwolenie na inwestycję byłoby groźnym precedensem - podobnie jak oderwanie przez rząd PiS działek na Łyścu dla zakonu oblatów.
- Jeśli pozwolimy na jedną taką inwestycję, to cały południowy stok Łysogór (najwyższego pasma Gór Świętokrzyskich - red.) będzie można pokryć farmami fotowoltaicznymi. Jest pod tym względem świetnie eksponowany. Zgoda na tę inwestycję zachęciłaby kolejne firmy do stawiania podobnych instalacji, kompletnie niszcząc charakter tego stoku. Nie można przecież pozwalać na coś jednym, a innym tego zakazywać - ocenia w rozmowie z nami naukowiec.
Czytaj też: Jeden występuje tylko na Jamajce, inne wyłącznie na Wyspach Salomona. Były w paczce z Kazachstanu
Paweł Krzos, główny specjalista ds. ochrony przyrody w Świętokrzyskim Parku Narodowym, w odpowiedzi na nasze pytania wymienia jeszcze szereg innych negatywnych konsekwencji inwestycji, jak choćby to zagrożenie dla owadów i nietoperzy przyciąganych oświetleniem elektrowni, uniemożliwienie przemieszczania się zwierząt przez nowe ogrodzenie, a także przedostawanie się do środowiska środków chemicznych do czyszczenia paneli.
Burmistrz: budowa odnawialnych źródeł energii jest niezbędna
ŚPN nie zostawia na projekcie suchej nitki. Przyrodnicy przypominają, że nie dość, iż teren inwestycji leży w parku narodowym i na obszarze ochrony krajobrazowej, to jeszcze znajduje się poza obszarem, który sama gmina wskazała w studium jako przewidziany do jakiejkolwiek zabudowy. Słowem: nawet gminni urzędnicy, którzy chcieli dać Orange zielone światło, nie przewidywali w swoich dokumentach takiej możliwości.
Władze parku zarzucają też bodzentyńskim urzędnikom, że zanim w ogóle zaczęli pracę nad projektem warunków zabudowy, powinni zwrócić się o zgodę ministra klimatu, czego nie zrobili. Paweł Krzos podkreśla też, że gmina "nie zasięgała opinii Dyrekcji i Rady Parku przed sporządzeniem projektu warunków zabudowy dla przedmiotowej inwestycji" - dopiero po sporządzeniu projektu wysłała go do dyrekcji parku.
Burmistrz Bodzentyna Dariusz Skiba w odpowiedzi na nasze pytania tłumaczy jednak, że "prawo nie przewiduje odmowy wszczęcia postępowania, jeśli wniosek inwestora spełnia warunki formalne, dopiero w trakcie procedury określa się, czy jest możliwość zagospodarowania działki w sposób wnioskowany przez inwestora".
Czytaj też: Gniazda "strząśnięte", teraz mają płoszyć gawrony w miejskim parku. Interwencja wiceministra
Prof. Jan Urban uważa jednak, że to "park narodowy powinien wypowiedzieć się w tej sprawie jako pierwszy". - To błąd samorządu, że przed wydaniem warunków zabudowy nie zwrócił się w tej sprawie do władz parku. Może gmina liczyła na to, że dyrektor po prostu "przyklepie" decyzję. Nie zrobił tego. Moim zdaniem słusznie - ocenił członek rady naukowej ŚPN.
Podobnie uważa lepidopterolog Jacek Kazimierczak. - Gdyby istniał tam plan miejscowy, sprawa byłaby prosta. Z drugiej strony i tak gmina nie powinna uzgadniać projektu decyzji o warunkach zabudowy. Wydaje się, że podjęcie takiej ścieżki wynikało z nacisków inwestora. Trudno wyobrazić sobie, że urzędnicy, od lat mając do czynienia z parkiem narodowym na swoim terenie, nie wiedzieli, czym skończy się przekazanie decyzji do uzgodnienia dyrekcji parku - stwierdził.
Pytany, czy w Świętokrzyskim Parku Narodowym można lub powinno się budować farmy fotowoltaiczne, burmistrz Skiba podkreślił, że w świetle przepisów urząd był zobowiązany do przeprowadzenia procedury. "W mojej ocenie i milionów osób mieszkających w naszym kraju, budowa odnawialnych źródeł energii jest niezbędna dla zabezpieczenia energetycznego naszych obywateli i konieczna dla ochrony środowiska w naszej pięknej ojczyźnie" - dodał.
Orange odstępuje od budowy
Choć przez ponad rok sprawę planowanej inwestycji mieliły powolne młyny ministerialne, przyrodnicy zaczęli działać. - Propozycja firmy jest absurdalna, Orange nie potraktowało poważnie prawa o ochronie przyrody. Pewnie nie podejrzewali, że ze względu na chronione siedliska i zagrożone wymarciem gatunki motyli nie wolno budować tego, co i gdzie się chce. Tym bardziej, że mówimy o obszarze parku narodowego - mówi Łukasz Misiuna ze Stowarzyszenia MOST.
Ekolodzy interweniowali w ministerstwie, zwrócili się też do samej firmy Orange. Pod koniec lutego Jacek Kazimierczak poinformował nas, że firma zadeklarowała odstąpienie od swoich planów.
"Działania podejmowane przez Orange Polska S.A. na terenie należącej do niego lokalizacji mające na celu budowę farmy fotowoltaicznej (FV) obejmowały kilka lat, począwszy od roku 2020. Na przestrzeni tego okresu Orange Polska S.A. zlecał zewnętrzne ekspertyzy mające na celu ocenę i weryfikację stanu środowiskowego i ustalenie zgodności planowanej inwestycji z przepisami dotyczącymi ochrony środowiska" - czytamy w odpowiedzi Konrada Ciesiołkiewicza, przewodniczącego komisji ds. etyki w Orange. Zaznacza on jednak, że "biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności" podjęto decyzję "o odstąpieniu od budowy farmy fotowoltaicznej na terenie należącej do niego nieruchomości położonej w gminie Bodzentyn".
Jednak rzecznik Orange Polska, pytany, co zmieniło się w sprawie planowanej inwestycji, po trzech minutach od wysłania maila odpowiedział, że... "nic się nie zmieniło". Dopytaliśmy, czy potwierdza deklarację złożoną przez przewodniczącego komisji ds. etyki. Odpowiedź na to pytanie cytujemy w całości: "Tak".
Wygląda więc na to, że przeplatce aurinii w Świętokrzyskim Parku Narodowym - jeśli wierzyć zapewnieniom Orange - nic na razie nie grozi.
- W mojej ocenie reakcja organizacji pozarządowych i parku narodowego przyniosła skutek. Nie wyobrażam sobie, żeby ta inwestycja doszła do skutku. Trzeba jednak pamiętać, że na razie jest to jedynie deklaracja. Trzeba się przyglądać, czy ona zostanie wypełniona. Jeśli Orange będzie forsować swoje zamiary, decyzja należeć będzie do ministerstwa klimatu - zaznacza Łukasz Misiuna.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock