Ośmioletni chłopiec z Częstochowy od 3 kwietnia przebywa w szpitalu w śpiączce farmakologicznej, która uśmierza ból i wymagana jest do przeprowadzania zabiegów. 29 marca został pobity i oblany wrzątkiem, miał poparzone 25 procent powierzchni ciała i przez pierwsze pięć dni nikt nie wezwał do niego pogotowia. Lekarze zapowiadali, że w tym tygodniu rozpocznie się wybudzanie chłopca. Niestety, zostało wstrzymane.
"Wybudzanie Kamilka zostało wstrzymane z powodu kolejnych problemów infekcyjnych. Długo nieleczone, rozległe oparzenia powodują zakażenie organizmu chłopczyka, połączone z niewydolnością wielonarządową. Przy poważnym przebiegu choroby oparzeniowej takie problemy występują często, ale są do przezwyciężenia. Kamilek pozostaje więc w śpiączce farmakologicznej na oddziale intensywnej terapii. Najbliższy czas poświęcony będzie na ustabilizowanie stanu zdrowia małego pacjenta" - poinformowało w piątek Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.
Stan chłopca od początku był bardzo ciężki
Stan ośmioletniego Kamila od początku był bardzo ciężki. Od przyjęcia do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w dniu 3 kwietnia do teraz przebywa na oddziale intensywnej terapii, jest w stanie śpiączki farmakologicznej.
Największym problemem jest choroba oparzeniowa, pogłębiona faktem, że przez pięć dni nie otrzymał pomocy medycznej. Śpiączka uśmierza ból, a przede wszystkim wymagana jest do zabiegów usuwania martwej tkanki i przeszczepów skóry, które przechodzi chłopiec.
"Ostatnie dni były dla chłopca stabilne - informowało GCZD w poniedziałek, 24 kwietnia. - Jeśli ta sytuacja się utrzyma i choroba oparzeniowa nie będzie u Kamilka postępować, to pod koniec tygodnia rozważane będzie stopniowe wybudzanie małego pacjenta ze śpiączki farmakologicznej".
Rzecznik GCZD Wojciech Gumułka zaznaczył, że "wybudzanie to długi proces, trwający trochę proporcjonalnie do czasu, w którym chłopczyk jest w śpiączce". Jak dodał, dawki leków usypiających były zmniejszane, ale proces ze względu na stan chłopca zatrzymano.
Ojczym, matka, ciotka, wuj - z zarzutami, prokuratora sprawdza służby
Prokuratura Okręgowa w Częstochowie prowadzi śledztwo w sprawie usiłowania zabójstwa ośmioletniego Kamila. 29 marca chłopiec został pobity i poparzony wrzątkiem, w efekcie doznał poparzeń 25 procent powierzchni ciała. Lekarze z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie Kamil trafił 3 kwietnia, stwierdzili także stare złamania obu rąk i nogi, krwiak na głowie, ślady po przypalaniu papierosem, a czas powstania najstarszego urazu oszacowali na miesiąc przed przyjęciem do szpitala.
Czytaj też: Kamil uciekał z domu, teraz w szpitalu walczy o życie. Jego matka i ojczym są w areszcie
Głównym podejrzanym jest ojczym chłopca 27-letni Dawid B. Zarzuty nieudzielenia pomocy usłyszeli kolejni bliscy Kamila, którzy z nim mieszkali: matka 35-letnia Magdalena B., jej siostra 45-letnia Aneta J. i jej mąż 61-letni Wojciech J. Kobiety podejrzane są także o to, że nie reagowały na katowanie. Według śledztwa widziały, jak Dawid B. bił chłopca, polewał wrzącą wodą pod prysznicem, a na koniec rzucił na rozgrzany piec węglowy. Ojczym i matka są w areszcie.
Śledczy przyglądają się służbom, które interesowały się rodziną. B. mieli przydzielonego pracownika socjalnego i asystenta rodzinnego, nadzór nad nimi sprawował kurator sądowy. Kamil chodził do szkoły. 30 marca, dzień po tragedii, nie przyszedł. Szkoła wiedziała od matki, że polał sobie buzię ciepłą herbatą. Nie przekazała tej informacji innym służbom. Nikt nie zajrzał do chłopca do 3 kwietnia, kiedy znalazł go w mieszkaniu byłej żony ojciec biologiczny i wezwał pogotowie.
Kto będzie zarządzać pieniędzmi Kamila, kto decyduje o leczeniu?
19 kwietnia sąd rodzinny w Częstochowie przesłał akta sprawy Rzecznikowi Praw Dziecka, który monitoruje sprawę karną dotyczącą Kamila, a także przystąpił do sprawy opiekuńczej prowadzonej przed sądem rodzinnym.
Gdy akta wrócą do sądu, ten - na wniosek Prokuratury Okręgowej w Częstochowie - ma ustanowić kuratora, który będzie zarządzać majątkiem Kamila. Dla ośmiolatka uzbierano w internecie ponad 600 tysięcy złotych. To reakcja internautów na doniesienia w mediach o dramacie chłopca. Z uwagi na to, że ojciec chłopca ma odebrane prawa rodzicielskie, a matka jest w areszcie, pieniędzmi nie ma kto zarządzać.
- Taką decyzję sąd może podjąć bez zwoływania posiedzenia - powiedział Dominik Bogacz, rzecznik Sądu Okręgowego w Częstochowie.
Czytaj też: Kamil po czwartym zabiegu chirurgicznym. Został skatowany, ciotka usłyszała zarzut za nieudzielenie pomocy
Osobną i bardziej czasochłonną kwestią jest odebranie praw rodzicielskich Magdalenie B., o co także zawnioskowała prokuratura. Prócz Kamila kobieta ma także piątkę innych dzieci, które są zabezpieczone w pieczy zastępczej.
Jak mówił Bogacz, sprawa praw rodzicielskich nie jest pilna i zostanie podjęta prawdopodobnie najwcześniej w maju. Sąd musi uprzedzić o tym matkę i doprowadzić ją na posiedzenie, jeśli będzie miała takie życzenie. Do tego czasu w sprawach dzieci Magdaleny B., na przykład leczenia, każdorazowo decyduje sąd rodzinny, a orzeczenia - jak zapewnia Bogacz - mogą zapadać w ciągu jednego, dwóch dni. - Chyba że dotyczy to ratowania życia, wtedy lekarze nie potrzebują zgody sądu i sami podejmują decyzje - wyjaśnia Bogacz.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: GCZD/pixabay