Kobiecy Punkt Widzenia

"Słyszą: to nie jest praca dla kobiet, dla was teraz jest czas na rodzenie dzieci"

Lekarki, diagnostki laboratoryjne czy pielęgniarki - wszystkie od lat apelują o polepszenie warunków pracy przedstawicieli zawodów medycznych, ale teraz robią to wyjątkowo głośno. Najpierw na wielkim proteście, który przeszedł ulicami Warszawy, a od kilku dni w "Białym miasteczku 2.0", nieopodal Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W "Kobiecym Punkcie Widzenia" pokazujemy, jak wygląda ich sytuacja. Małgorzacie Mielcarek opowiadają o różnicach w zarobkach kobiet i mężczyzn, wspominają o mobbingu, seksistowskich komentarzach w miejscach pracy, szklanym suficie oraz "koszmarnej dziurze pokoleniowej", bo "szpitale nie zginą z powodu nakładów na ochronę zdrowia, tylko z powodu braku pracowników". – Mam wrażenie, że nas, kobiet, nie traktuje się na tym samym poziomie, co mężczyzn - mówi Kinga Szczepańska, lekarka rezydentka. I przypomina, że same często pracują po 250-300 godzin miesięcznie, zostawiając w domu rodzinę. Ilona Stankiewicz, psychoonkolożka z fundacji Polki w medycynie, dodaje, że często kobiety muszą pracować w kilku miejscach, dlatego odkładają decyzję o byciu mamą, wierząc, że przyjdzie na to lepszy czas. Jednak ten odpowiedni czas zazwyczaj nigdy nie przychodzi. – Dyrektorzy niejednokrotnie nieprzychylnie patrzą na zatrudnienie kobiety. Szczególnie widoczne jest to w dziedzinach zabiegowych, gdzie młode kobiety zgłaszające się na rezydenturę czy to z neurochirurgii, chirurgii dziecięcej, kardiochirurgii, słyszą: to nie jest praca dla kobiet, dla was teraz jest czas na rodzenie dzieci - mówi Anna Bazydło, wiceprzewodnicząca Porozumienia Rezydentów. Zaznacza, że w jej kierunku również padły takie słowa. Wielokrotnie, żeby zasłużyć na miejsce przy stole operacyjnym - jak dodaje - musiała dość twardo zamanifestować. - Jesteśmy traktowane pobłażliwie, jak dziewczynki - komentuje Wiktoria, studentka pielęgniarstwa. - Mamy wrażenie, że kobiety, szczególnie młode lekarki, medyczki, nie są traktowane poważnie, że są traktowane jak ozdoby oddziałów albo do robienia papierów, ale nigdy nie są traktowane na równi z pozostałą częścią zespołu - komentuje Małgorzata Osmola, lekarka onkolożka.