- Tegoroczny maj jest w Polsce wyjątkowo chłodny - być może zostanie uznany za jeden z najchłodniejszych w historii.
- Odpowiedzialne za to są zaburzenia w krążeniu mas powietrza nad Ziemią, wpędzające różne regiony w pogodowe skrajności.
- Na horyzoncie widnieje jednak nowa nadzieja - w dalszych prognozach widać duże ocieplenie.
- Więcej informacji i analiz pogodowych znajdziesz na tvnmeteo.pl.
Od wielu dni Polska należy do grupy krajów, w których majowa anomalia temperatury jest największa. Miniona niedziela wyborcza dobitnie pokazała, w jak rozpaczliwej sytuacji termicznej się znaleźliśmy. Nad nami zatrzymała się kropla chłodu, niczym agent "Imperium Zimna", trzymający w ryzach całą radość i wolność wiosny. Kiedy w końcu rebelia ciepła odniesie zwycięstwo?
Tegoroczny maj może być ekstremalnie chłodny
Jak podaje Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, najchłodniejszy maj od początku drugiej połowy XX wieku był w 1980 roku. Wówczas średnia obszarowa temperatura powietrza wyniosła w Polsce tylko 9,3 stopnia Celsjusza. Proste wyliczenia średniej temperatury miesięcznej dla Suwałk, Warszawy i Wrocławia z pierwszych dziewiętnastu dni maja pokazują duże podobieństwo tegorocznego miesiąca z tym z 1980. Przy średniej dobowej temperaturze wynoszącej na Podlasiu około 7,2 stopnia Celsjusza, na Mazowszu - 10 stopni Celsjusza i na Dolnym Śląsku - 11,5 stopnia Celsjusza wyłania się na razie uproszczona średnia dla kraju rzędu 9,5 stopnia Celsjusza. Rok temu wartość ta wyniosła w Polsce 16 stopni Celsjusza.
W związku z tym, że przed nami jeszcze jedna fala chłodu, trwająca między 22 a 25 maja, bardzo możliwe, że tegoroczny maj zaliczymy do miesięcy ekstremalnie chłodnych. Kiedy w czwartek, 22 maja, wkroczy do Polski front chłodny, pchany przez masy powietrza wciskające się znad Oceanu Arktycznego, temperatura 0 stopni Celsjusza ma niebezpiecznie schodzić w pobliże gruntu, co widać w prognozie wysokości poziomu zamarzania. To zimno zawiśnie w piątek i sobotę na wysokości 800 metrów nad południową Szwecją i północną Polską. W Polsce mrozu przy gruncie nie powinno już być tylko dlatego, że wiać ma silniejszy, zachodni wiatr. W innym wypadku zimni ogrodnicy wystąpiliby na bis na Pomorzu, Warmii i w Wielkopolsce. Choć tu jeszcze nic nie jest przesądzone.
Tak jest od wieków
W czasie najzimniejszych majów, czyli w roku 1980 i 1991, dochodziło w Europie do napływu arktycznego powietrza za sprawą mocnych układów wyżowych, które jak góry w atmosferze trwały nad północno-wschodnim Atlantykiem, Wielką Brytanią bądź Skandynawią. Ten rytm trwa w Europie od wieków, sprzyjając osiadaniu powietrza nad północno-zachodnią Europą w kwietniu i w maju. Pozwala on na powstanie i utrzymanie się tak zwanej blokady cyrkulacji zachodniej powietrza, wstrzymującej napływ łagodnego ciepła znad środkowego Atlantyku i wymuszającej silne spływy zimna znad Arktyki. Zarówno w tych najzimniejszych majach, jak i w tym roku to dzięki wyżom Riccarda, Simone i Tabea chłód trwał. W połowie maja roku 1980 silny wyż utrzymywał się od Dublina po Murmańsk, podczas gdy nad Rosją stacjonowały niże, podobne do tegorocznego Lorenza, niosącego opady deszczu, śniegu i krupy śnieżnej.
Dlaczego staliśmy się wybrańcami chłodu?
Nasuwa się jednak pytanie, dlaczego to akurat Polska i Bałkany były wybrańcami tej okropnej aury? Czy zaburzenia klimatu Ziemi, a w naszej części świata szczególnie Arktyki, skutkują tak silną zmianą w cyrkulacji powietrza?
Współczesne ocieplenie nie oznacza wcale liniowego wzrostu temperatury, bez zawirowań i skrajności. Coraz cieplejsze masy powietrza ze strefy międzyzwrotnikowej mocniej wnikają w rejony podbiegunowe i z jednej strony podnoszą temperaturę Arktyki, a z drugiej, wnikając daleko na północ, wypychają zimne masy i zmuszają je do spływu daleko od macierzystego rejonu. Tym samym w szerokościach umiarkowanych słabnie typowa cyrkulacja powietrza z zachodu na wschód, a wzrasta częstość wymiany między północną i południem. Stąd zauważalne w ostatnich tygodniach w Polsce przejście z pogody kształtowanej przez masy powietrza znad Afryki w pogodę w masach powietrza spod bieguna północnego. Do tego badacze atmosfery zauważyli, że powietrze przemieszczające się pod wpływem obrotu kuli ziemskiej coraz silniej meandruje i determinuje rozwój sytuacji blokujących normalną cyrkulację powietrza.
Stawiane kiedyś prognozy dotyczące prądu strumieniowego, czyli silnego strumienia powietrza występującego na wysokości około 10 kilometrów nad północnymi rejonami Europy i Ameryki, przenoszącego z zachodu na wschód olbrzymie masy powietrza, zrealizowały się. Obserwuje się bowiem zaburzenia w prądzie, który nie płynie już prosto jak wartki potok, ale mocno meandruje, jak stara rzeka. Tworzy zakola wielkie na setki i tysiące kilometrów, podtrzymujące uporczywie jeden typ pogody. Stąd prawdopodobnie fale zimna, typowe dla maja, przeobraziły się w ostatnich tygodniach w ekstremum. Kiedy wyże trwały tygodniami nad północno-zachodnią Europą, to wrotami Arktyki, w pobliżu Islandii i Spitsbergenu, tłoczone było ciepło z dalekiego południa. W tym czasie polski maj znalazł się pod dyktaturą zimna właśnie przez wyżową blokadę. Na Islandii 15 maja temperatura wzrosła o około 10-15 stopni powyżej normy i osiągnęła 26,6 stopnia Celsjusza w miejscowości Egillstadir, ustanawiając rekord maja. W Polsce w tym czasie temperatura spadła o 10-15 stopni Celsjusza poniżej normy.
Na horyzoncie 30 stopni
W prognozach widać jednak ocieplenie. Wraz z początkiem czerwca rozkręcać się ma termiczne lato ze średnią dobową temperaturą wzrastającą powyżej 15 stopni Celsjusza. Zmienić się ma cyrkulacja powietrza, bo pogodny wyż nareszcie rozbuduje się nad południową Europą - tam, gdzie jego miejsce. Nad północno-wschodnim Atlantykiem stacjonować zaczną ponownie wiry niżowe, zaciągające z południa w głąb Europy ciepłe masy powietrza.
Amerykański model meteorologiczny GFS kreśli na przełomie maja i czerwca falę ciepła. Ma ona rozlać się się najpierw od Maroka i Algierii w stronę Hiszpanii i Francji, a później znad Tunezji i Libii aż po Bałtyk i Morze Północne. Ta fala ciepła miała rozlać się już wcześniej, ale jej kilkudniowe opóźnienie nie powstrzyma już zmiany. W świetle najnowszych wyliczeń modeli 1 i 2 czerwca temperatura na zachodzie Polski powinna osiągnąć 30 stopni Celsjusza. Zdeterminowane atlantyckie niże, rozciągnięte południkowo od Islandii po Azory, nadal utrzymają cyrkulację powietrza północ-południe, ale Polska ma znaleźć się już po "jasnej stronie mocy". To wkroczenie zwrotnikowych mas powietrza będzie niczym bitwa o Yavin w "Gwiezdnych wojnach", która stała się wyznacznikiem datowania czasu w galaktyce.