Czarno na białym
Mur propagandy
Miał być nie do pokonania. Zatrzymać migracyjną falę i zapewnić Polakom bezpieczeństwo – tak o murze, który powstał na granicy polsko–białoruskiej, mówili rządzący. W "Czarno na białym" pokażemy, jak te zapewnienia polityków brutalnie zweryfikowała rzeczywistość. Jak ustalił nasz reporter, zaporę zbudowaną za ponad półtora miliarda złotych można bez trudu przeciąć, przeskoczyć lub się pod nią podkopać. Z wewnętrznego raportu Straży Granicznej, do którego dotarła "Gazeta Wyborcza" wynika, że od stycznia do połowy września udało się to ponad 30 tysięcy razy. Liczby te, jak mówią eksperci, potwierdzają, że pojawienie się ogrodzenia nie spowodowało, że z lasów na polsko–białoruskiej granicy zniknęli szukający lepszego życia ludzie. Co więcej, ich przybywa i dostają się do Polski także innymi drogami: przez Litwę, Ukrainę, Słowację i Czechy. Jest ich tak wielu, że polska Straż Graniczna na przejściach ze Słowacją wprowadziła kontrolę pojazdów. Swoją granicę uszczelnili też Niemcy, dla których kolejna płynąca przez Polskę fala migrantów staje się problemem, co z bliska obserwował Arkadiusz Wierzuk.
Zapora to odpowiedź polskiego rządu na kryzys migracyjny na granicy z Białorusią, który przybrał na sile wiosną 2021 roku. Kryzys ten został wywołany przez Aleksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na tereny Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu ponad 27 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.