Audio: Jeden na jeden
o. Jarosław Krawiec
Dominikanin, wikariusz Wikariatu Ukrainy ojciec Jarosław Krawiec mówił w "Jeden na jeden" w TVN24 o tym, jak żyje się obecnie w Ukrainie. - Ta wojna, która trwa w takiej wielkiej skali ponad dziewięć miesięcy, już nas - którzy tutaj mieszkamy w Ukrainie, jesteśmy cały czas - trochę przyzwyczaiła do tej sytuacji - przyznał. - Kiedy pan redaktor mówił przed chwilą o takim mocnym ciśnieniu związanym z niebezpieczeństwem, że za chwilę może nie być wody, światła, gazu, to tak sobie myślę, że my się cieszymy każdym dniem, kiedy to jest - dodał, zwracając się do prowadzącego program Marcina Zaborowskiego. Dominikanin wspominał także swoje doświadczenia po jednym z ostatnich ataków na Kijów. Przekazał, że udał się wtedy do stacji metra, która "była pełna ludzi". - Ktoś tam leżał na karimacie z dzieckiem, ktoś siedział, jakaś grupa mężczyzn przyniosła stoliki - relacjonował. Według niego "ludzie po prostu czekali, aż przyjdzie informacja, aż ten alarm bombowy zostanie odwołany i będą mogli wrócić normalnie do życia". - Ale też byłem zdziwiony, (kiedy - red.) wysiadłem w centrum na stacji Złote Wrota. Chwilę po tym, jak został odwołany alarm, już jacyś uliczni grajkowie wyciągnęli skrzypce, zaczęli grać, śpiewać. Jakby chwilę po tym kolejnym strasznym doświadczeniu ataku normalność wracała - mówił. Ojciec Krawiec mówił też, że w piątek wieczorem spotkał na dworcu w ukraińskiej stolicy żołnierza. - Ledwo szedł, niósł w plecaku kota. Jakoś go zaczepiłem, porozmawiałem, potem podwiozłem go jeszcze przed godziną policyjną w miejsce, dokąd jechał w Kijowie - powiedział.