- KAS prześwietliła działalność fundacji między 2021 a 2023 rokiem. Redakcja tvn24.pl wystąpiła o sprawozdanie z kontroli i otrzymała je.
- Pieniądze z ministerialnych dotacji, które otrzymywała krakowska fundacja, służyły też promocji Ryszarda Czarneckiego.
- Szef fundacji w korespondencji z nami zaprzecza jakimkolwiek nieprawidłowościom.
Fundację założył w 2012 roku Maciej Zdziarski, były dziennikarz, a w latach rządów Zjednoczonej Prawicy pracownik spółek skarbu państwa - PZU, Pekao - oraz członek Rady ds. Polityki Senioralnej przy Ministrze Rodziny i Polityki Społecznej.
Nasi rozmówcy twierdzą, że Zdziarski był zaufaną osobą polityczno-biznesowego środowiska Zbigniewa Ziobry. Stąd jego funkcja dyrektora programowego forum gospodarczego w Krynicy w 2023 roku. To przedsięwzięcie kontroluje Witold Kornicki, brat byłego ministra sprawiedliwości.
"Specjalizujemy się w realizowaniu projektów informacyjno-edukacyjnych, publikacji, wystaw i kampanii - przy współpracy z prestiżowymi partnerami" - tak fundacja przedstawia się na własnej stronie internetowej.
Jawny audyt
Działalność fundacji między 2021 a 2023 rokiem prześwietliła Krajowa Administracja Skarbowa, a precyzyjnie audytorzy z Izby Administracji Skarbowej w Olsztynie.
- Jesteśmy jedyną formacją, która ma ustawową możliwość wejścia wszędzie tam, gdzie trafiły pieniądze podatnika: do firm, fundacji, stowarzyszeń, i sprawdzenia, jak zostały wydane - tłumaczy tvn24.pl funkcjonariusz skarbówki.
Choć ustawa o KAS została uchwalona w 2016 roku przez parlamentarną większość Zjednoczonej Prawicy, to zapisy o audytach przez kolejne lata były martwe. Na szerszą skalę możliwość prowadzenia audytów zaczęto stosować dopiero po ostatnich wyborach - efektem jest ponad sto zawiadomień do prokuratur, wykrycie niegospodarności na sumę ponad pięciu miliardów złotych.
Co więcej: ustawa o KAS gwarantuje, że sprawozdania z audytów są jawne. Redakcja tvn24.pl wystąpiła o sprawozdanie z kontroli w fundacji Instytut Łukasiewicza i je otrzymała.
Trzy miliony
Ze sprawozdania wynika, że między 2021 a 2023 rokiem fundacja "wykorzystała niezgodnie z przeznaczeniem" niemal trzy miliony złotych. W tym czasie otrzymała siedem dotacji z Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu oraz dziewięć z Ministerstwa Sportu i Turystyki - na łączną kwotę 8,3 miliona złotych.
Jedno z głównych odkryć audytorów dotyczy europosła PiS Ryszarda Czarneckiego. Mechanizm został opisany w dokumencie KAS. Najpierw fundacja otrzymała dotację (370 tysięcy złotych) na realizację projektu "Panteon Sportu", który zakładał stworzenie wystawy z najważniejszymi osiągnięciami naszych sportowców. Projekt zakładał, że dodatkowo zostanie wydrukowanych 16 tysięcy zestawów kart z sylwetkami olimpijczyków, by promować wystawę.
"Znaczna część zestawów kart miała natomiast trafić do (Ryszarda Czarneckiego - red.) posła do Parlamentu Europejskiego, członka prezydium Polskiego Komitetu Olimpijskiego oraz członka władz Polskiego Związku Piłki Siatkowej i miała być przez niego rozdawana podczas wydarzeń o charakterze sportowym" - tak brzmi fragment sprawozdania.
Album dla posła
Ten sam mechanizm powtórzył się w przypadku 550 tysięcy złotych dotacji na projekt "Piękno siatkówki", który zakładał edycję bogato ilustrowanego wydawnictwa.
- Ten album należał się wyjątkowej dyscyplinie, jaką jest siatkówka. Pokazuje zarówno nestorów, jak i tych, którzy dopiero zdobywają siatkarskie szlify - tak na promocji albumu w 2021 roku mówił Ryszard Czarnecki, przedstawiany jako pomysłodawca projektu oraz autor przedmowy.
Z dziesięciotysięcznego nakładu aż trzy tysiące egzemplarzy otrzymał sam Czarnecki. "Dystrybuował on wydawnictwo podczas wydarzeń siatkarskich, sportowych" - napisali audytorzy KAS. Ich zastrzeżenie budzi fakt, że w warunkach udzielenia dotacji nie ma ani słowa, by powstałe z publicznych środków publikacje miały trafić do czynnego polityka.
Ryszard Czarnecki zaprzecza, by fundacja działała tak, by go promować za publiczne pieniądze. - To promocja sportu. Wiem, że i inni parlamentarzyści działający w sporcie, jak senator Wojciech Ziemniak (KO), rozdawali te publikacje wśród młodzieży. Fakt, że napisałem słowo wstępne do książki nie miał dla nich znaczenia. Liczyła się zawartość promująca wielką historię polskiego sportu - przekazał nam polityk.
Wskazał również, że książki rozdawał tam, gdzie przedstawiciele samej fundacji nie mogli wejść. - Imprezy często odbywały się bez udziału publiczności (pandemia - red.), a ja taką możliwość, jako działacz, miałem - przekonuje Czarnecki. - Odebrałem wiele pozytywnych opinii na temat tych publikacji, zatem mogę stwierdzić, że spełniły one swoją rolę w zakresie promocji polskiego sportu i jego chwały - mówi.
Sam prezes Zdziarski twierdzi, że nie otrzymał sprawozdania po audycie. Kategorycznie zaprzecza, by obdarowanie publikacjami Ryszarda Czarneckiego miało związek z kampaniami wyborczymi bądź promowaniem tego polityka.
Pytania o relacje z fundacją, przekazanie tysięcy albumów i zestawów kart przesłaliśmy Ryszardowi Czarneckiemu, który jednak do chwili publikacji nie odpowiedział. Obszernych odpowiedzi udzielił nam za to prezes fundacji Maciej Zdziarski, jednocześnie kilkakrotnie strasząc procesem.
- Pan Czarnecki w 2021 roku był członkiem prezydium Polskiego Komitetu Olimpijskiego, wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Jako działacz sportowy był w stałym kontakcie z siatkarzami zainteresowanymi udziałem w naszych publikacjach. Ponadto pisał i publikował w ogólnopolskich mediach na temat siatkówki - dzięki temu możliwe było znaczące zwiększenie zasięgu zadań publicznych oraz utrwalenie i multiplikowanie efektów - odpisał na nasze pytania.
Audytorzy odkryli także inny mechanizm, który uznali za niezgodny z prawem. Fundacja najpierw otrzymywała publiczne granty, dzięki którym powstawały jej albumy i wydawnictwa: opłacała autorów, drukarnię czy ilustracje. Następnie szukała prywatnych sponsorów, którzy chcieli zareklamować się w powstających albumach, stronach internetowych, za co fundacja otrzymywała wynagrodzenie. Dodatkowo handlowała tymi albumami.
"Zlecone zadania miały być realizowane niekomercyjnie. Tymczasem Fundacja otrzymane z Ministerstwa środki (...) przeznaczyła na przygotowanie wydawnictw, których duża część była następnie odpłatnie dystrybuowana, a także na działania reklamujące podmioty, z którymi zawarto umowy sponsoringu" - to treść audytu.
$pecjalny kod
KAS-owcy przesłuchali także pracowników Ministerstwa Sportu i Turystyki. Świadkowie opowiedzieli, że fundacja co najmniej od 2021 roku była traktowana szczególnie ze strony ministra Kamila Bortniczuka i jego zastępców.
"(Kierownictwo resortu - red.) przyznawało taką kwotę, o jaką fundacja wnioskowała mimo ograniczonego budżetu konkursów oraz innej propozycji eksperta co do wysokości kwoty dofinansowania. Pracownicy zeznali, że prezes tej fundacji bywał na rozmowach u ministra. Przyjeżdżał w trakcie realizacji, ale również przed ogłoszeniem wyników. (...) zeznali, że prezes fundacji 'ma jakieś powiązania i że się utrzymuje z tych dotacji'" - czytamy w dokumencie KAS.
Ze sprawozdania wynika również, że urzędnicy wskazali audytorom z KAS istnienie "mechanizmu $". Tym symbolem przełożeni oznaczali wnioski o dotacje, które miały być przez nich traktowane "ulgowo" oraz "priorytetowo".
Taka sytuacja dotyczyć miała fundacji Instytut Łukasiewicza. Na niektórych ze składanych przez nią wniosków o dofinansowanie dokumenty mają oznaczenia $, $$ lub $+.
Interwencja wicepremiera
Autorzy sprawozdania odnotowują, że jeszcze w trakcie ich pracy prezes fundacji wysyłał im pisma, w których powoływał się na bliską współpracę z politykami rządzącej dziś koalicji. Imiennie wskazywał na projekty, które realizuje z kierowanym przez Władysława Kosiniaka-Kamysza resortem obrony narodowej. Dodawał, że w przeszłości pracował także dla ministerstw, którymi kierował Bartłomiej Arłukowicz czy Radosław Sikorski.
- W Olsztynie odebrano to jako próbę wyhamowania kontroli, nazwiska rządzących miały wywołać efekt mrożący na inspektorach i ich przełożonych - mówi nam urzędnik Ministerstwa Finansów.
Jak odkrył tvn24.pl, minister Kosiniak-Kamysz w trakcie przeprowadzanej kontroli podjął poselską interwencję w sprawie fundacji Instytut Łukasiewicza. Zapytaliśmy, czym się wicepremier kierował, wysyłając interwencję poselską do władz Krajowej Administracji Skarbowej.
Rocznie do biura posła trafia około 80 próśb o interwencję. Podobnie było w sprawie, o którą pan pytaodpisał nam Janusz Sejmej, rzecznik MON.
Zapytaliśmy, czy celem działania wicepremiera nie było wywołanie "efektu paraliżującego" funkcjonariuszy KAS.
"Interwencji poselskich nie można zaliczać do działań typu efekt paraliżujący. Interwencje czy zapytania poselskie są niezwykle ważną częścią pracy każdego posła reprezentującego swoich wyborców" - to odpowiedź rzecznika MON.
Jednocześnie Sejmej przekazał nam, że fundacja złożyła w ubiegłym roku dwa wnioski projektowe do resortu, które jednak zostały ocenione negatywnie.
Prywatne potrzeby prezesa
Audytorzy twierdzą, że z dotacji - łamiąc prawo o finansach publicznych - prezes Zdziarski regulował swoje prywatne zobowiązania.
"Wydatki na spłatę pożyczek prezesa fundacji, a także na rzecz funduszu pożyczkowego (...) ponadto ze środków otrzymanych w ramach dotacji płacono koszty związane z wynajmem mieszkania, opłaty za gaz, wodę, dokonywano zakupu sprzętu komputerowego, płacono raty leasingowe, a także były ponoszone opłaty bankowe" - brzmi fragment sprawozdania.
- Fundacja opłacała ze środków własnych, niezwiązanych z jakąkolwiek dotacją ze środków publicznych, takie opłaty, jak raty leasingowe samochodów użytkowanych przez pracowniczki, zakup sprzętu komputerowego, wynajem mieszkania w Warszawie (zamiast wynajmowania hoteli), opłaty bankowe (...). Koszty te były finansowane ze środków pochodzących z działalności gospodarczej podejmowanej przez Fundację, co pozostaje w zgodzie ze statutem - to fragment z obszernej odpowiedzi prezesa Zdziarskiego.
Jednak w sprawozdaniu audytorzy wskazali, że w niewłaściwy sposób z dotacji fundacja wydała kwotę 203 tysięcy w 2021 roku, 421 tysięcy w następnym i 470 tysięcy złotych w 2023 roku.
Audytorzy opisali również, w jaki sposób zarabiał sam prezes fundacji Instytut Łukasiewicza. Jego wynagrodzenie, jak wynika ze sprawozdania, między 2021 a 2023 rokiem wyniosło 460 tysięcy. Ale dodatkowo fundacja podpisywała z nim umowy cywilno-prawne składające się na sumę 150 tysięcy w 2021 roku, rok później było to 120 tysięcy i w 2023 - dodatkowo 40 tysięcy.
Jakimkolwiek nieprawidłowościom w założonej i kierowanej przez siebie fundacji stanowczo zaprzecza sam Maciej Zdziarski.
"Fundacja nigdy nie finansowała 'osobistych kredytów pana Macieja Zdziarskiego' - ani ze środków dotacji, ani z żadnych innych środków" - odpisała nam. Jak twierdzi, "niżej podpisany Maciej Zdziarski, jako fundator, udzielał Fundacji pożyczek dla zachowania jej płynności finansowej w okresach, w których było to niezbędne. Fundacja, gdy uzyskiwała przychody, spłacała pożyczki, dokonując przelewu na osobisty rachunek M. Zdziarskiego. Pożyczki zostały zgłoszone do właściwego Urzędu Skarbowego, został odprowadzony od nich właściwy podatek". Całość jego odpowiedzi tutaj.
Śledztwo prokuratury
Jak sprawdziliśmy, efektem audytu było złożenie przez Krajową Administrację Skarbową zawiadomienia do Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Tutaj wszczęto śledztwo, jednak po dalszej analizie materiałów sprawa została przekazana do Prokuratury Regionalnej w Lublinie. Dlatego że właśnie w Lublinie już wcześniej rozpoczęto postępowanie, w którym badane są wszelkie nieprawidłowości związane z działaniem ministerstwa sportu kierowanego przez Kamila Bortniczuka.
- Po przejęciu śledztwa jego dotychczasowy kierunek został zmodyfikowany. Aktualnie dążymy do ustalenia, czy w związku z uzyskaniem dotacji zostało popełnione przestępstwo z artykułu 286 paragraf 1 Kodeksu karnego. Dotąd żadnej osobie nie przedstawiono zarzutów popełnienia przestępstwa - przekazał nam prokurator Waldemar Moncarzewski z lubelskiej prokuratury regionalnej.
Ten paragraf Kodeksu karnego dotyczy przestępstwa oszustwa i brzmi: "Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8".
Autorka/Autor: Robert Zieliński
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Tomasz Gzell
Temat: Zbigniew Ziobro