Co jest nieodłącznym elementem wszystkich hinduskich festiwali i jarmarków? Oczywiście wielbłądy i muzyka z bollywoodzkich filmów. Ale już niedługo. Serca mieszkańców Indii od niedawna zdobywa grupa kierowców, która organizuje na targowiskach wyścigi w "studni śmierci".
"Studnia śmierci" ma około 13 metrów wysokości i jest złożona z kilku bardzo dużych okręgów, po których jeżdżą hinduscy rajdowcy. Pokaz jest zaplanowany w najmniejszym szczególe. Jeżeli któryś z kierowców będzie jechał zbyt szybko, albo zbyt wolno lub jeśli zmieni trasę swojej jazdy - skutki takiego błędu mogą być tragiczne.
Nadim, 33-letni kierowca, który karierę motocyklisty zaczął 15 lat temu podkreśla, że żeby wjechać do "studni śmierci" trzeba trenować przynajmniej rok.
- Robię to trochę z pasji, ale głównie dlatego, żeby móc wykarmić moje dzieci. Ryzykujemy codziennie właśnie po to, żeby nasze dzieci nie musiały robi tego samego w przyszłości, żeby mogły się uczyć i znaleźć dobrą pracę - tłumaczy Nadim.
Za kilkanaście pokazów w miesiącu artyści dostają od 120 do 240 dolarów. Wszystko zależy od tego, jak duża jest publiczbnść i hojności ich szefa. I od go
- To bardzo niebezpieczne pokazy. Za każdym razem atakują mnie myśli, czy mi się uda, co będzie gdy spadnę, czy zabiję się, czy tylko odniosę poważne obrażenia? Te pytania nie dają spokoju - tłumaczy 19-letni Khalid. - Najważniejsze, żeby nie zaczęło się kręcić w głowie - dodaje.
Źródło: Reuters, TVN24