41 samochodów wyborczych Platformy, ciągnik Samoobrony, multimedialny tir LPR-u i PiSobus. W przedwyborczym wyścigu służbowe limuzyny idą w odstawkę i politycy przesiadają się do kampanijnych wehikułów.
Za państwowe nie wypada Na co dzień posłowie i liderzy partii poruszają się zwykle samochodami służbowymi. Ministrowie i wiceministrowie na świat patrzą zza szyb, nieco już leciwych, rządowych Lancii Kappa lub nowszych limuzyn BMW.
O tym, że na wybory samochodem sponsorowanym przez podatników jeździć nie wypada w dość brutalny sposób przekonał się jakiś czas temu były minister edukacji Roman Giertych. Po tym, jak na prawybory we Wrześni zajechał rządowym BMW - przez kilka dni atakował go dziennik "Fakt", a za nim inne media.
Na swoim blogu drugi z partyjnych liderów Wojciech Wierzejski odpowiada: "Regulamin wewnętrzny Rady Ministrów daje prawo byłemu wicepremierowi polskiego rządu do korzystania z auta służbowego przez 3 miesiące po odejściu z urzędu. Ze względów bezpieczeństwa i z uwagi na prestiż państwa."
Byli i obecni ministrowie mogliby więc teoretycznie robić kampanię w rządowych limuzynach. Raczej im jednak nie wypada.
Gdzie drogi kończą się na mapach Platforma Obywatelska przygotowała 41 samochodów i rozrzuciła je stosunkowo symetrycznie po całej Polsce. Dziennie przejeżdżają po kilkaset kilometrów i stawiają sobie za cel dotarcie w rejony najbardziej oddalone od wielkich miast.
PiS odgórnych rozporządzeń odnośnie środków transportu nie wydawał, pozostawiając decyzje lokalnym oddziałom partii. W Szczecinie uruchomiono na przykład PiSobus, autokar oklejony reklamami partii. - Zdarzało nam nie raz podwozić nim różne osoby, na przykład po drodze do kościoła - zdradza nam kierowca. - Co ciekawe, nie zawsze byli to nawet zwolennicy PiSu! - dodaje
Centrala PSL na temat wyborczych pojazdów również milczy. Do naszej redakcji trafiły jedynie zdjęcia wyborczych syrenek - oklejonych logo partii, zielonymi koniczynkami.
Lider Samoobrony Andrzej Lepper, być może zerkając z nadzieją na wiejski elektorat - kilkakrotnie pokazał się na nowoczesnym ciągniku. Takim kupionym zapewne za unijne pieniądze.
Ominąć oficjalne kanały Tir LPR-u to z kolei odpowiedź na ograniczenia w dostępie do mediów podczas kampanii. - Gdzie jest elementarny obiektywizm - irytuje się Wojciech Wierzejski. - Rozumiem, że można się kierować sondażami, ale LPR był niedoszacowany we wszystkich dotychczasowych wyborach. Internet ma być medium, dzięki któremu uda się dotrzeć do elektoratu.
Dlatego ciężarówka wynajęta przez partię na czas kampanii, to prawdziwy kombajn multimedialny. Na pokładzie wozi kilka stanowisk, które mogą zapewnić dostęp do internetu w niemal każdym miejscu kraju. - Zdarza się, że przychodzą do nas ludzie, którzy z internetu korzystają po raz pierwszy w naszej ciężarówce - mówi jeden z członków ekipy obsługującej pojazd.
Codzienność stanowią też wideokonferencje z partyjnymi liderami. Komunikacja jest dwustronna. Mieszkańcy wiosek mogą nie tylko ich oglądać, ale i z nimi rozmawiać za pomocą zainstalowanych na dachu ciężarówki kamer internetowych.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP