Szef zwolnił pracownicę. Po kilku dniach od zatrudnienia. Przez Skype'a. Na grupowym czacie. Kobieta zamieściła screeny z tej rozmowy w mediach społecznościowych. W sieci wybuchła burza, a na firmę spadła fala krytyki. Oświadczenie w tej sprawie opublikował jej właściciel.
"Szef mnie zwolnił na Skype, bo zrobiłam 9 wizualizacji do produkcji, a nie 15 jak grafik, co pracuje od początku tutaj (drugi dzień pracy)" - napisała na platformie X użytkowniczka Petrichor, zamieszczając jednocześnie screeny z rozmowy.
Ze screenów wynika, że szef zwolnił pracownicę na grupowym czacie komunikatora Skype, do którego dostęp ma jeszcze 27 innych osób.
"Zrobiła Pani 5 wizualizacji przez cały dzień?" - zapytał szef. W odpowiedzi graficzka napisała, że zrobiła 9 wizualizacji. "Nadal uczę nowego programu, nigdy nie miałam styczności z Corelem (program do projektowania graficznego - red.)" - dodała.
"Cooo proszeee. Chyba Pani żartuje, to dziękuję, do widzenia. Ja za naukę nie płacę" - odpisał przełożony.
Kobieta poinformowała szefa, że na rozmowie kwalifikacyjnej mówiła o tym, że korzysta z programów Adobe. "Nie było problemów z zatrudnieniem mnie, więc jestem zdziwiona" - napisała.
"Ale ja jestem, do widzenia" - powtórzył szef i poprosił kobietę o zostawienie numeru konta w księgowości. "Przelew pójdzie do Pani za tę edukację" - możemy przeczytać w korespondencji.
"Widzę, że szacunek do drugiej osoby jest tu nikły, też dziękuję. Brak profesjonalizmu niestety z Pana strony" - napisała graficzka.
Kobieta udostępniając rozmowę, nie poinformowała, dla jakiej firmy pracowała przez te kilka dni. Na zrzutach ekranu widać tylko imię właściciela. Internauci szybko odkryli jednak, o jaką firmę chodzi. Na przedsiębiorstwo wylała się fala krytyki, a jej profile w sieci utonęły w negatywnych komentarzach. "Właściciel firmy do mnie napisał, że skieruje moje screeny do ich kancelarii prawnej. Że mają teraz hejt na firmę przeze mnie, a ja nawet nie podałam nazwy firmy oraz napisałam samą prawdę, by pokazać to, jak się traktuje pracownika" - napisała zwolniona kobieta.
Graficzka w kilku następnych wpisach opisała kilka sytuacji z pracy, do których doszło w ciągu tych kilku dni, na przykład, że nie powinna do szefa pisać "cześć".
Problemem miała być też kwestia posiłku i przerwy na niego. Kobieta napisała, że zrobiła sobie przerwę o 11:30, za co została upomniana, bo "nie można jeść o tej porze". Gdy odpowiedziała, że jest głodna i bierze leki o tej porze, inny pracownik powiedział jej, że "będzie kara".
"Januszeria, level master"
Oburzony całą sytuacją jest Wojtek Kardyś, specjalista do spraw komunikacji internetowej i digital marketingu, który zachowanie przedsiębiorcy określił mianem "Januszeria, level master" i wskazał w kilku punktach na jego błędy. Zaczął od tego, że osoby świeżo przyjęte do pracy powinny zostać objęte "parasolem" i przejść odpowiednie wdrożenie, wprowadzenie do projektów i zespołu.
"Nie można wymagać od kogokolwiek minimalnej ilości grafik, przede wszystkim, praca powinna być wykonana dobrze i sumiennie, jakościowo, nie taśmowo, zwłaszcza na początku"- stwierdził Kardyś.
Dodał także, że "nie zwalnia się za takie rzeczy jak poniżej, a najważniejsze, nie przez Skype".
"To już jest najwyższy stopień buraczanej agencji na rynku. Nie wiem (jeszcze) kim jest ta osoba, która zwalnia, ale to idealny przykład anty-lidera, anty-szefa i anty-człowieka. Jak można kogokolwiek zwolnić w taki sposób?! To mi się nie mieści w głowie?!" - stwierdził.
Właściciel się tłumaczy
Właściciel firmy skomentował sytuację w poście opublikowanym na Facebooku.
"Postanowiłem odnieść się do sprawy, która rozlała się szerokim echem w dniu dzisiejszym po falach polskiego internetu" - rozpoczął swój post, w którym opisał swoją wersję wydarzeń.
"Zatrudniliśmy nową osobę w dziale graficznym, nasze wymagania były od początku jasne, mianowicie dobra znajomość programu graficznego Corel, na którym pracuje nasza firma. Osoba, która zgłosiła się do nas i została wybrana do pracy na tym stanowisku zadeklarowała, iż ma kwalifikacje i szybko opanuje program. Pierwszy dzień był dniem szkolenia, zasad funkcjonowania firmy, współpracy grafików z działem handlowym etc. Zaliczyliśmy ten dzień jako płatny dzień pracy pomijając fakt, że był to dzień typowo wdrożeniowy. Wystawiliśmy rachunek płatny wg obowiązujących stawek godzinowych umowy zlecenie zawartej na okres jednego próbnego miesiąca" - napisał.
"Okazało się w kolejnych dwóch dniach pracy, że w/w osoba wymaga wydatnej pomocy innych osób z działu graficznego, nie pracuje samodzielnie. Niestety, nie mamy czasu na dodatkową pracę nad nową osobą i angażowania innych pracowników w jej zadania. Angażując osoby na nowe stanowiska, oczekujemy wiedzy i kompetencji, które te osoby deklarują na rozmowie kwalifikacyjnej" - dodał.
"W tym przypadku zdecydowałem o rezygnacji ze współpracy. Odbyło się to za pomocą komunikatora Skype, dlatego że często jestem poza firmą i nie zawsze mam możliwość osobistego kontaktu z pracownikiem. Nad tym rzeczywiście mogę ubolewać, powinno to odbyć się osobiście" - stwierdził.
Poinformował też, że na firmę i jego osobę spadła "fala hejtu". Wspomniał też o "tysiącach obraźliwych maili i wiadomości, wysłanych przez komunikatory firmowe, sms na telefon etc…".
"Pozostawiam odpowiedź Państwu na pytanie, czy zasłużyliśmy na falę hejtu i takiej nagonki w internecie dlatego, że osoba straciła pracę po 3 dniach od jej podjęcia i została poinformowana o tym przez komunikator Skype?" - napisał.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock