Jeśli pytacie mnie, jako obywatela, to chciałbym widzieć pana Daniela Obajtka nie w kamienicy w Budapeszcie, u przyjaciela pana Viktora Orbana, tylko na sali rozpraw - powiedział premier Donald Tusk, odnosząc się do doniesień medialnych w sprawie miejsca pobytu byłego prezesa Orlenu.
Daniel Obajtek, były prezes Orlenu i obecny kandydat PiS do europarlamentu, był wezwany do prokuratury w poniedziałek na godzinę 10 w sprawie składania fałszywych zeznań. Obajtek nie stawił się na przesłuchanie. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Piotr Skiba powiedział w poniedziałek dziennikarzom, że wezwanie do stawiennictwa dla Obajtka jako świadka nie zostało odebrane. Wcześniej były prezes Orlenu nie stawił się także na posiedzeniu komisji śledczej ds. tzw. afery wizowej. We wpisie na X tłumaczył, że "formalnie nie został powiadomiony o tym przesłuchaniu", a o tym, że został "zaproszony do udziału w przesłuchaniu komisji", dowiedział się z informacji medialnych.
Obajtek "odnaleziony"
"Gazeta Wyborcza" informowała, że Daniel Obajtek na noce nie zostaje w Polsce, tylko nocuje na Słowacji lub na Węgrzech. "Wjeżdża w obstawie złożonej z byłych agentów służb, nie ma przy sobie telefonu, by nie można go było namierzyć po sygnale" - wyjaśniał dziennik.
Jak wynika ze wspólnego śledztwa dziennikarzy Radia ZET i FRONTSTORY.PL, były prezes Orlenu używa luksusowego apartamentu w Budapeszcie należącego do spółki biznesmenów powiązanych z zięciem Viktora Orbána, węgierskiego premiera.
W materiale o "odnalezieniu" Obajtka były szef Orlenu komentuje te ustalenia w ten sposób: "Nigdy nie kryłem, że prowadzę rozmowy biznesowe nie tylko w Polsce, ale także za granicą. Naturalne jest więc to, że gdzieś podczas tych wyjazdów trzeba się zatrzymywać. Jako osoba prywatna nie muszę się z tego tłumaczyć. Proszę nie szukać sensacji".
Tusk komentuje
- Ja nie jestem zaskoczony tymi rewelacjami medialnymi, adres akurat wydaje mi się dość prawdopodobny - skomentował w środę premier Donald Tusk.
- Będę niedługo widział się z premierem Orbanem, to go spytam wprost. Tak z ludzkiej ciekawości, na jakiej zasadzie organizuje, jeśli organizuje, pobyt wypoczynkowy pana Obajtka w Budapeszcie - stwierdził premier.
- Jeśli pytacie mnie jako obywatela, to tak bardzo chciałbym widzieć pana Obajtka nie w kamienicy w Budapeszcie, u przyjaciela pana Orbana, tylko na sali rozpraw - dodał Tusk, stwierdzając przy tym, że nie ma żadnych wątpliwości, "że prędzej czy później pan Obajtek stanie przed wymiarem sprawiedliwości".
Premier podkreślił jednak, że nie będzie swojego przekonania o losach Obajtka "zamieniał w dyspozycje tajne, poufne czy jawne pod adresem prokuratury czy policji".
- Ja już wczoraj (we wtorek - red.) mówiłem też publicznie. Rozumiem tę niecierpliwość Polek i Polaków. Rozumiem to przekonanie, że wszyscy wiemy tak naprawdę, na czym polegała aktywność pana Obajtka i innych jemu podobnych ludzi we władzach PiS-u czy spółek (...). Ale wymiar sprawiedliwości będzie pracował niezależnie ode mnie jako premiera w tej kwestii - stwierdził Donald Tusk.
- To, że w tej chwili nie ma spektakularnych akcji (służb - red.). To, że w tej chwili przed wami nie stoi minister (Zbigniew) Ziobro i nie komunikuje, kogo zaraz wsadzi. To, że nie ma w więzieniach na zasadzie aresztu wydobywczego tych wszystkich, których władza akurat nie lubi, uważam, za rzecz jedną z najważniejszych, jeśli chodzi o osiągniecia po wyborach 15 października - mówił w środę premier.
Jak dodał, jest przekonany, że choć wymiar sprawiedliwości - z różnych powodów - pracuje w tempie, które nie przyniosłoby chwały na igrzyskach olimpijskich, to jest tam wystarczająco dużo zdeterminowanych ludzi, i w samym resorcie (sprawiedliwości - red.), i w prokuraturze, i w policji, żeby zgodnie z procedurami, zgodnie z zawodową przyzwoitością "tych ludzi" doprowadzić w finale przed oblicze sądu. - Jestem przekonany, że takiego finału wszyscy doczekamy, ale nie będę popędzał, korzystając z mojej pozycji politycznej, prokuratorów, sędziów, czy policjantów w ich pracy - podsumował premier.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Leszek Szymański/PAP